sobota, 27 grudnia 2014

Wosk "Christmas Memories" Yankee Candle

Święta, święta i po świętach... Pomimo tego, że świąteczny szał już za nami, mi wciąż pozostało wiele zimowo-świątecznych zapachów do kominka. W tamtym roku dominowały w moich zbiorach korzenne przyprawy, cynamon, miód i ciastka. W tym postawiłam na bardziej mroźne klimaty, żeby zrekompensować sobie brak śniegu. Kiedy jednak dzisiaj temperatura spadła znacznie poniżej zera, przyszedł czas na stopienie w kominku wosku Christmas Memories, chyba najbardziej świątecznego z wosków od Yankee. :)


Christmas Memories to najmocniejszy wosk z jakim miałam do tej pory do czynienia. Już po kilku chwilach od odpalenia kominka zapach rozszedł się po wszystkich pokojach na parterze, docierając w każdy ich kąt. Zapach na zimo jak i na ciepło praktycznie niczym się nie różni. Jest intensywny, przyprawowy, słodki, choć nie mdły. Z początku sprawia wrażenie ostrego, ale z czasem nieznacznie łagodnieje, tworząc bardzo rozgrzewającą mieszankę zimową. W zasadzie to nie do końca wiem z czym mi się kojarzy. Nie jest to ani czysty zapach pierników, ani grzanego wina czy przyprawy korzennej. Mam wrażenie, że czuję w nim cynamon, ale taki już po upieczeniu, nie czysty, sproszkowany z torebki. W zasadzie, to kompozycja najbardziej przypomina mi ciasto korzenne z dużą ilością orzechów włoskich i cynamonu, mocno spieczone i dopiero co wyjęte z piekarnika. Z czasem, wśród tych wszystkich intensywnych aromatów, pojawia się słodycz i zapach karmelu na prażonych bakaliach, bardzo podobny do tego jaki znam z Salted Caramel. Wosk idealny dla maniaków ostrych przypraw i mocno doprawionych ciast. Ja mam podzielne zdanie. Z pewnością nie zniosłabym tego zapachu gdyby na dworze było odrobinę cieplej, jest zbyt mocny. Poza tym jak dla mnie, za mało w nim delikatności, a za dużo spieczonego ciasta. Jak mam być szczera, to po wrzuceniu do kominka wcale nie przypadł mi do gustu. Potem, kiedy odrobinę złagodniał i przeszedł słodyczą był sympatyczniejszy i nawet było w nim coś, co polubiłam. Niemniej jednak, nie jest to chyba mój faworyt, choć mojej mamie bardzo przypadł do gustu i uznała go za przyjemny, ciasteczkowy. :) Woskowi z pewnością trzeba dać czas na złagodnienie w kominku. Wtedy jest nawet całkiem znośny ;). Plus za piękną świąteczną naklejkę.

Ocena: 6/10

środa, 24 grudnia 2014

Wosk "Christmas Morning" Busy Bee

W zeszłym roku wigilię spędzałam z olejkiem z Pachnącego Kramu o zapachu "Pierwsza Gwiazdka". W tym, z racji braku śniegu, miałam ochotę na coś chłodniejszego, bardziej iglastego i leśnego. Wybrałam zapach "Christmas Morning" z firmy Busy Bee. Wybór był bardziej na chybił trafił, niż świadomy, ze względu na to, że nie miałam możliwości powąchania wosku wcześniej. :)

Christmas Morning na zimno to praktycznie wierna kopia wcześniej przeze mnie testowanego Christmas Garland od Yankee Candle. Czuje w nim wyraźnie drzewko iglaste pod postacią mroźnego świerku, będącego odpowiednikiem sosny w wyżej porównanym wosku od Yankee. Niestety po odpaleniu ten mocny zapach unosi się tylko nad kominkiem, tworząc wokół niego delikatne świerkowe tło. Po dodaniu połowy wosku, aromat roznosi się trochę dalej, ale szybko znika i przestaje być wyczuwalny. I choć wosk okazuje się być bardzo udany, mocno drzewiasty, świąteczny, z lekką, mam wrażenie pomarańczową nutą, która pojawia się po rozpaleniu, to na większe pomieszczenia zupełnie nie polecam. Małe opakowanie sprawia, że wosk jest nieopłacalny, co zaskakuje bo poprzednie zapachy od Busy Bee były bardzo intensywne. Jeśli szukacie podobnego zapachu polecam opisywany przeze mnie wcześniej Christmas Garland, będziecie bardziej usatysfakcjonowani, chyba, że wosk z Busy Bee topicie w bardzo małym pokoju, wtedy zapach jest wyraźny i znacznie bardziej intensywny o czym sama miałam okazję się przekonać przestawiając kominek do sypialni. Niemniej jednak kompozycja jest udana i bardzo przyjemna. :)

Ocena: 7/10

Życzenia Świąteczne!

