czwartek, 28 stycznia 2016

Wosk "Orange Splash" Yankee Candle

Nie wiem ja u Was, ale ja chwilowo doznałam uczucia przesytu zapachami świątecznymi. Pierniki, miód i cynamon wychodzą mi powoli bokiem, a z powodu szaroburej pogody mam ochotę na coś wiosennego, pełnego słodkich, ale i świeżych zapachów! O tak! Tego mi trzeba, soczystych, energetycznych aromatów, które pobudzą mnie do działania i otrząsną trochę z tego ponurego klimatu. Jak zawsze sięgnęłam po Yankee, proste, niezawodne i niezastąpione. No ale musicie przyznać, że ta firma ma coś w sobie, prawda? :P Wybrałam coś akurat na tą porę roku, kiedy brakuje nam witamin. Pomarańcze! I choć cytrusy u mnie są fuuuuuj, to wyjątkowo miałam na nie ochotę. A jak się spisały? Jeśli jesteście ciekawi zapraszam. :D


Pomimo iż pomarańcze też kojarzą mi się ze świętami Bożego Narodzenia, to wosk z Yankee o tym zapachu zdecydowanie z wyglądu nie kojarzył mi się z ponurą aurą za oknem. Soczysty, pomarańczowy i pachnący! Niestety po odpaleniu coś poszło nie tak. Spodziewałam się pysznej, aromatycznej skórki pomarańczowej i cieknącego po palcach soku ze świeżych owoców, a otrzymałam coś mocno sztucznego z dużą ilością ulepkowatej słodyczy. Niestety kompozycja przypomina bardziej landrynki, niż prawdziwe cytrusy :(. Zawiodłam się. Co jak co, ale po Yankee spodziewałam się czegoś wyższych lotów, a tu taki psikus. Cóż pozostaje mi spędzić kilka najbliższych dni w landrynkowym klimacie i chyba na razie nie będę więcej wychylać łebka w kierunku wiosny, zanim ta sama się nie pojawi :). I mam nadzieję, że nie będzie mieli mi za złe, że w najbliższym czasie powrócę jeszcze do zimowych zapachów. W końcu mamy dopiero styczeń! :D A tego zapachu zdecydowanie nie polecam.... niestety koło prawdziwej pomarańczy, to on nawet nie stał.

wtorek, 19 stycznia 2016

Wosk "Vanilla Wonderland" Goose Creek

Dziś relaksuję się przy zaśnieżonych, typowo zimowych, wieczornych krajobrazach od firmy z którą zapoznałam Was dosyć niedawno. Ten wosk kupiłam już jakiś czas temu. W zasadzie, to wcale tego nie planowałam, ale po pierwszym niuchnięciu wiedziałam, że musi wrócić ze mną do domu :). I tak oto jest, a skoro dziś miałam jaki taki niezmiernie ciężki dzień (pod względem mentalnym), to czemu nie osłodzić sobie go przyjemnym woskiem, który aż krzyczy z szuflady "Teraz ja, teraz ja!". I od razu w tej chwili przypomina mi się osiołek ze Shreka, który podskakuje i wykrzykuje to wniebogłosy. A tak w ogóle, wiedzieliście, że wczoraj był dzień Kubusia Puchatka? :)


Widzicie ten krajobraz na zdjęciu? Równie cudny i mroźny co wosk, zawarty w środku :D. Czuć w nim trochę wanilii i duuuużo mięty, która aż "szczypie" nas w nos. Dodatkowo pojawia się jakaś drzewna, lekko wytrawna nuta, która nadaję żywego charakteru, przez co wosk nie pachnie jak lizaki w kształcie lasek, a jest dużo bardziej.... prawdziwy? Faktycznie może przywodzić na myśl spacer pod iskrzącymi się drzewami, pokrytymi szronem, do których odbijają się promienie światła. Ponoć kompozycja zawiera jeszcze igliwie i cytrusy. Ja ich raczej nie wyczuwam, co nie oznacza, że ich tam nie ma. Dla wytrawnego, czułego nosa na te nuty, mogą one wydać się bardzo intensywne. Wosk bardzo przypadł mi do gustu. Nie jest moim numerem 1, są momenty kiedy czegoś mi w nim jakby brakuje, ale poza tymi chwilami bardzo mi się podoba. Prawdziwy dziwak wśród słodko-miętowych, nudnych zapachów. :)

Ocena: 7/10

sobota, 16 stycznia 2016

Sampler "Sligh Bells Ring" Yankee Candle

Weekend to zazwyczaj czas kiedy wypoczywam. W takie zimowe, śnieżne dni, uwielbiam rano pojechać do stajni, a potem po powrocie, wygrzewać się w domu pod kocem z dobrą książką i kubkiem ciepłej herbaty. Takich chwil nie wyobrażam sobie bez wosków i świec zapachowych. Wybieram jakiś nowy ciekawy zapach z mojej kolekcji i cieszę się jego aromatem, który rozchodzi się po pomieszczeniu. Takie błogie i przyjemne chwile są najlepsze. :D Wtedy woski sprawiają mi największą radość. Dziś mam okazję zaprezentować Wam sampler ze słynnej zeszłorocznej kolekcji "Winter Wonderland" nawiązującej do znanej piosenki Elvisa o tym samym tytule. Znacie? :) Jeśli nie, to polecam posłuchać jej właśnie teraz. Będzie idealna jako tło do tego postu i choć święta za nami, to zima dopiero zaczyna nas dopieszczać swoim mroźnym krajobrazem. Zapraszam zatem na recenzję! :)


