wtorek, 31 marca 2015

Wosk "Vanilla Cone" Kringle Candle

Po wypaleniu całego wosku z WW, który przez ostatnie dni umilał mi wieczory, dzisiaj sięgnęłam po drugi, mianowicie Vanilla Cone. Gdy wybierałam dla siebie zapach w sklepie Ładnie Pachnie na Odrzańskiej, miałam nie mały problem. Większość zapachów przypadło mi do gustu, a kilka z nich było naprawdę niesamowitych. I o ile nie jestem zwolenniczką typowo męskich, perfumowanych nut, tak jedzeniowe uwielbiam, dlatego to waniliowy rożek wrócił ze mną do domu. Wiem jednak, że wiele wspaniałości zostało na półce i już myślę o kolejnych aromatycznych zakupach (tak, wiem, to nałóg! :D). A w planach Pumpkin Patch!! :D O Kringle do tej pory pisałam niewiele, ale w najbliższym czasie to się zmieni, bo ostatnio nabyłam kilka wspaniałych perełek, które z pewnością trafią niedługo do kominka. Mam to szczęście, że wszystkie te cudeńka są dostępne stacjonarnie we Wrocławiu w Ładnie Pachnie i zawsze z pracy do domu mam chwilę, żeby wpaść, podyskutować ze wspaniałą obsługą i kupić jakiś wosk dla siebie na wieczór. :)


Na zimno wosk jest bardzo delikatny, ale i tak czuć w nim wyraźnie zapach chrupiącego, maślanego wafelka. Po rozpaleniu aromat jest subtelny, ale zdecydowanie wyczuwalny. To prawdziwa, zapachowa bomba kaloryczna i istne cudo! Na wstępie muszę powiedzieć, że jest wiele wosków i świec o waniliowych nutach, na naklejkach których widzimy furę lodów, a które tylko wzmagają nasz apetyt. Większość z nich jednak, to choć wyjątkowo przyjemna kompozycja,  jest bliżej nieokreślona, pachnie masłem, wanilią i po prostu słodyczą. Ale nie Vanilla Cone! To stuprocentowy, najwierniejszy zapach lodów waniliowych, nabitych na chrupiący rożek! Zapach jest tak autentyczny, że przypomniały mi się wakacje nad morzem, spacer po promenadzie i najlepsze waniliowe lody jakie miałam okazję jeść. Czuję się jakbym właśnie pałaszowała rożek wypełniony pysznymi zmrożonymi gałkami! Dla mnie, jako kulinarnego amatora i łasucha na słodkości to prawdziwa aromatyczna przyjemność. Jest tu zarówno ciastko jak i lody i obie te nuty czuć wyraźnie, a żadna z nich nie dominuje. Z czasem jednak, po około 2 godzinach od palenia, w wosku zaczyna dominować lekko słodka, maślana aura, co jest kwestią przyzwyczajenia. Po wyjściu z pokoju i ponownym powrocie, znów czuć ten sam aromat, a jego jedyna, lekka wada, to może i zbytnia delikatność. Z pewnością, dla fanów słodyczy. Polecam!

Ocena: 9/10


niedziela, 29 marca 2015

Wosk "Vineyard Nights" WoodWick

Bardzo rzadko zmawiam woski przez internet, a to dlatego, że większość mam stacjonarnie. Ostatnio, dzięki uprzejmości wrocławskiego sklepu "Ładnie pachnie", gdzie bardzo często robię zakupy, udało mi się nabyć trzy nowe woski, a w tym dwa z WoodWicka, z którymi mam do czynienia po raz trzeci i tak naprawdę jestem na początku poznawania tej firmy od aromatycznej strony. :) Podczas wybierania wśród tylu zapachów, zdecydowałam się między innymi na Vineyard Nights, którego kosteczkę jeszcze wcześniej, dostałam od przemiłej obsługi na próbę. Byłam tak zauroczona tym aromatem, że wybrałam go po raz drugi, tym razem w pełnym wymiarze, gotowa do działania! I choć z WoodWick dopiero się zaznajamiam, to początki są bardzo obiecujące, a w kolejności czeka mnie jeszcze wiele produktów do przetestowania. Dla ciekawych zapachu, woski dostępne są stacjonarnie we Wrocławiu na Odrzańskiej. :)