Z okazji 24 grudnia i Świąt Bożego Narodzenia Moje Pachnidlo pragnie życzyć wszystkim zdrowia, szczęścia, wspaniale spędzonego czasu i wyjątkowych chwil z rodziną! Oby nadchodzący rok był dla Was pachnący i pełen radości!


czwartek, 18 grudnia 2014

Wosk "Christmas Garland" Yankee Candle

Nie wiem dlaczego, ale na ogół mówię "nie" takim sosnowym zapachom od Yankee. Dwa razy kupiłam podobny produkt i zupełnie nie przypadł mi do gustu :(. W tym roku jednak, na święta miałam ochotę na bardziej rześkie i zielone zapachy, coś w klimacie świeżo ściętej choinki, dlatego też wbrew własnym uprzedzeniom skusiłam się na zapach Christmas Garland. :)


 Na zimo ten wosk pachnie jak rozsypane na śniegu, świeże, sosnowe igliwie z dopiero co ściętej choinki w mroźny, zimowy dzień. Zapach jest intensywny, zielony i bardzo chłodny, dlatego od razu poczułam do niego sympatię. Po wrzuceniu do kominka staje się bardziej głęboki, delikatniejszy, cieplejszy, jakby ogrzany ciepłem rozpalonego w pokoju kominka. Z początku czułam w nim tylko wspomniane wcześniej drzewko, ale z czasem, wraz z rozgrzewaniem się wosku odniosłam wrażenie, że czuję coś jeszcze, coś subtelnie słodkiego i odrobinę cierpkiego. W opisu faktycznie można przeczytać, że ten wosk to połączenie sosnowego igliwia z żurawiną, ale sama nie jestem do końca pewna czy rzeczywiście czuję w nim owoce czy to tylko nos płata mi figla. Z pewnością nie jest to wyraźna nuta, zapach sosny jest tak intensywny, że ciężko wśród niego uchwycić coś jeszcze, ale z pewnością jest złagodzony czymś delikatnym, co czuć dopiero po wrzuceniu tartaletki do kominka. Wosk z pewnością jest świąteczny! Jest chłodny, wręcz mroźny i świeży. Dla mnie idealny i cieszę się, że zaryzykowałam z jego zakupem bo doskonale wpasował się pomiędzy te wszystkie korzenne zapachy, których mam pod dostatkiem. Po długim paleniu wosk traci trochę z świeżości i chłodu, ale wciąż pozostaje bardzo ładny i klimatyczny. Polecam jeśli ktoś lubi posobne klimaty. Mnie wosk zauroczył. To prawdziwy zapach choinki ozdobionej łańcuszkiem z suszonej żurawiny. :)

Ocena: 8/10

wtorek, 16 grudnia 2014

Świeca "Pineapple Coconut" Yankee Candle

W zasadzie to nie do końca wiem dlaczego ta świeca tak długo leżała u mnie nieodpalana. To był mój pierwszy tego typu poważny zakup, którego dokonałam przeszło rok temu. Odpaliłam ją wtedy raz i potem zostawiłam na kilka miesięcy na parapecie. Pojawiły się nowe woski, nowe rzeczy do wypróbowania, wakacje, kiedy prawie nie paliłam niczego w moim kominku i tak świeca dotrwała do dzisiaj w stanie prawie nienaruszonym.  Przypomniałam sobie o niej dopiero kiedy wczoraj wraz z tatą zrobiliśmy spore świąteczne zakupy w mydlarni, kupując cztery nowe  świece, na które trzeba było zrobić miejsce, paląc "stare" zapasy :). Dziś mam okazję wrócić do jednego z moich ulubionych zapachów! :D


Pineapple Coconut od Yankee Candle to zapach z limitowej letniej serii nawiązujący do słynnego drinku znanego pod nazwą Piña colada. Dla mnie to najprawdziwsza mieszanka słodkich, acz lekko kwaśnych świeżych ananasów i delikatnego kokosa w prawdziwej wakacyjnej mieszance. Przed oczami nasuwa mi się od razu widok wygodnych leżaków nad krystalicznym basenem, budki z napojami i wysokich, pękatych szklanek, wypełnionych lodem i napojami. Kompozycja jest lekko słodka, ale nie mdła, przegryziona kwaskowatym aromatem owoców, jest wręcz doskonałym odzwierciedleniem wspomnianej już wcześniej Piña colady. Doskonale wprawia w pozytywny nastrój, a zapach jest w miarę intensywny i szybko rozchodzi się po domu. Dla mnie idealny! :D Uwielbiam kokosy i ananasy, a ich połączenie to jedna z moich ulubionych kompozycji. Polecam wszystkim! Zapach jest obłędny, wakacyjny i bardzo pozytywny! Maniacy Piña colady będą zachwyceni.

Ocena: 10/10

niedziela, 14 grudnia 2014

Olejek "Victorian Chtistmas" Regent House

Olejek Victorian Christmas zamówiłam już przeszło rok temu na poświątecznej wyprzedaży wraz z innymi mu podobnymi. Kupiłam go wtedy bo zaintrygowała mnie jego nazwa, świąteczna, ale inna niż wszystkie, a że wszelkim zapachom korzennym mówię tak, postanowiłam zaryzykować. Pomimo tego, że mam go tak długo, przyznam się szczerze, że ani razu nie miałam okazji wlać go do mojego kominka. Zawiedziona pozostałymi zapachami z tej firmy dałam sobie spokój by wrócić do Yankee, na których zawieść się ciężko. Dziś po roku, przekopując moje zapasy, wracam do tego świątecznego olejku, na którego akurat przyszła odpowiednia pora roku. Grudzień to doskonały miesiąc na takie zapachy. :)