Na zimno sampler mocno pachnie cytrusami. Nie jest to jednak czysto cytrusowy zapach, kojarzony ze środkami czystości. Po odpaleniu kompozycja odrobinę się zmienia. Staje się bardziej rozbudowana, wielowymiarowa. Do zapachu cytrusów, a szczególnie grapefruita, którego czuję najmocniej, dochodzi aromat drewna, wanilii i czarnej porzeczki. Niektórzy czują tam aromat różany, jednak na całe szczęście mi on jakby umyka, aczkolwiek.... jak się tak wczuć....? Może odrobinkę. :) Jest to z pewnością niezwykle przyjemna kompozycja, pomimo dość nietypowej i jakby nie mojej kombinacji. To taka słodko-ciepko-gorzka mieszanka o bardzo świeżym charakterze. Bardzo nieoczywisty i ciekawy zapach. Czy kojarzy mi się z zimowym kuligiem? Może odrobinkę, ale nie jest to moja pierwsza myśl. Dużo bardziej kojarzy mi się z zimową chatką, piciem gorącego soku z przyprawami, zapachem żywicy i starych drewnianych mebli. To taki bajkowy sampler. Z pewnością wart polecenia, bo o dziwo plasuje się nieco wyżej niż opisywany wcześniej Snow is Glistening. Must have na obecną pogodę za oknem! :D

Ocena: 9/10

niedziela, 3 stycznia 2016

Sampler "Snow is Glistening" Yankee Candle

Jej! Nie wierzę, że rok 2015 zleciał aż tak szybko :D. Ten sampler kupiłam zimą zeszłego roku i tak sobie przeleżał grzecznie w szufladzie aż do dziś. Za oknem mroźno, więc nie mogło być lepszego momentu. Śnieg leży praktycznie wszędzie, oszronione drzewa skrzą się na słońcu, a mróz skrzypie pod stopami. Prawdziwa zimą! Zima, którą umilają mi jak co roku zapachy Yankee Candle, firmy, która już parę lat temu skradła zapachową cześć mojego serca.  Zapraszam! :)


Co do tego zapachu miałam mieszane uczucia. Kupują go totalnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Nuty prania, mięty i wanilii jakoś nie specjalnie do mnie przemawiały, bo ciężko mi było wyobrazić sobie taką kombinację. Niemniej jednak zapach dostałam wraz z całą kolekcją i w końcu nastał jego czas! :D Z pewnością nie należy on do mocarzy. Jest delikatny, subtelnie słodki, a słodycz ta ociera się o zapach, który znam, a mianowicie gumy balonowej ze wspomnień z mojego dzieciństwa! :) O tak! Do tego dochodzi świeżość, taka lekko praniowa, lecz nie ostra jak z Clean Cotton, a subtelna jak świeżo wyprane pranie, suszące się na dworze. Mróz zapewniają nam akordy mięty, która nadaje mroźnego charakteru. Całość jest idealnie wyważona i muszę przyznać, że polubiłam się z tą kompozycją. Jest subtelna, lekko słodka, świeża i doskonale pasuje do pogody za oknem. Zapach z pewnością warty wypróbowania, aczkolwiek odrobinę delikatny i do kominka trzeba wrzucić większy kawałek, jeśli lubi się intensywne zapachy. Polecam, zdecydowanie. :)

Ocena: 8/10

piątek, 1 stycznia 2016

Wosk "Christmas Cashmere" Goose Creek

No to mamy 2016 rok! :D Mam nadzieję, że sylwester się udał i teraz wypoczywacie po całonocnym szaleństwie. W ramach takiego po-sylwestrowego leniuchowania, zapraszam na przyjemny, pachnący post z woskiem, który właśnie rozpieszcza mnie swoim zapachem. Bo widzicie, u nas nad ranem spadły góry śniegu, który dzięki niskiej temperaturze utrzymał się do tej pory, tworząc piękną kołderkę z białego puchu. Ten idealny, świąteczny krajobraz, świetnie pasuje do prezentowany dzisiaj, nowego zapachu. Z firmą Goose Creek mam do czynienia już po raz drugi, więc wiem, że mogę spodziewać się bardzo skomplikowanych i intensywnych kompozycji. Zapraszam zatem na chwilę relaksu z Christmas Cashmere. :)


Zdjęcie na opakowaniu może i nie zachęca mnie tak jak w większości przypadków, ale zapach wszystko wynagradza, bo jest naprawdę obłędny. Jest słodki, ale z pewnością nie mdły. Nie przypomina w niczym zapachów typowo kuchennych, ciasteczkowych, waniliowych, choć wanilię czuć tu dosyć wyraźnie. Jest ona jednak mocno pudrowa, przełamana ciekawą nutą i faktycznie daje wrażenie ciepłego, grubego swetra, jaki nakładamy na siebie w jeden z tych długich wieczorów, kiedy mamy ochotę poleniuchować z kubkiem herbaty przy kominku, w towarzystwie dobrej książki. Kompozycja jest niezwykle przyjemna, przytulna i otulająca. Ma w sobie nuty drzewa sandałowego, które idealnie równoważą całość, nadając jej lekko surowy charakter. To idealny wosk na takie chwile, kiedy za oknem leżą hałdy śniegu, a my wypoczywamy w cieplutkim domku. Z pewnością polecam, zapach jest cudny! :)

Ocena: 9/10