sobota, 30 lipca 2016

Wosk "Black Plum Blossom" Yankee Candle

Wobec dzisiejszego dnia miałam zupełnie inne zamiary :). Wraz ze znajomymi planowaliśmy jednodniowy wypad w góry, zakończony wakacyjnym ogniskiem, pieczeniem kiełbasek i siedzeniem do późna ;p. Plany się jednak trochę posypały, paru osobom wypadło coś pilnego, a pogoda też wygląda jakby miała swoje bardziej kapryśne dni, bo nie wiadomo czy zanosi się na słońce czy na deszcz. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Wypad przesuneliśmy na inny termin, a ja za to mam chwilę tylko dla siebie, którą jak zwykle umilają mi woski. Ostatnio u mnie tylko Yankee, tak wiem, ale może już niedługo urozmaicę trochę repertuar, wplatając inne firmy. Jeśli macie coś konkretnego na oku, wartego przetestowania, dajcie znać! A tymczasem zapraszam na recenzje, której główym bohaterem jest dziś u mnie kwiat śliwy. :D


Na ogół nie jestem fanką kwiatowych kompozycji. Lubię je, owszem, ale nie wzbudzają we mnie większych zachwytów, poza kilkoma wyjątkami. I Black Plum Blossom chyba należy do takich wyjątków. Jest słodki, letni, a jednocześnie świeży i rześki. Pomimo swojej kwiatowej lekkości, jest w nim sporo głębi, którą funduję nam dobrze wyczuwalne piżmo. Nie jest to typowy, czysty zapach majowych kwiatów wiśni (swoją drogą, to chyba nie wiem jak pachnie typowy kwiat wiśni ;p). To taka jego bardzo perfumeryjna wariacja o lekko owocowej, piżmowej nucie. Jest po prostu cudny! Z początku obawiałam się, że będzie zbyt kwiaciarniany, a już podczas kruszenia, przestraszyłam się, że będzie słodko-owocowy. Nic bardziej mylnego. Wosk zachwycił mnie swoim cudownym wywarzeniem, a jednocześnie świeżością początku lata. Pomimo słodyczy, sprawia wrażenie lekkiego jak piórko. :D Przez subtelny dodatek piżma, idealnie sprawdziłby się również jako perfumy dla eleganckiej kobiety. Żałuje tylko, że odpaliłam go tak późno. Piękny! :)

Ocena: 9/10

wtorek, 26 lipca 2016

Wosk "Garden Hideaway" Yankee Candle

Jak to mówią "Co się odwlecze, to nie uciecze" i obiecany post o zapachu krajobrazowym właśnie ląduje na stronie :). I chyba doskonale trafiacie w moje gusta, bo do tego typu kompozycji mam największą słabość. Łąki, góry, jeziora, zieleń, drewniane, surowe nuty, takie właśnie kocham najbardziej. Tak swoją drogą, trochę zbaczając z tematu, to właśnie przestudiowałam listę zapachów wycofywanych w następnym roku i dowiedziałam się, że z półek sklepowych zniknie mój ukuchany krajobrazowy zapach Amber Moon ;(, a dwa kolejne Honey Glow i Ginger Dusk, które od jakiegoś czasu kuszą mnie coraz bardziej, również mają się już nie pojawiać. Dlatego jeśli te woski wyjątkowo przypadły Was do gustu, radzę się spieszyć i nabyć je póki jeszcze są dostępne. A teraz, porzucając smutne wieści i przywracając radosną atmosferę na bloga, wracamy do dzisiejszego tematu, lubicie ogrody angielskie? Bo dziś przenosimy się właśnie w jedno z takich miejsc. Będzie zielono i kwieciście, gotowi? :D