W zasadzie to nie do końca wiem z czym dokładnie kojarzy mi się nazwa tego olejku. Pierwsze co przychodzi mi na myśl to słynna "Opowieść Wigilijna", białe angielskie domki, łuna kominka w oknach, powykręcane stalowe przęsła płotów, śnieg i rozbiegane dzieci rzucające się śnieżkami. To moje wyobrażenie tego zapachu. Wąchając olejek na zimno czuję w nim pomarańczową nutę ze sporą ilością perfum. Gdzieś w tle tli się cynamon, niestety nie jest to taki prawdziwy zapach tej przyprawy. W zasadzie to cały olejek po wlaniu do kominka jest jakiś sztuczny, mało doprawiony i niekonkretny. Wg producenta Victorian Christmas to mieszanka przypraw korzennych, cynamonu i eleganckich perfum, a dla mnie to bardziej nijaka kompozycja. Sam zapach nie jest brzydki, przede wszystkim nie dusi, nie mdli, ale brak w nim tego czegoś. Dla mnie ma niewiele wspólnego z moim wyobrażeniem na temat Wiktoriańskiego Bożego Narodzenia bo nie czuję w nim praktycznie nic świątecznego. Chyba najsilniejsze w całej kompozycji są perfumy, które zabijają pozostałe zapachy i mieszając się z nimi dają coś, czego się nie da określić. Na ciepło nie czuję już pomarańczy, ani cynamonu. Szkoda, choć ten olejek ze wszystkich świątecznych zapachów od Regent House jakie posiadam, jest najlepszy. Dodam także, że jest bardzo delikatny i wymaga dania jego sporej ilości by po pokoju rozniósł się zapach, który i tak szybko znika. Osobiście nie polecam.

Ocena: 3/10

środa, 10 grudnia 2014

Aromatella.... i nowe woski :)

Grudzień to czas kiedy zbliżają się święta. Za chwilę nie będę mieć już czasu zamówić nic zapachowego, a w tym roku postanowiłam umilić sobie poranek wigilijny woskami z Busy Bee. Z początku zwlekałam z ich zamówieniem, ale kiedy nadarzyła się okazja w postaci darmowej wysyłki nie mogłam nie skorzystać. Zapachów było wiele do wyboru, pojawiło się sporo nowości z którymi nie miałam do tej pory do czynienia. Było co wybierać... :)


Do koszyka trafiły starannie wyselekcjonowane przez mój wybór, cztery woski nad którymi długo się zastanawiałam. Obowiązkową pozycją okazał się Sizzling Bacon (Smażony Bekon), który choć do perfumeryjnych nie należy, to tak mocno mnie zaciekawił, że musiałam spróbować! :D Drugi zapach to zapach świąteczny, Christmas Morning (Świąteczny Poranek). Miałam spory wybór, ale tym razem postawiłam na bardziej drzewne nuty (i chyba zbyt drzewne, patrząc po tym co wosk oddaje z siebie na zimno :P). Kolejnym okazał się Christmas Cookie (Świąteczne ciasteczko), a Ci co mnie znają wiedzą, że na punkcie dobrych ciasteczkowych zapachów mam lekkiego bzika. Ostatnim jest Harvest Moon (Nocne Żniwa), choć wybrany na samym końcu, to chyba najbardziej mnie intrygował ze wszystkich i już czuję, że to był dobry wybór.


Pomimo tego, że nastawiona byłam na zamówienie wosków, postanowiłam dać kolejną szansę olejkom z Regent House. Do tej pory żaden z nich nie był udany, a zamówiłam ich dosyć sporo (nadal leżakują w mojej kolekcji czekając na odpowiednią chwilę). Nie szalałam z ich ilością i podyktowana doświadczeniem zamówiłam tylko jeden: Wish Upon A Star. Tym razem strzelałam w bardziej perfumeryjny zapach (zapachy leśne i jedzeniowe nie były trafione) i już teraz mogę powiedzieć, że jestem mile zaskoczona. Zobaczymy jak to będzie z paleniem. :)

Skoro wszystko na co miałam oko w tym miesiącu już mam, pora zabrać się za intensywne kominkowanie i topienie tego wszystkiego.
Na który zapach najbardziej byście mieli ochotę? Mnie chyba marzy się Harvest Moon.... ;>

wtorek, 9 grudnia 2014

Tealighty "Grandma's cookies" ADMIT

Nie tak dawno temu na giełdzie kwiatowej udało mi się kupić kilka opakowań tealightów, a jedną z nich była paczka o kuszącym zapachu Grandma's cookies. Jako, że nastał grudzień i na dworze zrobiło się już zdecydowanie zimno, to właśnie na ciasteczkowe/piernikowe zapachy mam teraz największą ochotę. Odłożyłam więc wszystkie Yankowe woski, olejki i inne ciekawe rzeczy na bok i dałam szansę zwykłym tealightom. Zapaliłam i... nic! Zapachu nie czułam nawet po przyłożeniu nosa do samej świeczki. Wprawdzie nauczona doświadczeniem, spodziewałam się takiej sytuacji, ale i tak liczyłam na cud. Na moje szczęście świeczka zgasła w połowie palenia, dając mi tym samym możliwość by zastosować mój ulubiony sposób na niepachnące świeczki, czyli wrzucić ją do kominka. Wystarczyło kilka minut by po całym pokoju rozniósł się zapach... :)



Na zimno tealighty pachną mi mieszanką wanilii, przyprawy piernikowej i sporej ilości migdałów. Taka kompozycja jest wręcz bajeczna, apetyczna, słodka i kojarzy mi się z prawdziwą kuchnią, z wypiekami na święta czy z lukrem który zawsze robi moja mama do polewania makowców. Niestety ta piękna bajka szybko znika wraz z pierwszym odpaleniem kominka. Z początku zapach staje się intensywny, czuć wanilię, przyprawa korzenna jakby trochę znika w tle, a całość zakropiona jest sporą ilością olejku migdałowego. I szkoda, że taka sytuacja trwa tylko przez chwilę bo już po kilku minutach nie czuję praktycznie nic, poza ostrymi migdałami i mdłym tłem. Kompozycja okazuję się być trochę sztuczna, przedawkowana i traci swoją apetyczność. Zapach nadal jest słodki, ale nie jak ciasteczka, a raczej jak mieszanka olejku migdałowego z czymś sztucznym. Całość nie jest nie do zniesienia, aczkolwiek czuję duży zawód. Liczyłam na porządną dawkę masła, wanilii i przyprawy korzennej, a dostałam to...Szkoda. Mam tylko nadzieję, że pozostałe świeczki okażą się być bardziej trafne i naturalne. Tych tealightów niespecjalnie polecam.

