poniedziałek, 26 września 2016

Wosk "Soft Blanket" Yankee Candle

Z racji wolnego dnia nadrobiłam zaległości. Upiekłam muffiny na deser, przygotowałam pyszny gulasz ze śliwkami i nawet pomalowałam paznokcie :). Reasumując, dzień przyjemności i relaksu. Żeby jednak dopełnić całości, nie mogło zabraknąć mojego kominka, a skoro udało mi się wypalić poprzedni wosk, czas odpakować coś nowego. :) Dziś na dworze było nieco cieplej, więc zrezygnowałam na chwilę z typowo jesiennych klimatów, ale jednak nie chciałam za bardzo odbiegać od przytulności i komfortu. Wybór padł na sławny już Soft Blanket, ponoć ulubieniec większości zapachoholików i zapachoholiczek. A czy skradł także i moje serce? Jeśli macie ochotę się dowiedzieć, zapraszam do dalej części posta.



Ten niezwykle intensywny wosk aż świdruje mnie w nosie swoim zapachem. Nie mogę się oprzeć by nie przyrównać go do zapachu świeżo wypranego prania. Jest w nim coś takiego, nawiązującego do czystości, ale to bardziej aromat płynu do płukania, niż samego proszku jak w przypadku Clean Cotton. Jest słodki, ale i lekko perfumowany. Czuję tu jakby dużą ilość miodu i kremowe kwiaty z rodzaju gardenii. I w zasadzie porównanie tej kompozycji do przytulnego, puchatego kocyka jest jak najbardziej trafne. To aromat wieczoru z dzieciństwa, gdy po ciepłej kąpieli, owijamy się puchatym ręcznikiem i wskakujemy do łóżka pod czystą, miękką pościel. Bardzo trafne odwzorowanie nazwy z opakowania. I jeśli miałabym jakieś "ale" to tylko jedno. Intensywność. Wosk, pomimo iż wrzuciłam do kominka 1/4 kostki naprawdę daję nam nieźle po nosie. Jest nieziemsko nasycony i chwilami mam wrażenie jakbym wcisnęła nos w świeżo wyprane pranie, przy którym ktoś mocno przesadził z płynem do płukania. Niemniej jednak wosk bardzo przyjemny, zgrany i ładnie odświeża pomieszczenie. Wart wypróbowania. :)

Ocena: 8/10

sobota, 24 września 2016

Wosk "Vanilla Chai" Yankee Candle

Skoro rozpoczęła nam się kalendarzowa jesień, a wieczory stały się już chłodne i ciemne, to pora ocieplić atmosferę i dodać jej odrobinę przytulności. A jak wiadomo, nic tak nie poprawia nastroju w takie jesienne dni jak kubek gorącej, aromatycznej herbaty :D. Wybór musiał być tylko jeden, do testów poszedł Vanilla Chai! Ciekawi mojej opinii? :)



Vanilla Chai ma moc! Pomimo tego iż jest to wiekowa tarta zapachowa (ma ponad dwa. trzy lata?), to po kilku chwilach jej intensywny aromat rozniósł się po całym domu. Jej zapach natomiast jest mi jakby znajomy. Czuję tu wyraźne nawiązanie do znanego mi już zapachu świątecznego Christmas Memories. Te same nuty zapachowe, duża ilość przypraw korzennych i jakby pierniczki? A czy jest to faktycznie waniliowa herbatka? Nie do końca, choć wosk z pewnością do brzydkich nie należy. Owszem, czuję tu wanilię, choć dopiero po chwili, gdy intensywność nieco spadnie. Wyczuwam też nutkę goryczy jaka towarzyszy zapachowi herbaty, natomiast całość zbyt mocno okraszona jest mieszanką piernika i przypraw świątecznych. Brak tu też typowej herbacianej nuty. Mam mieszane uczucia wobec tej kompozycji. Z jednej strony przemawia do mnie jej świąteczny "koktajl" aromatów i słodycz pierniczków, z drugiej jednak licząc na herbatę z wanilią niewiele uświadczymy z tego autentyczności. Nie mówię nie, z chęcią dopalę resztę wosku, ale nie tego oczekiwałam. Na zimowe wieczory, może być jednak odpowiedni.