Wrzucając ten wosk do kominka spodziewałam się ostrych, zielonych i trawiastych nut, przegryzionych intensywnym zapachem konwalii. Mówiąc szczerze, to za typowymi "soczystymi" aromatami nie przepadam, a tym bardziej nigdy nie mogłam polubić się w aromaterapii z konwalią, dla mnie jest chyba zbyt intensywna, mydlana i gryząca. O dziwo jednak wosk, pomio iż posiada oba te składniki, które dosyć mocno wybijają się na pierwszy plan, jest dobrze wyważony i stonowany. Nie jest to typowy, rześki świeżak, wosk ten jest raczej wytrawny i gorzki, przegryziony lekką słodyczą. Faktycznie może przywodzić na myśl przechadzanie się po ukrytych zakątkach zarośniętego ogrodu, gdzie tuż obok, w cieniu, bezpiecznie spoczywa sobie drewniana ławeczka na której możemy spocząć i posłuchać śpiewu ptaków, a pod nogami rozpościera się nam cudny dywan z konwalii ;). Dla osób, które jednak tak jak ja nie lubią się z ich zapachem, kwiat ten, pomimo obecności innych w kompozycji, może chwilami wydawać się zbyt przytłaczający. Wosk z pewnością doceniam, jako coś unikalnego w kolekcji Yankee i całkiem ciekawie odwzorowanego, jednak pomimo iż planuję spalić cały do końca, to nie sięgnęłabym po kolejną sztukę. Jednak konwalia to nie moja bajka, choć jakościowo kompozycja jest bardzo ok. :)

Ocena: 7/10

niedziela, 24 lipca 2016

Perfumy "Eau de Lacoste" Lacoste

Przez ostatni tydzień intensywnie testowałam nowe perfumy. Tak w zasadzie, to dostałam je już na wiosnę jako prezent, ale dopiero teraz doczekały się swojej premiery. Teraz, po testah dołączyły do reszty flakonów na toaletce i cieszą moje oko. Z firmą Lacoste w postaci perfum mam doczynienia po raz pierwszy. Wcześniej nie korzystałam z ich produktów, choć od dawna spoglądałam na ich śliczne flakony (teraz kusi mnie ich granatowa wersja ;p). Nie wiem dlaczego, ale aż do teraz kojarzyły mi się z zapachami lekkimi, sportowymi, ulotnymi. Ja jednak preferuję bąrdziej głębokie i trwałe kompozycje, dlatego firma ta nie zainteresowała mnie do tego stopnia bym sama chciała po nią sięgnąć. Perfumy jednak na moje szczęście dostałam i... zostałam mile zaskoczona! A szczegóły z mojego wrażenia, poniżej. Zapraszam! :)


Te perfumy polubiłam do tego stopnia, że perfumuję się nimi gdy idę w gości na kolację, czy na uroczyste spotkanie. Owszem, jest to zapach lekki, letni, owocowy, ale ta ich ulotność przełamana jest ciepłą wanilią, balsamem peruwiańskim i drzewem sandałowym. Ten zapach jest też niezwykle zmienny, zależny od pogody i temperatury na dworze. Czasem lekko gorzki, innym razem, elegancki i słodki. Z początku atakuje mój nos świeżą mandarynką w towarzystwie tropikalnego ananasa z lekkim wanilowym powiewem. Potem staje się nieco gorzki i wytrawny, a to za sprawą obecnego tam jaśminu. Na końcu jest elegancki, lekko tropikalny i ponownie słodki, cicho dogasa na ubraniach w postaci przytulnej mgiełki. Na mnie jest bardzo trwały, czuję go wyraźnie nawet po kilku godzinach. Gdy psiknie się nim moja siostra, wiem kiedy jest obok, bo perfumy pojawiają się jako pierwsze. :) Zapach utrzymuje nawet do dnia następnego, są niezwykle trwałe. Osobiście polubiłam do tego stopnia, że teraz bardzo chętnie po nie sięgam odstawiając inne flakony na bok. Ten zapach będzie idealny na współnego grilla ze znajomymi, nada tropikalnego charakteru letnim polskim upałom, a jednocześnie doda nam nieprzesadzonej elegancji. Idealny na teraz i moim zaniem to zapach, który z powodzeniem można nosić okrągły rok. Mój ulubiony zapach ze wszystkich jakie posiadam. :)