Vineyard Nights to kompozycja piżma, czerwonych winogron, fig i słodkich śliwek. Nazwa przywodzi mi na myśl upalną noc na bliskim wschodzie, przepełnioną zapachem dochodzącym z winnicy, zmieszaną z błogim odpoczynkiem pod drzewem figowca. O dziwo, wyobrażenie zupełnie nieadekwatne do zawartości. :D Dla mnie Vineyard Nights to nic innego jak najprawdziwszy aromat świeżo upieczonego półkruchego placka z polskimi jagodami i polukrowaną kruszonką. To słodko -kwaśna mieszanka z dodatkiem pysznego ciasta, dopiero co wyjętego z piekarnika. Coś wspaniałego. Dokładnie tak pachnie ciasto mojej mamy. W zapachu nie ma ani grama lekko sztucznej nuty, jaką spotykamy w jagodowych woskach Yankee, to idealny jedzeniowy wosk, dla pasjonatów słodkich, pieczeniowych nut z dodatkiem kwaskowatych owoców. Dla mnie super połączenie! To zdecydowanie kandydat na świece, o ile nie pobije go jakiś lepszy zapach z tej firmy. Z pewnością polecam! :D

Ocena: 9/10

wtorek, 24 marca 2015

Świeca "Lilac" Tesco

Dzisiaj nietypowy post, bo na tapecie nic ze znanych marek, a zwykła świeca z Tesco. Ostatnio będąc na zakupach zobaczyłam ją na promocji. Nie dało się przejść obojętnie koło takiego wielkiego słoja, który mnie od razu skojarzył się z yankową formą i ich średnimi słojami. Zapachów było kilka, po przewąchaniu wszystkich wybrałam intensywny bez i dziś z racji pięknej pogody, odstawiłam na chwilę moje świąteczno-zimowe samplery na koszt tego, nie takiego już maleństwa! :D


Na zimno nie mogłam oderwać nosa od zapachu wosku, który jest w środku! Cudowny zapach bzu, tak intensywny, że nie musiałam pochylać się aż do samego brzegu słoja by go poczuć. Muszę przyznać, że trochę obawiałam się ją rozpalać, z kilku powodów. Po pierwsze liczyłam się z tym, że świeca może nie pachnieć. Każdy z nas miał chyba do czynienia z tanimi świeczkami z hipermarketów, które zwyczajnie nie pachną po odpaleniu. Po drugie bałam się tunelowania. Świeca zrobiona jest z grubego szkła, ale jest szeroka, a jej wosk nie wygląda na taki, co łatwo daje się roztapiać, dlatego zawczasu ubrałam ją w sweterek. Po pierwszym odpaleniu i odczekaniu pół godziny nie czułam praktycznie nic, tylko lekkie bzowe tło, tuż nad wylotem. Dałam jej jednak szansę i dodatkowo owinęłam folią. Po jakimś czasie zaczęłam czuć zapach. Najpierw delikatny, a potem coraz intensywniejszy. Po dwóch godzinach od zapalenia aromat był tak intensywny, że mogłabym go śmiało przyrównać do killerów z Yankee! :D Zapach rozszedł się nie tylko po pokoju, ale dało się go wyczuć także w salonie, co zdarza się tylko niektórym woskom i świecom. Sam aromat natomiast jest piękny! Taki jak na zimno. Intensywny zapach kwiecia bzowego w najczystszej postaci. Poczułam się jak w letni wieczór, kiedy odpoczywam na balkonie, tuż przy tym rozłożystym krzewie. Zapach jest nawet lepszy od znanego mi Lilac petals z Yankee czy olejku Bez od Aroma House, z którego zawsze korzystam. Jest tak czysty i autentyczny, że z prawdziwą przyjemnością wdycham jego aromat! Dawno nie byłam tak pozytywnie zaskoczona, bo liczyłam się już z negatywną oceną, a tu proszę! Niespodzianka! Jedyną wadą świecy jest jej problem w rozpalaniu. Bardzo opornie topi się wosk i pomimo wszelkich znanych mi metod wspomagania świecy, roztopiony wosk wciąż nie dotknął ścianek i tak już może niestety pozostać. :( Plusem jest jednak fakt, że świeca, objętościowo i wagowo równa jest średniemu słojowi Yankee, a kosztowałam mnie tylko 12,99 (po promocji, przed cena liczyła 24,99), co jest niewiarygodnie mało. Nie wiem jak z innymi zapachami z tej firmy, ale chętnie je przetestuje. Były znacznie słabsze na zimno, niemniej jednak jestem skłonna zaryzykować! :) Z pewnością polecam ten zakup! :D

Ocena: 8/10

sobota, 21 marca 2015

Sampler "In a Winter Wonderland" Yankee Candle

Dziś pierwszy dzień wiosny, słońce świeci, wszyscy biegają w krótkich rękawkach, a ja z tej okazji odpalam moją zimową kolekcję! :D Na pierwszy ogień poszedł In a Winter Wonderland, chyba najbardziej świąteczny z świątecznych, imiennik zimowej krainy i nazwy limitowanej kolekcji.  :) Mój dom przeniósł się do pokrytej śniegiem bajki!