Ocena: 7/10

W związku z nadchodzącym sezonem "kominkowym", planuję dużo częściej testować nowe woski. Czy macie jakieś propozycje co do zapachów, których recenzje chcielibyście zobaczyć na blogu? Każda sugestia mile widziana. :)

czwartek, 22 września 2016

Wosk "Rose" Janke Candle

Jesień przyszła do nas nagle i gwałtownie. Chwilę temu mieliśmy upały, które na całe szczęście mnie ominęły, a już jest szaro, ponuro i zimno. Taka pogoda zdecydowanie nastraja mnie do siedzenia w kuchni i pichcenia smakołyków, a także odpoczywania w towarzystwie mojego ulubionego kominka i niezastąpionych wosków. Po przyjściu z pracy najpierw przygotowałam masę na lody dyniowe (tak! sezon na dynie uważam za rozpoczęty! :D), a potem położyłam się pod kocem z laptopem i zapaliłam kominek. Chcąc pożegnać lato na dobre, wybrałam coś kwiatowego, a że podczas szperania w szufladzie, przypomniałam sobie, że mam jeszcze wosk od Janke, którego nie zdążyłam wykorzystać, uznałam, że mogę zaryzykować i spalić go niczym Marzannę na wiosnę, pozostawiając wakacje za sobą i rozpoczynając moją ulubioną porę roku. Gotowi, do pożegnania lata? Zapraszam w takim razie na różany seans i recenzję. :) Czy tym razem Janke też mnie zawiodło? :)



Pierwsza rzecz jaką warto zauważyć, to słabość zapachu. Niby jest w nim coś z intensywności, ostrości, a jednak zapach muszę "poszukiwać" nosem. Czuję coś lekko gryzącego, ale ciężko mi jest sprecyzować jakiś konkretny aromat. Wosk przypomina mi trochę Christmas Rose od Yankee, ale tylko przypomina. Nie jest to typowa róża. Powiedziałabym, że ze świeżymi kwiatami to nie ma nic wspólnego. Kompozycja pachnie raczej jak marmolada i to z dodatkiem olejku migdałowego, który to chyba właśnie nadaje takiego ostrego charakteru. Zaletą jest jednak, że nie czuję tu topionego plastiku jak w poprzednich propozycjach tej firmy. Ale czyż nie każdy wosk powinien pachnieć tylko sobą, a nie plastikiem? Moim zdaniem kolejny bubel, do którego z pewnością nie wrócę, choć wosk nie jest nieprzyjemny czy mdły. Jego intensywność pozostawia jednak wiele do życzenia i zero w nim faktycznych kwiatów, których oczekiwałam. Niestety. Pozostał mi jeszcze jeden wosk od Janke i na tym nasza przygoda się chyba zakończy. Nie warte zakupu. Szkoda :(

Ocena: 5/10


sobota, 17 września 2016

Wosk "Lovely Kiku" Yankee Candle

Jej! Wróciłam! :) Po prawie dwu i pół tygodniowych wakacjach  na Karaibach z radością powitałam deszcz jaki zawitał dzisiaj do Polski. Chłodno, mokro, rześko. Prawdziwy środek września. Dla mnie to idealna pogoda, szczególnie, że w takie dni jak ten, jeszcze przyjemniej odpala mi się mój kominek. W pokoju od razu robi się domowo, przytulnie, pachnąco. To też idealne tło do nadrobienia filmowych zaległości i prześledzenia internetowego życia w skrócie, które hulało podczas mojej nieobecności. Dzisiejsze tło zapewniły mi woski od Yankee (no bo jak na powrót nie sięgnąć po inną, niż moją ulubioną firmę ;p) i to w bardzo kwiatowym wydaniu. Kwiatowa raczej nie jestem, ale muszę przyznać, że dziś z racji dnia pielęgnacji i kobiecego kosmetycznego szaleństwa pourlopowego w sklepie, z radością sięgnęłam po bardziej perfumeryjną kompozycję. A jak ten zapach sprawdził się na wieczorny relaks? Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam do recenzji. :D



Muszę przyznać, że zapach mocno mnie zaskoczył i to pozytywnie! Po raz kolejny spodziewałam się płaskiego, oklepanego zapachu rodem z kwiaciarni, a ta kompozycja okazała się być dużo ciekawsza i bardziej bogata. Powiem więcej, idealnie wstrzeliła się w mój dzisiejszy nastrój. Jest kobieca, perfumowana, głęboka i mówiąc szczerze, to bardzo przypomina mi jedne z moich ulubionych perfum od Michaela Korsa z serii "Gold Collection". Znacie? Polecam! Jeśli chodzi jednak o wosk, to ten jest delikatniejszy, subtelniejszy, wyważony i wodny. Poza tym czuję tu jeszcze inne kwiaty, pomimo iż chryzantema odgrywa tu główną rolę. Ponoć w składzie widnieje jeszcze kwiat wiśni i wanilia. Co do wiśni, to jest to wysoce prawdopodobne, wanilia jeśli faktycznie tam jest, stanowi tylko niewyczuwalne tło, scalając resztę. Całość bardzo udana. Elegancka, salonowa. Wosk bardzo mi się spodobał i choć nie jestem kwiatolubna, to wyjątkowo przypadł mojemu noskowi do gustu. Moim zdaniem wart polecenia. :)

Ocena: 8/10