Ocean: 9/10

wtorek, 19 lipca 2016

Wosk "Waikiki Melon" Yankee Candle

Dziś powracamy w tropikalne klimaty! :-D Co prawda, prosiliście mnie ponownie o zapachy krajobrazowe, ale dziś wstałam z nastawieniem na coś owocowego (co u mnie jest rzadkością, bo za owocowymi kompozycjami raczej nie przepadam :p). Z tego też powodu na bardziej plenerowe aromaty będziecie musieli poczekać do następnego posta, a ten obiecuje już w najbliższym czasie. Ostatnio z braku pogody obkupiłam się w nowe zapachy, więc czeka mnie teraz bardzo intensywny, zapachowy okres :-). Zapachy krajobrazowe też się wśród nich znajdą, więc musicie wykazać się cierpliwością i zaufać mi na słowo, że będzie się działo! A tych z Was, co z miłą ochotą przeniosą się teraz ze mna na rajskie plaże Bahama by zakosztować melona z Waiki, zapraszam do dalszej części posta. :-))


Za melonami nie przepadam, nie lubię ani ich zapachu, ani nie specjalnie smaku, gdyż dla mnie są odrobinę zbyt słodko-mdłe. O dziwo jednak od jakiegoś czasu ten wosk mnie kusił, zarówno swoją tropikalną nazwą jak i pomarańczowym kolorem wosku... Producent sugeruje tu egzotyczną mieszankę melona z pomarańczą przywodzącą na myśl tańce na plaży i kolorowe drinki. I wiecie co? Zapach mi się spodobał! Paradoksalnie cytrusów też nie lubię, ale w tym wypadku świetnie przełamują mdłą słodycz, równoważąc całość. To faktycznie taki melonowy mix, niczym kojtajl na plaży, niezwykle słodki, a jednicześnie odrobinę świeży. Tropikalny drink na zakończenie dnia, pity przy barze tuż nad samym oceanem. Idealny widok! :-D I choć wosku nie mogłabym zaliczyć do grona ulubieńców (to w końcu owoce, które zazwyczaj omijam w aromaterapii) to ta komozycja zaskoczyła mnie jednak na tyle pozytywnie, że z chęcie jeszcze do niej wróce. Lato to idealny moment właśnie na takie zapachy, tropikalne, ciepłe, a jednocześnie rześkie. Fanom owocowych nut polecam, tym co przepadają za nimi mniej sugeruje spróbować, bo może zostaniecie tak jak ja pozytywnie zaskoczenie. Taki melon to ja lubię! ;-)

Ocena: 8/10

piątek, 15 lipca 2016

Wosk "Beach Holiday" Yankee Candle

Z góry muszę Was przeprosić za jakoś zdjęcia i wosku, który na nim widnieje. Niestety Yankee przez pewien czas fatalnie pakowało woski w folię, która była nieestetycznie naciągnięta i podziurawiona. Obecnie już jest jakby trochę lepiej, folia bardziej przylega, przez co woski wyglądają estetyczniej, natomiast są w nich koszmarne dziury. W jednym się poprawili, w innym dali plamę. Poczekamy, zobaczymy, może uda im się przywrócić na rynek opakowania, które sprzedawali kiedyś. :) A teraz, nie przedłużając, trochę o wosku. Pod ostatnim postem pytałam jakie kompozycje chcielibyście zobaczyć na blogu. Padła odpowiedź: krajobrazowe. Więc oto jest! Beach Holiday! :D Bo cóż innego może nas nastroić pozytywnie w wakacje, jak nie widok rozciągniętej plaży i zapach bryzy unoszący się znad wody? Dziś idziemy właśnie w takie klimaty! Zatem zapraszam! :))