In aWinter Wonderland to kwintesencja całej kolekcji nie z byle jakiego powodu. To iście magiczny, zimowy, mroźny, a do tego polukrowany niczym bajka zapach, który wypełnia cały mój dom. Na zimno, przez folię czułam w nim świerk, taki prawdziwy, najprawdziwszy świerk, dopiero co ścięty w mroźnym lesie, gdzie tuż nad nim unoszą się jeszcze opary żywicy i soków roślinnych. Po przekrojeniu świeczki okazało się, że jest w nim coś jeszcze. Wyraźnie wyczułam cytrusy! :D Dokładnie! W samplerze czuć mieszankę goździków i pomarańczy i to dosyć intensywnie. Przyznam szczerze, że trochę zaczęłam się obawiać. Nie przepadam za owocowymi zapachami, które zawsze stawiam na ostatnim miejscu. W końcu jednak wrzuciłam kawałek do kominka. Po moim pokoju w pierwszej kolejności rozszedł się zapach choinki, chodnej, zimowej, przyprawionej nutą mięty i mentolu. Cudowny aromat igliwia na śniegu. Co ciekawe nuta pomarańczy i goździków praktycznie zupełnie znikła, zamieniając się w cudowny zapach żywicy drzewnej o lekko słodkiej, przyjemnej nucie. W tle wyczułam również cukier. Słodycz jaka wynika z dodatku lukru, którego z początku zupełnie nie mogłam wyczuć, teraz rozkręciła się na dobre. Wspaniały, bajkowy zapach. To takie zderzenie baśniowej, słodkiej krainy z żywym zapachem drzewka na śniegu. Całość dzięki mięcie i mentolowi sprawia, że powietrze staje się mroźne i olejków tych jest tak dużo, że mam wrażenie iż palce szczypią mnie od mrozu. Cudowny, skomplikowany zapach, który nie dość, że urzekł mój nos, to jeszcze doskonale zaspokaja moją wyobraźnię. Magia zamknięta w samplerku! :) Z pewnością polecam. I za rok będzie słój o tym lub podobnym zapachu. :)

Ocean: 10/10


środa, 18 marca 2015

Kolekcja Winter Wonderland Yankee Candle

Tak, wiem, wiem... Zima za nami. Powinnam raczej szukać teraz zapachów typowo na wiosnę, słodkich, kwiatowych, coś jak... króliczki, tulipanki? Ale ta kolekcja chodziła za mną odkąd zobaczyłam pierwszy słój (Snow in Glistening) i zakochałam się! Wielokrotnie myślałam nad zakupem dużego słoja (i całe szczęście, że tego nie zrobiłam), ale zazwyczaj wpadało mi coś innego, jakaś inna świeca i kończyło się tylko na wzdychaniach. Ostatnio jednak, chyba z racji wietrzenia "domowych magazynów" z zimowych zapachów, pojawiło się masę kompletów z "biblii" i po raz pierwszy mam okazję przetestować wszystkie zapachy, bez przymusu zakupu każdego wielkiego słoja i zastanawiania się, który by mi pasował. :D


Szczerze mówiąc to najbardziej liczyłam na zapachy, które ostatecznie okazały się najsłabsze i na odwrót. To co wydawało mi się, że będzie kiepskie, wypadło najlepiej! :D Wszystko okaże się przy pierwszym paleniu w kominku, dlatego przy najbliższej okazji to właśnie recenzji tych samplerów możecie się spodziewać najszybciej. :)))

Frolic & Play - zapach typowo miętowy z nutą znaną mi między innymi z Vanilla Honey. Na zimno przypomina mi najbardziej gumę miętową o mocno słodkiej nucie. Szczerze mówiąc to na ten zapach liczyłam najbardziej, a przez miodowo-waniliową nutę trochę nie przypadł mi do gustu. Zobaczymy jak będzie przy paleniu!

Sleigh Bells Ring - to właśnie na ten zapach polowałam w świecy. Czerwony, z piękna etykietką aż zachęcał. Na zimno jednak czuję w nim grejpfruty i pomarańcze z jakimś drzewem w tle, dlatego cieszę się, że nie ma z tego świecy bo pewnie bym się zawiodła. :)

Dream by the Fire - zapach niespodzianka, bo szczerze mówiąc nie mogłam go sobie wyobrazić ani trochę. Jest bardzo przyjemny, drzewny, lekko przydymiony i męski. Kojarzy mi się trochę jako mieszanka wosku Beach Wood YC z woskiem Secrets od Kringle. Zapowiada się bardzo ciekawie! :)

In a Winter Wonderland - praktycznie pewniak, nak którym, do niedawna zastanawiałam się czy nie brać świecy. Nie wzięłam, a tylko dlatego, że na dworze coraz cieplej i nie miałabym co z nią robić :P. Spodziewałam się zapachu identycznego do Magical Frosted Forest... a nie jest! Moim zdaniem, na sucho jest jeszcze ładniejszy! Chyba pójdzie na pierwszy ogień. Czuję w nim choinkę, mroźną, świeżą, dopiero co ścięta, a nie tak słodką jak we wspomnianym przed chwilą MFF, a taką doprawioną żywicą i odrobinką... cytrusa? O dziwo cytrus doskonale tu pasuje! Zapowiada się ciekawie!