Ocena: 4/10

sobota, 6 grudnia 2014

Zakupy w Goodies :)

Jak co roku o tej porze większość sklepów internetowych zachęca klientów do zakupów z powodu darmowej wysyłki. Ciężko się nie skusić, szczególnie, że koszt takiej wysyłki w moim przypadku to cena równa przynajmniej jednemu woskowi, a czasem i dwóch. Wyjątkowo nie robiłam dużych zakupów bo do koszyka wpadły tylko 3 woski nad których wyborem głowiłam się przez dobre pół godziny.  I choć przesyłka ta przyszła do mnie już wczoraj, dopiero dziś prezentuje Wam moje woskowe maleństwa. :D
November Rain, zapach na który skusiłam się przez Iriis i jej bloga, a także posta zapachowego. Musiałam przypomnieć sobie co takiego kiedyś widziałam w tym wosku :)
Bermuda Beach, wosk, którego ostatnie okruszki palą się dziś w moim kominku. UWIELBIAM! Dla tych którzy nie znają, przypomina Pink Sands. :)
Wild Fig, chyba jedyny wosk z poprzedniej kolekcji Q3, którego nie miałam okazji wypróbować



W najbliższych czasie czeka mnie już tylko jedna przesyłka, z woskami od Busy Bee i jednym olejkiem i mając taki zapas, w pełni będę mogła poświęcić się typowo zapachowym postom.

P.S. Wczoraj na blogu doszło do jakiegoś problemu natury technicznej i wszelkie komentarz, które były wtedy wysyłane straciłam bezpowrotnie. :( Z góry za to przepraszam!

piątek, 5 grudnia 2014

Kominek w zimowe wieczory :)

Na dworze robi się coraz zimniej i szybciej zapada zmrok, a mniej słońca to mniej radości :(. Na szczęście te chłodne jesienno-zimowe wieczory umila mi mój kominek i zapachy jakie się z niego unoszą... :D

Mój kominek z topiącym się zapachem Ghostly Treats od Yankee Candle:
 


A u Was? Jak kominek nastraja Wasze wieczory? Jeśli macie ciekawe zdjęcia kominka wieczorną porą, chętnie wstawię je pod spodem z Waszym imieniem (linkiem do bloga) by obiegły "świat" i umiliły innym, ten zimny, aczkolwiek magiczny okres. :) Koniecznie napiszcie jakie woski się w nim topią! :)

czwartek, 4 grudnia 2014

Rok 2015 i -25% na Yankee :)

Poszperałam, poszperałam z ciekawości na temat promocji. Rok się kończy i zaczyna się nowy, więc szykują się nowe obniżki miesiąca u Yankee Candle z których korzysta większość zapachomaniaków. Udostępniam, żeby pomóc łatwiej zaplanować sobie woskowe zakupy po niższych cenach, co zazwyczaj cieszy nasz portfel.
Który zestaw preferujecie najbardziej?


GRUDZIEŃ
 CHRISTMAS MEMORIES + SNOW IN LOVE
STYCZEŃ 2015
 CHAMPACA BLOSSOM + GARDEN SWEET PEA
LUTUY 2015
WEDDING DAY + SWEET STRAWBERRY
MARZEC 2015 
 LOVELY KIKU + WHITE GARDENIA
KWIECIEŃ 2015
 SICILIAN LEMON+ORANGE SPLASH
MAJ 2015  
A CHILDS WISH + SOFT BLANKET
CZERWIEC 2015 
 VANILLA CUPCAKE + SWEET APPLE 


U mnie chyba luty i maj wygrywają bo cała reszta to kwiatowe zapachy. :)

wtorek, 2 grudnia 2014

Zmiana i post na sugestie :)

Ostatnio niewiele wpisów odnośnie wosków, jak pewnie widzicie, ale te codziennie topią się w moim kominku. Gdy tylko w łapki wpadnie mi jakiś nowy zapach o którym zechcę napisać z pewnością pojawi się na blogu, a w planach już przygotowany sampler Warm Breeze od Yankee Candle (zapach niestety niedostępny w Polsce), ostatni z mojej amerykańskiej kolekcji. Dzięki darmowej wysyłce niedługo w moim domu powinny się także pojawić nowe, nietypowe maleństwa, a niektóre z nich w łapkach będę mieć po raz pierwszy, więc grudzień zapowiada się bardzo aromaterapeutycznie (jeśli w ogóle takie słowo istnieje). Sama jestem ciekawa ich zapachów!

W związku z tym, że blog ten głównie oscyluje wokół recenzji samych zapachów (wosków, olejków...) stworzyłam możliwość kontaktu, widoczną po prawej stronie w pasku bocznym po przesunięciu widoku ekranu na dół. Myślę, że to pomoże odpowiedzieć na wiele pytań, niekoniecznie związanych z danym zapachem. Dodatkowo, jeśli macie jakieś sugestie odnośnie prowadzenia bloga, jego zmian czy tym podobne, śmiało możecie je umieszczać pod tym właśnie postem, do czego będzie od teraz służył, to pomoże uporządkować pewne informacje i oddzielić woski od całej reszty. :D

Dziękuję także tym co sugerują mi jak prowadzić blog lepiej i wiernie czytają moje posty! To bardzo podnosi na duchu! :) Dziękuję Iriis, która tak wiele mi pomogła w wielu blogowych sprawach! :)