Wosk niezwykle ciężki do sprecyzowania. Tak w zasadzie nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Zapachu olejku do opalania, piżma, słońca, bryzy, prania, świeżości? Słyszałam wiele opinii, a każda inna. Ja tu czuję zdecydowanie świeżość. Nie jest to jednak typowo proszkowy zapach jak Clean Cotton czy typowo wietrzny jak Beach Walk. To taka mieszanka ich obu. Lekkość połączona z czystością. Faktycznie aromat może przypominać poranne przechadzanie się po plaży po nocnej ulewie. Na piasku rozrzucone są muszelki i kawałki drewna po niedawnym sztormie, w powietrzu unosi się zapach soli i jodu, a mewy skrzeczą nam nad głowami. Jest lekko chłodno, ale nie zimno. Taki rześki powiew. Zapach nie kojarzy mi się natomiast ani trochę z ciepłą, nagrzaną plażą i wylegiwaniem się na słońcu. Fanom świeżych i lekko męskich zapachów może się spodobać. Będzie idealny na letnie upały, oczyści i ochłodzi pomieszczenie, nadając mu dobry ton. Dla mnie wosk udany, choć nie zaliczyłabym go do grona faworytów. O wiele bardziej preferuje rozbudowane, uchwytne kompozycje, niż takie lekkie świeżaki, ale nawet ja umiem docenić tą lekkość jaka się w nim kryje. Przyjemny i nienachalny. Wart wypróbowania. :)

Ocena: 7/10

wtorek, 12 lipca 2016

Wosk "Macintosh Spice" Yankee Candle

Za oknem rzęsiście pada deszcz... a w zasadzie padał kilka chwil temu. Teraz tylko lekko, majestatycznie kropi, robiąc koła na powstałych kałużach. Swoją drogą ja uwielbiam taką pogodę, letnie upały przełamane czasowymi, spokojnymi, wręcz przypominającymi deszcz zenitalny ulewami. Temperatura wtedy znacznie spada, pojawia się orzeźwienie, by ponownie przygotować nas na kolejną dawkę słońca. :) To też idealny moment na chwilę przytulności tylko dla siebie. Oderwanie się od pracy, obowiązków, choćby na chwilę, usadowienie się w kącie i poczytanie dobrej książki lub obejrzenie dawno obiecywanego sobie filmu na który nie mieliśmy czasu. W takich chwilach z pomocą przychodzą mi woski. To one czynią odpowiednią, domową atmosferę i nastrajają mnie do odpoczynku. Dlatego dziś zmiana tematu! Zostawiamy palmy i tropiki i witamy jabłka i cynamon, to chyba jedna z najbardziej "domowych" kompozycji. Mnie kojarzy się z przytulnym, ciepłym domem, wypiekami i jesienią, za którą ostatnio tak bardzo zatęskniłam. Dynie, gorące kakao, zapach ogniska... Tak, wiem, że jest lato :D, ale musicie mi to wybaczyć, tylko dzisiaj, bo obiecuje niedługo wrócić do letniej tematyki. A dzisiaj wspólnie z racji ochłodzenia i zmiany pogody, relaksujemy się przy domowych aromatach. :D Gotowi?


To zapach który uwielbiam! :D Jest wręcz obłędny i jeśli ktoś lubi szarlotkę z cynamonem lub ryż z jabłkami, cynamonem i śmietaną to będzie nim zachwycony. Jesień w zacisznym domu zamknięta w wosku! To chyba jedna z bardziej udanych, tematycznych kompozycji od Yankee. Nienachalna, słodka, choć zupełnie nie mdła. Pachnie mi słodkimi, domowymi wypiekami, pieczonymi jabłkami, przyprawionymi sporą ilością cynamonu. Ja cynamon uwielbiam (tak Iris :* wiem, że Ty go nie lubisz), ale nawet Ci co nie widzą w nim nic wyjątkowego powinni polubić tą kompozycję, albo chociaż dostrzec w niej swego rodzaju ciepło. Jest apetyczna, wręcz do zjedzenia i tak realistyczna, jakbym miała za chwilę wejść do kuchni i zastać na stolę porcję mojej ulubionej szarlotki. Nie jest to typowy, świąteczny zapach, choć ja wyczuwam w nim odrobinę miodu i tej charakterystycznej, koktajlowej nuty. Wosk będzie jak znalazł na takie dni jak dzisiaj. Chłodne, deszczowe, z książką w ręce i kubkiem ulubionej herbaty. Nada Waszemu pomieszczeniu ciepła i przytulności. I jedyne przed czym mogę ostrzec w jego przypadku, to gwarantowany apetyt na coś słodkiego. Uwielbiam tą kompozycję! :)