Build A Snowman - szczerze? To byłam przekonana, że ten zapach będzie najgorszy, a co ciekawe... okazał się najlepszy! Na zimno to najpiękniejsza mięta jaką znam i doskonale oddaje wizję ze zdjęcia. Jest słodka, ale nie tak sztucznie jak w F&P, a jedwabista, jak z Vanilla Satin. Piękna kompozycja! I jeśli gdzieś spotkam świecę, to biorę! :) Zobaczymy jak da sobie radę w kominku, ale już na zimno mi się podoba!

Snow in Glistening - zapach, którego bardzo byłam ciekawa. Taki kot w worku. Na zimno znowu czuję tu lekką nutę z Vanilla Honey, ale jest ona wzbogacona zapachem proszku i świeżości, coś jak miodowy Clean Cotton. Ten sampler ma w sobie coś ciekawego i coś mniej ciekawego. Zobaczymy, która nuta wygra. :)

Czyli wychodzi na to, że dobrze zrobiłam nie kupując świecy na "łapu-capu". W życiu nie podkusiłabym się na Build a Snowman, a tu taka niespodzianka! A Wy, mieliście kiedyś do czynienia z tą kolekcją? Który zapach spodobał Wam się najbardziej? Wśród podanych samplerów brakuje jednego: Happy Tonight, który nie był zawarty w "biblii". Podobno jest mocno męski i ciężki.

P.S. Co u Was dzisiaj w kominku? U mnie świeca Salted Caramel. :)

wtorek, 17 marca 2015

Świeca Wolrd Journeys "Pacific Coconut" Yankee Candle

W zasadzie to dzisiaj w drodze z pracy do domu planowałam wrzucić do kominka Chocolate Donut bo miałam ogromną ochotę na coś słodkiego. Ostatnio chodzą za mną takie bardzo jedzeniowe aromaty, a na domiar złego w swojej kolekcji mam prawie same świeżaki. Nawet zaczęłam rozglądać się za Tortem Czekoladowym do Yankee, który do tej pory zupełnie nie wywoływał we mnie ochów i achów.... A jednak! Tymczasem moja chęć na słodkie była tak ogromna, że na obiad przygotowałam sobie naleśniki z karmelem... Chęć na czekoladowego pączka znikła z mig, a pojawiła się na coś rześkiego, lekkiego, oceanicznego i tak padło na Pacific Coconut. :)


Jestem ogromnie zaskoczona delikatnością tej świecy. Zdecydowanie nie jest to jeden z killerów! Świeca jest lekka i baaaardzo kokosowa. Pacific Coconut to praktycznie sam kokos, czysty, delikatny, mleczy z lekką nutką wodną w tle. Bardzo obawiałam się, że będzie pachniał jak Coconut Bay, ale na moje szczęście jest zupełnie inny i o ile tamten dla mnie zwyczajnie śmierdział, tak ten jest wyjątkowo przyjemny, jedwabisty i doskonale otula pokój. Dzięki dwóm knotom, świeca rozpala się bardzo szybko, a zapach pojawia się błyskawicznie. Jest subtelny, nie nachalny jak większość kompozycji od Yankee, które wdzierają się w najdrobniejszy kąt pomieszczenia. Brak w nim słodyczy, jest surowy, jak dopiero co zerwany z drzewa kokos, rozłupany na dwie części. Mnie przypomina zapach typowego mleczka kokosowego z puszki, które często dodaje do tajskich dań. Piękny, lekki zapach. Jestem fanką kokosa, a ten jest wręcz bajeczny. Prawdziwy, rajski kokos zebrany na jednej z dzikich wysp Pacyfiku. Mnie ten aromat od razu kojarzy się z Robinsonem Cruzoe i jego rozbiciem na bezludnym brzegu. Dla fanów kokosów idealny! :)