Na koniec... tak jak już wspomniałam, u mnie woski wciąż się topią, w większości jednak są to rozpoczęte partie, które staram się wykończyć. Ostatnio też mam nawał pracy zarówno jako mikrobiolog jak i pracownik pozostałych miejsc prac. Obecnie jestem w trakcie załatwiania ważnych dokumentów do badań, do tego dochodzi wiele innych rzeczy, a nie chciałabym wstawiać recenzji na szybko, na (jak to się potocznie, ale dosadnie mówi) "odwal się". Ten blog i dzielenie się z wami moimi wrażeniami zapachowymi sprawia mi przyjemność i nie chcę, żeby przez pośpiech coś się zmieniło. Ponadto wciąż dopalam Ghostly Treats od Yankee, a nie jestem nawet w połowie i dopóki go nie spalę, nie odpakuję nowego wosku. Dzięki temu nie będzie mi przybywać odpakowanych zapachów, których mam już pod dostatkiem.

Na zakończenie kilka cennych rad i uwag, które są wynikiem mojej ponad rocznej intensywnej (choć z przerwami) "współpracy z zapachami":
  1. "Ten zapach kiedyś mi się podobał, teraz jest inaczej": Nie polecam trzymać wosków jako produkty kolekcjonerskie. Wiem, że to kusi, sama też lubiłam mieć każdy pod ręką, gdybym w danej chwili miała na któryś ochotę, ale odeszłam od tego jakiś czas temu. Woski szybko tracą swoją ważność zapachową po odpakowaniu i łatwo się mieszają. Po dwóch miesiącach trzymania odpakowanych wosków razem, wszystkie przeszły swoim zapachem i większość była na zmarnowanie. :( Wyjątkiem są dobrze zapakowane Kringle, ale i te wietrzeją... z czasem. Rada: woski się pali, a nie trzyma w szufladzie! :D Ciągle jest coś nowego, więc zawsze będzie ciekawie!
  2. "Mam świeczkę, która nie pachnie!" Jeśli macie świeczki które nie pachną, a miały, to pokruszcie je do kominka - u mnie ten patent zawsze działa i w większości przypadków okazuje się, że świeczki jednak pachną (nawet tanie TeaLighty, które do tej pory były tylko ozdobą). :)
  3. "Jak usunąć wosk szybko i łatwo?" Jeśli chcemy pozbyć się wosku z kominka wystarczy położyć na niego kostkę lodu i po kilku minutach podważyć ją końcem noża. Wosk sam odejdzie. Nie polecam wkładać całego kominka do zamrażarki - ten sposób skutkuje, ale w kominku dochodzi do mikropęknięć pod wpływem nagłej zmiany temperatury i kominek może po pewnym czasie popękać.
  4. "Mam wosk, który mi się nie podoba": Jeśli macie woski które uważacie za słodkie, za mdłe lub zbyt intensywne, wymieszajcie je z innymi. W ten sposób z wosku którego nie chcecie, możecie otrzymać całkiem ciekawy i do tego nowy zapach. Polecam mieszanki ciasteczek z owocami (zapachów słodkich z owocowymi).
  5. "Mój wosk pachnie świeczką lub się nie topi". Wysokość kominka ma znaczenie. Jeśli będzie zbyt niski, wosk może zacząć się palić lub wydawać nietypowe, stearynowe zapachy. To samo jest z olejkami. Zbyt wysoka temperatura może spowodować gotowanie się olejku i jego "strzelanie", to ten sam efekt jak w przypadku patelni z olejem i kropelką wody. Zdarza się też tak, że wosk się nie topi na brzegach, a tylko środek jest rozpuszczony - to najprawdopodobniej wina temperatury pomieszczenia. Zimą na oknie i w niektórych pomieszczeniach jest chłodniej i wymiana ciepła zachodzi intensywniej, wosk się nie stopi. Wystarczy pod świeczkę podłożyć nakrętkę od słoika by wszystko wróciło do normy.
  6. "Mój wosk nie pachnie lub pachnie dziwnie, a zawsze byłam zadowolona z tej firmy" - Czasami się zdarza, że dostanie nam się felerny wosk, źle zmieszana partia, wosk był źle przechowywany, źle był transportowany lub zwyczajnie jest zbyt stary (woski nie mają daty ważności). Czasami warto zrobić drugie podejście bo może się okazać, że wosk pachnie zupełnie inaczej i nasz poprzedni maluszek był felerny. Osobiście miałam takie sytuacje, stąd też różnice w niektórych opiniach. :)
Na razie to tyle, jeśli jeszcze coś mi się przypomni dopiszę do postu. Mam nadzieję, że moje rady wydadzą się Wam cenne! :)

Życzę udanego, pachnącego wieczoru wszystkim zapachomaniakom. U mnie właśnie topi się Bermuda Beach (siostra bliźniaczka ukochanego Pink Sands), a u Was co dziś pachnie? :D





sobota, 29 listopada 2014

Sampler "Ghostly Treats" YANKEE CANDLE

Halloween dawno za nami, a ja wciąż nie spaliłam mojej halloweenowej świeczki, którą mam od dłuższego czasu. Wprawdzie nie planowałam jej zakupu, ale udała mi się wymienić w mydlarni jeden amerykański zapach, który jakoś nie przypadł mi do gustu, na to białe maleństwo o kuszącym zapachu. Dziś właśnie przyszła pora by kawałek samplera wylądował w kominku i umilił mi chłodny poranek. :)