Ocena: 10/10

Z racji tego, że ostatnio nie mam pomysłu na to jaki wosk zrecenzować i zazwyczaj jest to podyktowane moim brakiem zdecydowania ;p, a moje szafy uginają się od liczby wosków (tak, ostatnio zrobiłam poważny rekonesans w moich zbiorach i naliczyłam 169 zapachowych maleństw ;D), to może Wy zasugerujecie mi jaki zapach z danej kategorii ma się pojawić na blogu? Świeży, tropikalny, kuchenny, kwiatowy, męski, owocowy, perfumowany, krajobrazowy? Każda sugestia na miarę złota. :) Was zostawiam z ta decyzją, a ja wracam do delektowania się słodkim aromatem szarlotki w moim domu! :))

czwartek, 7 lipca 2016

Świeca "Turkusowy" IKEA

O jej! Jak dawno mnie tu nie było. Tak dawno, że prawie czuję lekką tremę przed napisaniem posta :). Ostatnio u mnie brak czas na pisanie, a tym bardziej ruszanie mojego kominka. Kiedy przychodzę z pracy jest tak późno, że od razu kładę się spać i nie mam czasu na odpalenie jakiegokolwiek nowego wosku. Ale od kilku dni chodzą za mną zapachy... i postanowiłam skrobnąć nową recenzję! :) I to taką na czasie. Tropikalną, kokosową, rajską. Bo któż by nie chciał znaleźć się daleko stąd, pod palmą, z widokiem na turkusową wodę, z uroczym drinkiem w ręce? :D A dzięki temu zapachowi dotrzemy taM w zaledwie kilka minut. Wystarczy trochę wyobraźni, nieduży kominek i chwila relaksu tylko dla siebie. Zapraszam zatem na baaaardzo tropikalną recenzję świeczki, która u mnie ma swój debiut! :)


Tak, Turkusowy to jedyna praktyczna nazwa jaka istnieje dla tej świeczki, bo właśnie kolorami kierowało się IKEA przy nazywaniu swoich zapachowych dzieł sztuki... No cóż. Nazwa pozostaje nazwą, a my skupiamy się na zapachu :). I mówiąc szczerze to jestem ogromnie zaskoczona. Pozytywnie! Ale zanim przejdziemy do ochów i achów, muszę wspomnieć jej mankament. Otóż, świeczka nie pachnie w tradycyjnym paleniu. Dałam jej już wystarczająco dużo czasu, by przekonać się, że za pomocą knota nie osiągnę nic, poza ładnym, migoczącym płomyczkiem. Na całe szczęście, wosk jest sojowy i można go praktycznie wyciągać łyżką z pojemnika, co sprawia, że wosk całkiem sympatycznie topi się w moim kominku od dobrych kilku dni :D. Więc skoro wady mamy za sobą, pora na zalety... a zapach jest naprawdę śliczny! Przypomina mi mieszankę Black Coconut z Under the Palms, z lekkim przechyłem z stronę BC. To taki mocno kokosowy aromat, doprawiony kwiatami, miodem i solą morską. Ten zapach nasuwa mi na myśl dobre perfumy lub drogie kremy do ciała o bardzo luksusowym aromacie. Jest elegancki, rajski i dokładnie taki jak chciałam, a jego kolor tylko wzbudza mój apetyt na podróże w ciepłe kraje. Od razu widzę piasek, wodę i leniwie wiszące nad nią palmy kokosowe. To taki idealny zapach na poranny masaż na plaży przy wtórze lekkich, relaksacyjnych, karaibskich dźwięków. Kompozycja naprawdę godna polecenia! :)

Ocena: 8/10