Ocena: 8/10

poniedziałek, 16 marca 2015

Sampler "Napa Valley Sun" Yankee Candle

Sławny zapach Napa Valley Sun, to chyba jeden z ulubionych wśród wielu yankeemaniaków i chyba obok sweterka i kotów (których testować nie miałam niestety okazji) jest najbardziej pożądany. Swoją drogą są niektóre takie zapachy, które lubi spora liczba osób i jedyne co mnie zastanawia, to czemu większości z nich nie można dostać w Polsce. No cóż, przynajmniej Pink Sands mam pod ręką, a biorąc pod uwagę liczne nowości jakie weszły na rynek z różnych firm, nie mogę narzekać. Niemniej jednak cieszę się, że mogłam upolować to maleństwo i przetestować jego "słynny" zapach. :D


Napa to zdecydowanie jeden z kilerów. Czuć go praktycznie przez folię tak mocno, że sąsiadujące z nim woski muszę odstawić na jedną dobę na bok by je "wywietrzyć" i móc stopić w kominku. Zapachem najbardziej przypomina mi Honey & Spice, przez dużą ilość miodu, zawartą w środku, która moim zdaniem zmieszana jest z odrobiną aromatu Golden Sands. To kompozycja lekko pudrowa, słodka, ale zdecydowanie nie mdła, przegryziona czymś, co mnie kojarzy się z kwaśnym ananasem. O dziwo hasło Napa Valley kojarzy mi się z zupełnie innych zapachem, z aromatem winogron, nagrzanej ziemi, zieleni i trawy i w niczym nie przypomina mocno miodowego, pudrowego samplera, okraszonego ananasową nutą,  z którym mam do czynienia. Aczkolwiek jeśli wczuć się w piękną etykietkę i kolor wosku, to wbrew pozorom podana kompozycja całkiem nieźle do niej pasuje. Tak w zasadzie, to nie wiem z czym kojarzy mi się ten zapach, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że bardzo mi się podoba i jestem w stanie zrozumieć w jakimś stopniu ten cały szał wokół niego. Jest bardzo delikatny, a jednak intensywny, słodki, ale zdecydowanie nie mdły i do tego lekko pudrowy, nie ciężki. Nadaje się chyba na każdą porę roku. Śliczny, bardzo udany zapach. :)

Ocena: 9/10

niedziela, 15 marca 2015

Olejek "Cytryna" Vera-Nord

Dziś "aromaterapeutycznie", bo z  olejkiem eterycznym od Vera-Nord. Prosto i na temat, bo padło na cytrynę. Byłam ogromnie ciekawa czy jest różnica między standardowymi woskami z YC i olejkami naturalnymi. :)


Olejek cytrynowy najbardziej przypomina mi Silician Lemon, jest typowo cytrynowy i intensywny. Brak w nim sztucznych nut, które można spotykać w niektórych odświeżaczach, ale nie jest to moim zdaniem zapach skórki cytrynowej, który znam z prawdziwych owoców. Brak w nim tej charakterystycznej goryczy. Ten zapach to jakby skondensowany sok z cytryny z lekką nutą słodyczy. Mnie trochę przypomina kisiel cytrynowy, jest bardzo apetyczny i delikatny. Polecam jeśli ktoś lubi zapach cytrusów, to najlepszy zapach cytrynowy jaki znam. :)

piątek, 13 marca 2015

Świeca "Evening Air" Yankee Candle

Na ogół kupuję świece na promocji, czekam aż ich cena spadnie lub ktoś będzie chciał je taniej sprzedać/ wymienić, bo znudził mu się zapach. Tym razem jednak było inaczej, bo Evening Air należał do mojej listy chciejstw i to na samym jej szczycie. Pewnie każdy yankomaniak ma takie zapachy w swojej głowie, takie które bardzo chciałby wypróbować. Ze mną właśnie tak było tym razem. ;) Na chwilę zaspokoiłam swoje zapachowe potrzeby, bo niestety na miejsce jednego chciejstwa już pojawiły się następne. Teraz marzy mi się Water Garden, może kiedyś... Dziś jednak nie o nim, a o wieczornym powietrzu, świecy, która ponoć robi furorę, a teraz i ja jestem jej szczęśliwym posiadaczem. :)