Ghostly Treats to zapach przede wszystkim słodki, mający kojarzyć nam się z pieczonymi w ogniu piankami. I tak też jest. Sampler faktycznie oddaje z siebie dużo słodyczy, ale co ciekawe nie jest ona mdląca, a wręcz kusząca, przełamana czymś innym, ciekawym, intrygującym... niczym innym jak majerankiem! I nie wiem dlaczego, ale ta przyprawa faktycznie kojarzy mi się z okresem Halloween i świętem zmarłych, choć bardziej z tym drugim. Dzięki temu połączeniu sampler jest bardzo ciekawy, słodki, ale z charakterem. Kiedy dochodzi do mnie jego zapach czuję się jak podczas seansu spirytystycznego, ale nie takiego poważnego, a bardziej radosnego, zabawy przy świeczkach i miłego zajadania słodkich pianek, a w tle, dymi się kadzidełko z dodatkiem majeranku, który nadaje klimatu. Sampler ten jest dla mnie sporym zaskoczeniem i to na plus. Spodziewałam się przesłodzonego zapachu, a dostałam ciekawą kombinację ziół i pieczonych pianek, mieszanki, która idealnie wkomponowuje się w klimat Halloween, lub bardziej staropolskich zaduszek. Sampler jest delikatny, choć wyraźnie wyczuwalny i nadaje ciekawe, lekkie tło do pomieszczenia. Cieszę, że udało mi się go wymienić, a na następny rok, to chyba ten zapach wyląduje w kominku 31 października! Z pewnością warty wypróbowania! :D

Ocean: 8/10

czwartek, 27 listopada 2014

Giełda kwiatowa i aromatyczne zakupy!

Ostatnio mam niewiele czasu dla siebie. Od rana do wieczora pracuje, więc nawet nie mam kiedy odpalić mojego kominka. Dziś jednak miałam wolny poranek i wykorzystałam go na wyjazd na giełdę kwiatową, gdzie zawsze zrobię aromatyczne zakupy po niższej cenie. Tym razem było ich całkiem sporo, ale zapasy zrobiłam z myślą, że na następny taki wyjazd pozwolę sobie dopiero na Wielkanoc. Poza tym listopad i grudzień to doskonały moment na woski i olejki. Do sklepów wchodzą wtedy wszystkie wspaniałe zapachy świąteczne, które umilają nam długie, zimowe wieczory. :))
Wśród produktów w które się tym razem zaopatrzyłam było wiele wosków, kilka kadzidełek, parę olejków i jedna, mała, ale słodziutka świeca. :D
Zacznę więc od początku, czyli od Tea Lightów firmy ADMIT bo te okazały się moim dzisiejszym hitem. Wprawdzie jeszcze ich nie odpalałam, ale zapachy na zimno były tak autentyczne, że do koszyka trafiło aż 6 sztuk. Skusiłam się na Grandma's Cookie, Moonlight Night, Green Tea, Black Tea, Winter Forest i Honey. Z czego Moonlight Night wzięłam ze względu na intrygujące zdjęcie konia na okładce, na co przy takiej cenie można sobie pozwolić:).


Zaopatrzyłam się także w woski, tym razem więcej niż ostatnio. 6 sztuk firmy Janke Candle (obecnie Essence of Life, stara etykietka) i choć wiele osób je odradza, to sama chciałam się przekonać jak to z nimi jest. Padło na Tulips, Brown Sugar (błąd na nalepce wosku! :(), Rose, Romantic, Peach i Crocus. Mam nadzieję, że niedługo je odpalę i będę mogła Wam powiedzieć coś więcej na temat ich zapachu, udanego bądź nie.


Wśród wosków pojawiły się także dwie inne firmy, z każdej na przetestowanie wzięłam po jednej sztuce, ze względu na to, że woski były większe i sama zaczynam się zastanawiać kiedy ja to wszystko stopię. :) Jeden z nich to Magic Garden z ZAWA-PAK, a drugi Sensuous firmy Bartek, zapach nawiązujący do znanych perfum o tej samej nazwie. Poza nimi na próbę wzięłam trzy kadziedełka, które trafiły bardziej na chybił trafił niż w oparciu o świadomy wybór, Orange Blossom, Dragons Blood, Acaia, wszystko firmy HEM.


Co do olejków, to tym razem trochę się ograniczyłam, choć to one zazwyczaj były w przewadze. Wybór był spory, szczególnie, że pojawiło się wiele nowości z Naturalnych Zapachów. Wybrałam trzy sztuki: Róża, Cynamon i Zielona Herbata. Mam do nich duże zaufanie, poza tym na zimno pachniały interesująco. :) Do kolekcji trafiły także dwie nowe sztuki, Moon - Aromat i Mona Lisa z Vera-Nord. Jest co testować! A wszystko kusi. :D


Ostatnim zakupem była mała świeca, w stylu Yankee, ale od Bartka, Chocolate Paradise. Po powąchaniu wszystkich, to właśnie ona złapała mnie za nos i teraz grzecznie czeka na stoliczku w moim pokoju. Z tej firmy mam już dwie świeczki i do tej pory byłam zadowolona, zobaczymy jak będzie tym razem. Już nie mogę się doczekać!

Co Wam się podoba? Na recenzję którego zapachu macie ochotę najbardziej? Bo ja na wszystkie! Czuję, że przede mną wiele ciekawych aromatycznych wieczorów. :)



sobota, 22 listopada 2014

Sampler "Wild Cherries" YANKEE CANDLE

Zanim zabiorę się do topienia moich nowych nabytków, pora spalić woski nabyte w Stanach. Z tego też powodu dziś w komiku wylądował słodziutki sampler Wild Cherries, pochodzący z tej samej linii (Country Kitchen), co opisany wcześniej Sugared Plums. Jakie jest moje wrażenie?