Z początku byłam zaskoczona. Spodziewałam się jakiegoś lekko męskiego zapachu przyprawionego o zapach lata, drzew, roślin. Przy pierwszy powąchaniu na zimno wyczułam rozmaryn! Całą masę rozmarynu, który zdecydowanie dominował w całej kompozycji i dosyć dziwnie łączył się z męskim tłem, który nikł gdzieś w tle. Co ciekawe w opisie na stronie Yankee nie było mowy o tej przyprawie, owszem znalazły się tam bazylia, geranium i goździki, ale żadnego z tych trzech aromatów nie czułam. Lekko sceptycznie nastawiona do dalszych możliwości świecy w końcu dzisiaj udało mi się ją zapalić. Z początku długo czekałam na jakikolwiek zapach. Dopiero po jakimś czasie do mojego nosa doleciały lekkie, męskie nuty. O dziwo, rozmaryn nie kłuł mój nos już tak bardzo. Wręcz przeciwnie, doskonale wplótł się w całość, dając jednocześnie dojść do głosu bazylii, która choć lekka, to zupełnie zmieniała oblicze świecy. Evening Air to zapach bardzo głęboki, jednocześnie ciężki, jak zapadający zmrok, ale i lekki, jak ciepłe letnie powietrze, które unosi się ku górze. Kompozycja jest lekko chłodna, męska, ale nie jak zabójczy Midsummer Night, który pachnie mi wodą kolońską, lecz jak miły, przyjemny, nocny zapach wybrzeża gdzie na skalistych stokach rosną świeże, pachnące zioła, kępy rozmarynu i bazylii, których aromat unosi się wraz z tworzącą się mgłą. Tak w zasadzie, to Evening Air jest chyba najbardziej skomplikowanych zapachem jaki znam. Mieszanka ziół, delikatnych perfum, które wcale nie przypominają sklepu z męskimi akcesoriami i piżma. Cudowna mieszanka, taka lekka, a jednocześnie spokojna. Idealnie koi nerwy. Dla mnie zapach jest piękny, faktycznie taki nocny i przyjemny. Chyba najlepszy męski zapach jaki testowałam. :)

Ocena: 9/10

środa, 11 marca 2015

Wosk "Pumpkin Buttercream" Yankee Candle

Choć sam wosk niczym mnie nie skusił, to po bardzo udanej prezentacji Pumpkin Wreath, postanowiłam przetestować kolejny dyniowy zapach, szczególnie, że do dyni mam ogromny sentyment. I choć na półce stoi nowa świeca, która od kilku godzin kusi mnie by ją odpalić, to tym razem dałam się pochłonąć woskowi, którymi umilał mi wieczór. :)


Wosk jest nietypowy, bo bardzo przeplata się zapachami w zależności od tego jak długo go palę. Z początku czułam w nim przede wszystkim przyprawy i tu głównie cynamon. Wosk sprawiał wrażenie łagodnej wersji Christmas Memories, wzbogaconej o nuty masła i sporej ilości cukru. Po pewnym czasie przyprawy złagodniały, a pojawił się aromat kremu maślanego, gęstego, z dodatkiem typowej dyni, która raczej nadawała lekkie tło niż dominowała w całości. Na końcu palenia czułam już oba te zapachy, przyprawy i masło, ale dodatkowo pojawił się aromat orzechów włoskich, które od czasu do czasu docierały do mojego nosa. Totalna, słodka, lekko ciężka mieszanka doprawiona przyprawami korzennymi. Zapach tego wosku przypomina mi tartę dyniową, przygotowywaną przez amerykanów na Halloween, tzw pumpkin pie. Kompozycja jest ciężka, nafaszerowana cukrem i masłem i z pewnością nie przypadnie osobom, które nie lubią takich zapachów, a celują w bardziej świeże nuty. Ja mam zdanie pół na pół. Wosk z pewnością spodoba mi się w mroźne, szare dni, ale nie będzie nadawał się na ciepłe i przyjemne. Na głodnego jak znalazł, duża dawka słodyczy i kalorii. :D Niemniej jednak nie jest to nic wyjątkowego, co by mnie miało powalić na kolana. Przeciętniak, który można zapalić z czystej ciekawości. :)

Ocena: 7/10

wtorek, 10 marca 2015

Tealighty "Black Tea" ADMIT

Na dzisiaj króciutki post, bo nie ma co się rozwodzić nad powielaniem tego samego wątku. :)


Niestety, kolejna porażka, bo tealighty nie pachną nawet po stopieniu ich w kominku. Można się było tego spodziewać, ale skoro leżały na półce to trzeba było z nich skorzystać. Zapach był wyczuwalny tylko w odległości 30 cm od kominka, co z całą pewnością mnie nie zadowala. Teraz pozostaje mi tylko traktować je jako "podpałkę" pod moje woski. Nie polecam.

Ocena:1/10

piątek, 6 marca 2015

Daylight "Secrets" Kringle Candle

O Kringle zrobiło się ostatnio głośno. Mam wrażenie, że jest to po części zasługa nowych, wspaniałych i działających na wyobraźnię etykietek, a także ciekawych kompozycji zapachowych jakie wyszły niedawno na rynek. Przyznam szczerzę, że na mnie to podziałało, bo obecnie chwilowo porzuciłam woski Yankee na rzecz nowości właśnie z tej firmy. Kusi wiele wspaniałych zapachów, a Secrets korcił mnie najbardziej. U nas w sklepie nie zdążyłam z jego zakupem, ale dzięki prezentowi na urodziny od Iriis, daylight trafił w moje małe łapki. uszczęśliwiając takiego zapachomaniaka jak ja! Dziękuję Iriis! To był wspaniały prezent! Jesteś cudowna! :*


Prezentacja tego zapachu jest w 100% celowa bo idealnie odzwierciedla jego "duszę". Przy pierwszym powąchaniu na zimno, zapach skojarzył mi się z mocnymi, ziemistymi i drewnianymi męskimi nutami spotykanymi w perfumach. Podczas palenia zdałam sobie jednak sprawę, że jest w nim coś więcej. Z pewnością nie jest to płytki, intensywny typ jaki spotykamy np. w Midsummer Night, o nie! Ten z pozoru przypominający męskie perfumy zapach, jest znacznie głębszy i w rzeczywistości okazuje się czymś zupełnie innym jeśli tylko damy mu szansę. Mnie zdecydowanie kojarzy się z drewnem, ze starym, niby opuszczonym budynkiem w którym jednak coś się znajduje, coś tajemniczego i ciemnego, jakieś pomieszczenie zakazane. Secrets jest ciężki i głęboki, to jakby zapach namokniętego drewna, starej skóry i metalu, czyli wszystkiego co kojarzy nam się z tajemniczymi miejscami. Wąchając go czuję się trochę jak w jednym z tych starych nawiedzonych pomieszczeń z horrorów. To może dziecinne porównanie, ale wg mnie właśnie tak pachną tajemnicze, zamknięte komnaty w Hogwarcie, starą przegniłą klapą w piwnicy, murowanymi ścianami, metalową kłódką i przystojnym czarodziejem w kapturze i czarnej szacie z magicznym, powykrzywianym kluczem w ręku. To piękny męski zapach przyprawiony o tajemnicę. Moim zdaniem strzał w dziesiątkę! Takie klimaty uwielbiam, a zapach doskonale zaspokaja moją wyobraźnię. Piękny! :D

Ocena: 10/10

środa, 4 marca 2015

Wosk "Bite Me" Busy Bee

Dawno nie było u mnie w kominku Busy Bee, co nie oznacza, że o woskach z tej firmy zapomniałam. Wręcz przeciwnie. Przy ostatniej wizycie w nowej mydlarni sięgnęłam po dwa nowe zapachy, które bardzo mnie interesowały, ale nie miałam nigdy okazji ich przetestować. Jeden z nich to Full Monty, intrygant, a drugi Bite Me, jeszcze większy mały, pachnący "sekrecik". Oba przyciągnęły mnie swoimi nietypowymi nazwami i byłam ciekawa co skrywają w środku. Dziś stopiłam kawałek tego drugiego, bardziej owocowego. :)


Nie wiem dlaczego, ale nazwa tego wosku kojarzy mi się z wampirami. Bite Me! Sugestywne dwa słowa, doprawione zdjęciem figurującym obok nazwy w sklepie internetowym, przedstawiającym dwa wampirze kły z ociekającą po nich krwią sprawiły, że w moich myślach pojawił się zapach słodkiego żelaza, wymieszany z czymś kadzidlanym. Niestety wosk w zupełności tego nie przypomina. Nie jest nawet ciężki, perfumeryjny. Dla mnie to mocno owocowy aromat, ale nie jak świeże owoce, ten jest bardzo sztuczny, choć niekoniecznie pachnący plastikiem czy podobnymi nutami. Przypomina mi to gumę balonową dla dzieci, gumę Kaczora Donalda, różową, przeznaczoną do robienia balonów! :) I wtedy to by się zgadzało, bo bite me, to przecież ugryź mnie!, a to właśnie robimy żując gumę! Dla tych co dobrze znają zapachy od Yankee, to wosk jest prawie identyczny do niestety znielubionego przeze mnie Vanilla Honey, stąd też zapach nie przypadł mi do gustu. Jest słodki, lekko mdły i zbyt intensywny. Zupełnie nie moje klimaty i choć słodycz lubię, ta mnie drażni, powodując znudzenie i zniechęcenie. Zdecydowanie więcej nie sięgnę po ten zapach.