 
Pierwsza istotna rzecz jaka się rzuca, to jego słabość. Sampler palę jak woski, wrzucam do kominka i topię, a zapachy zazwyczaj są bardzo intensywne. W tym jednak przypadku zapach jest bardzo mało wyczuwalny i przypomina wspomniane wcześniej Sugared Plums. Jest przede wszystkim bardzo słodki i pachnie bardziej jak cukierek o słabym, owocowym zapachu z nutą czereśni niż jak garść świeżych, acz malutkich dzikich czeresienek. Mnie zabrakło kwaśnego, intensywnego aromatu dojrzałych owoców, aczkolwiek zapach nie jest brzydki. Wręcz przeciwnie, jest słodki, ale nie mdlący, delikatny i ładnie otula pokój. Niektórym może kojarzyć się z gotującymi się na wolnym ogniu czereśniami z dużą ilością cukru, taki słodki niedokończony dżemik :), ale czyż właśnie nie to sugeruje nam nazwa linii Country Kitchen? Szkoda tylko, że kompozycja jest moim zdaniem trochę sztuczna i za mało określona. Sampler ładny, aczkolwiek słaby i czegoś mi w nim brakuje. Niemniej jednak wielu osobom może przypaść do gustu swoją słodyczą i łagodnością.

Ocena: 5/10

piątek, 21 listopada 2014

Moje nowości :)

Ostatnio, w drodze do pracy, mój nos zaciągnął mnie do mydlarni, w której nie było mnie od dłuższego czasu. W domu mam całą masę świeczek, wosków i olejków, dlatego do tej pory korzystałam z zapasów, których ilość pragnę teraz uszczuplić. Niestety jak to często bywa, nie da się wyjść bez chociażby jednego zapachu. Podczas mojej nieobecności, na rynku pojawiło się wiele nowości,  tak też moje zapasy zamiast się uszczuplić, powiększyły się o kilka wosków. Wybór padł na cztery zwykłe woski od Yankee: Christmas Memories - zapach, na który polowałam w zeszłym roku z niepowodzeniem - Snowflake Cookie, również moje must have w tym roku, Berrylicious, podobno sztuczny, ale mam dobre wspomnienia po Blueberry Scone oraz Beach Flowers, o którym czytałam wiele dobrego. Do całości dorzuciłam jeszcze jedne wosk easy-clean Beach Walk, którego długo szukałam w sklepach internetowych, a teraz będą miała okazję wypróbować także jego łatwo czyszczące się właściwości :). Na koniec w koszyku wylądował wosk Busy Bee i choć na nich się pary razy sparzyłam to Cotton Candy uwielbiam, dlatego kupiłam bez obaw. Z pewnością w najbliższym czasie pojawią się ich recenzję, za wyjątkiem Chrismtmas Memories, który poczeka sobie na bardziej świąteczny okres ;). A oto moje cudeńka:


P.S. U mnie dzisiaj w kominku wosk Candy Corn od Yankee Candle, a co u Was pachnie? :D

środa, 19 listopada 2014

Olejek "Pomarańcza" Pachnący Kram

Choć pałam ogromną miłością do Yankee i wszelkiej maści wosków do kominków, to wciąż od czasu do czasu w moim kominku lądują olejki. Ten akurat, który prezentuje dzisiaj mam już od dawna. Na starej stronie w tamtym roku pojawiła się już jego recenzja, ale nowa strona i nowe wrażenia wymagają zupełnie nowego wpisu, a że dziś wstałam z myślą "mam ochotę na coś świątecznego, ale rześkiego i owocowego" to padło na olejek Pomarańcza z Pachnącego Kramu.


Olejek już po chwili od wlania go do kominka z wodą zaczyna aromatyzować pomieszczenie. Moim pierwszym skojarzeniem jest świeża skórka z pomarańczy, zapach jaki zaczyna się rozchodzić kiedy zaczynamy obierać ten soczysty owoc. To również aromat, który nieodłącznie kojarzy mi się ze świętami, wigilią i wypiekami, tak właśnie pachnie mój świąteczny poranek. Olejek jest świeży i rześki i co ciekawe brak w nim sztucznej słodyczy czy obcych aromatów, to najczystszy zapach świeżej, niepryskanej pomarańczy. Jest wspaniały i doskonale energetyzuje na cały dzień! Do kominka wystarczy nakropić kilkanaście kropelek by po całym domu, stopniowo rozszedł się miły i przyjemny, acz nie nachalny zapach. Pachnący kram jako firma produkująca olejki plasuje się u mnie na średniej pozycji pod względem jakości, ale ten olejek wyprzedza większość, które posiadam w domu. Autentyczny, delikatny, a jednocześnie intensywny. Choć za cytrusowymi zapachami nie przepadam, ten uwielbiam i z miłą chęcią do niego wracam. Z pewnością warty wypróbowania, wprost idealny na wigilijny poranek. :)

Ocena: 9/10

piątek, 14 listopada 2014

Wosk "Calm" (Relaxing Rituals) YANKEE CANDLE

Wyjście do mydlarni i wybranie jednego wosku na wieczór nie jest łatwe, szczególnie jeśli w koło siebie ma się tyle pięknych zapachów. Długo myślałam, wahając się pomiędzy zapachami świątecznymi, halloweenowymi i jedzeniowymi. To niełatwy wybór, ale po dłuższej chwili padło na Yankee, na linię Relaxing Rituals z którą mam styczność po raz pierwszy. Calm...