Ocena: 3/10

wtorek, 3 marca 2015

Świeca "Salted Caramel" Yankee Candle

Uwielbiam solony karmel. Przygotowuje go w domu regularnie i wychodzi idealny. Jego zapach jest wspaniały, dlatego gdy dwa lata temu zaznajamiałam się z Yankee i zobaczyłam ten zapach, musiał być mój. To był jeden z pierwszych wosków, który wylądował u mnie w kominku. Niestety, z lekkim zawodem, bo choć zapach był słodki, to nie koniecznie kojarzył mi się z karmelem. Ostatnio jednak zawędrowałam do mydlarni i nie wiem czemu sięgnęłam po duży słoik Salted Caramel, chyba tylko po to by przypomnieć sobie zapach, który za chwilę ma zostać wycofany. I wiecie co.... przepadłam! Bo świeca pachnie zupełnie inaczej niż woski i samplery! Była cudowna! I choć nie kupuje świec z zapachów dostępnych stacjonarnie w formie wosków, to ta musiała być moja! :)


Przy pierwszym odpaleniu do mojego nosa doleciały mocno słone nuty i wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak. Bynajmniej zapach ten nie kojarzył mi się z karmelem, a bardziej z rosołem z dodatkiem paskudnego maggi. Był zupełnie nie mój, szczególnie, że na sam zapach rosołu mnie mdli. Pomyślałam sobie, że popełniłam mój zapachowy błąd życia i wydałam kupę forsy na coś, co pachnie jeszcze gorzej w świecy niż w wosku i do tego będzie się paliło przez kolejne 150 godzin, jeśli nie więcej. Usiadłam jednak z książka i obiecałam sobie, że poczekam, aż wosk rozpali się do ścianek, potem zgaszę świecę i będę żałować swojego błędu szukając zastępczego zapachu na wieczór. Powoli jednak zdałam sobie sprawę, że czuję słodycz. Z każda kolejną minutą zapach się zmieniał i zmieniał. Po godzinie palenia nie czułam już nic z rosołu, a tylko 100% karmel, najpyszniejszy, domowy, na kremówce, z dodatkiem soli morskiej. Zapach tak autentyczny, że moje ślinianki zapragnęły czegoś słodkiego! Cudo, nieporównywalne z woskiem czy samplerem w kominku! Dla pewności, że efekt ten nie jest kwestią przyzwyczajenia, wyszłam na chwilę by odzwyczaić się od zapachu, a po powrocie czułam dokładnie to samo. :) Najwyraźniej świeca potrzebowała czasu na to by dać z siebie wszystko. Cieszę się, że nie zgasiłam jej od razu, bo teraz pewnie szukałabym dla niej nowego właściciela, żyjąc w nieświadomości ile straciłam. Dla mnie to najprawdziwszy zapach solonego karmelu, pachnie trochę jak polewa do lodów McFlurry lub solony karmel od Marka i Spencera. Świecę aż chce się zjeść!! Rewelacja!

Ocena: 9/10

poniedziałek, 2 marca 2015

Wosk "Napar Gejszy" Craft'n'beauty

Drugi przetestowany przeze mnie wosk z firmy Craft'n'beauty. Tym razem skorzystałam z nowości, świeżo dostarczonej do sklepu, na wszelki wypadek żeby mieć pewność, że wosk będzie pachniał. Ciężko było wybrać zapach. Wiele z nich przeszło sobą nawzajem w jednym pudełeczku, ale ten pachniał intensywnie, dodatkowo bardzo mi się spodobał, dlatego pomimo innych ciekawych nazw, to właśnie na niego padł wybór. Niestety nie tylko na niego, bo moja chęć na zapachy była tak silna, że do koszyka trafiły jeszcze woski Kringle i Yankee. Nie o nich jednak dzisiaj... :)


To co najbardziej podoba mi się w tych woskach, to ich faktura i kolory! Wyglądają jak popękane kryształy, są naprawdę piękne. Napar Gejszy pachnie mi czymś pomiędzy kwiatami, a owocami. Na zimno czuję w nim mieszankę gruszek z lilią, choć w opisie, w składzie występuje zielona herbata z dodatkiem jaśminu. Niestety, nie czuję tych zapachów, ale kompozycja tak mnie zauroczyła, że byłam ciekawa jak wosk poradzi sobie podczas palenia. Po wrzuceniu do kominka, zapach jest bardzo delikatny, wręcz słaby, ale wyczuwalny. Kompozycja traci swój owocowy urok, ustępując bardziej kwiatowym nutom. Nadal czuję tu lilię, ale tym razem w towarzystwie jaśminu i tylko od czasu do czasu do mojego nosa dolatuje coś, co pachnie jak winogrona! Ciekawa mieszanka i ciężko jest mi określić czym tak naprawdę pachnie. Kojarzy mi się to raczej z japońskim ogrodem i kwitnącymi wiśniami. Przyjemny, słodki, "różowy" zapach. Jedyna jego wada to jego słabość, jest bardzo delikatny, subtelny i muszę wrzucić połowę kostki by poczuć zapach w pomieszczeniu. Nie nadaje się dla osób, które lubią kilery i intensywne aromaty, ale dla fanów tego typu kompozycji powiem, że zapach dostępny jest w formie olejków, które powinny być intensywniejsze.

Ocena: 5/10