Calm to bardzo dobry, intensywny i zrównoważony wosk. Jego zadaniem jest uspokajać i w pewien sposób właśnie tak działa. Najintensywniej czuję tu lawendę, potem do mojego nosa dochodzi wanilia, a drzewo sandałowe jest gdzieś w tle, wyciszone z czułością, tak by wszystko doskonale się połączyło, tworząc spójną całość. To kompozycja uspokajająca, doskonale łagodzi i wprowadza w swobodny nastrój. Mnie kojarzy się z cudowną, białą drewnianą chatką wśród francuskich pól lawendowych. Zapach lekko chłodny, ale przyjemny, jak pierwszy powiew wiosny po długiej zimie, jak świeżo wywieszone pranie na ogrodzie pełnym kwiatów. Wosk jest lekko słodki, ale przełamany mydlanym zapachem, subtelny, idealny do dużych pomieszczeń, który je odświeży i nada im elegancji. Wspaniały! I choć cena za Relaxing Rituals jest wyższa od standardowego wosku, myślę, że Yankee na to zasłużyło bo doskonale sobie tutaj poradzili.

Ocena: 10/10

czwartek, 13 listopada 2014

Wosk "Sugared Apple" Yankee Candle

Sugared Apple kusi już samą nazwą. Pamiętam kiedy sięgnęłam po nie po raz pierwszy. W sklepie wtedy była to ostatnia sztuka, a ja choć wcale nie czułam jego delikatnego zapachu wśród panującej w koło chmury aromatów, to postanowiłam zaryzykować. Od tamtego czasu sporo minęło, a sampler wciąż mi towarzyszy. Dziś odpaliłam go po raz kolejny w tym miesiącu i z radością stwierdzam, że ten zapach nigdy mi się nie znudzi.


Sugared Apple to zapach pysznej, czerwonej skórki jabłuszka o intensywnym słodkim aromacie. Mnie zdecydowanie kojarzy się z świeżym, dorodnym owocem przyprószonym cukrem pudrem. To, jak sugeruje okładka, wosk typowo świąteczny, subtelny, zrównoważony, pozbawiony mdłych aromatów i monotonii. Idealnie wkomponuje się w tło do dużego pokoju podczas jednego z długich wieczorów przy kominku. Doskonale pobudza wyobraźnię, a jednocześnie zaspokaja apetyt, jest tak słodki, że do jego towarzystwa w zupełności wystarczy dobra, mocna herbata. Jedna z lepszych i bardziej adekwatnych kompozycji, którą można wąchać i wąchać. Intensywny, ale nie za mocny. Po prostu idealny! Nie można się na niego nie skusić, a tym którzy obawiają się słodkich zapachów z pewnością zaskoczy. Jeden z moich zapachów naj od Yankee Candle.

Ocena: 10/10

wtorek, 11 listopada 2014

Wosk „Amber Moon” Yankee Candle

Wosk z serii Q3 na jesień i choć ta dopiero jutro obchodzić będzie kalendarzowe urodziny, woski dostępne są już od początku lata. Na zakupach w mydlarni właśnie ten zapach wybrałam jako jeden z czterech nowych, dostępnych w Polsce. Był najbardziej inny od tego co już znałam, a ponadto pachniał mi bardzo intensywnie bursztynem, którego zapach doskonale kojarzy mi się z jesienią.


Zapach przede wszystkim kusi pejzażem, a ja mam wyjątkową słabość do krajobrazowych kompozycji od Yankee. Jest intensywny, choć nie przytłaczający i ma wyraźne jesienne nuty takie jak drzewo sandałowe czy wspaniały bursztyn. W tym wypadku okładka doskonale oddaje naturę wosku i w świetny sposób ją też uzupełnia czyniąc idealny nastrój przed odpaleniem kominka. Amber Moon to zapach głęboki, z pogranicza ciepłego lata i początku kolorowej, acz jeszcze nie deszczowej jesieni. Ma w sobie coś „przytulnego” jak kominek w mroźny wieczór, a jednocześnie coś tajemniczego. To kolejny wspaniały wosk, który wącha się z prawdziwą przyjemnością.

Sampler "Sugared Plums" Yankee Candle

Sugared Plums z niedostępnej niestety serii Country Kitchen od Yankee Candle. Mnie udało się go dostać od koleżanki, która przywiozła mi go ze Stanów. Zapach dostałam w formie samplera bo tylko takie mieli dostępne w sklepie, ale myślę, że to w niczym mu nie ujmuje. :)
Sugared Plums czy jak kto woli Słodzone Śliwki to zapach bardzo delikatny i słodki. Trochę przypomina mi świeczkę o tej samej nazwie od Kringle Candle, choć tu dominuje więcej owoców. Ciężko mi jest w zasadzie określić jak pachnie. Słodko i słodko i ... w zasadzie w większości to słodycz, lecz nie taka subtelna, a owocowa, jak słodki cukierek śliwkowy :D. W tle czuć coś pomiędzy jeżynami, a owocami tropikalnymi. Totalna mieszanka. Świeczka nie jest mocna, do kominka kruszę jej znaczną ilość, a po dwóch godzinach zapach jest ledwo wyczuwalny. Niemniej jednak nie razie mnie nie zniechęca, aczkolwiek nie jest to mój faworyt, którego zawsze chciałabym mieć przy sobie, zbyt monotonny i zbyt mało określony.

Ocena: 6/10

Witam po zmianach! :)

Witam pasjonatów zapachów po zmianach. Niestety z powodów praktycznych musiałam zmienić lokalizację bloga (problem ze wstawianiem zdjęć znacznie ograniczał ilość pojawiających się postów). Dziś rozwiązuje ten problem. Z czasem pragnę uporządkować moje wpisy i większość przenieść tutaj. Cierpliwości! :D

Przez ten czas trochę tych zapachów się nazbierało, więc będę miała teraz wiele pracy przed sobą. :)