wtorek, 18 grudnia 2018

Wosk "Ginger Snow Angel" Kringle Candle

Tik, tok, tik, tok.... do wigilii pozostało jeszcze tylko sześć dni! Tak swoją drogą, jak Wam idą przygotowania do świąt? :D U mnie pełną parą. Dziś piekłam piernik staropolski, który teraz leżakuje, przełożony konfiturą ze śliwek. Mniam! Udało mi się też kupić kilka brakujących prezentów dla bliskich i jestem na ostatniej prostej, żeby móc zacząć celebrować ten wyjątkowy okres. Ale czyż przygotowania w tym magicznym okresie nie są równie przyjemne co same święta? Dla mnie owszem. Pieczenie pierniczków, magiczny klimat lampek, grzane wino i długie wieczory przyprószone śniegiem to coś co uwielbiam. :D Takie właśnie chwile uwielbiam umilać sobie słodkimi, korzennymi zapachami. Dlatego dziś moi drodzy, na chwilę porzucamy klimat choinek, a witamy pierniczki, ciasteczka i tym podobne. To chyba moja ulubiona kategoria. No to startujemy. :D



Po niezbyt udanych testach zapachu Gingerbread od Kringle Candle, bardzo się tego imbirowego ciasteczka obawiałam. Wystarczył jednak jeden niuch w sklepie, by ten wosk kupił mnie w całości. Nie ma nic wspólnego z ciężkimi nieraz aromatami korzennymi. To piękny zapach ciastka z lekkim dodatkiem cytryny i dużą ilością imbiru. Kwaśność i ostrość w Ginger Snow Angel przełamana jest cudowną wanilią i nutami maślanymi. Aż chciałoby się go zjeść. Idealny dla łakomczuchów i tych co przed świętami przeszli na dietę. Będzie jak znalazł zamiast słodkiego deseru po obiedzie. Zapachowy strzał w 10! Takie woski to ja lubię. :D

Ocena: 10/10

sobota, 15 grudnia 2018

Wosk "Sparkling Snow" Yankee Candle

Dziś powracam do Was w weekendowym nastroju. Rano obudził mnie widok śniegu, zalegającego na dworze i pomimo iż większość dnia spędziłam w pracy, mogę go uznać za udany. A z racji wolnego wieczoru i lekkiego ocieplenia klimatu, który zamienił "mój" śnieg we wspomnienie, pragnę jeszcze przez chwilę przywołać aurę chłodnej zimy. Na pierniczki i słodkie ciasteczka będziecie więc musieli jeszcze chwilę poczekać, a teraz prezentuje... Sparkling Snow! Czy spełnił moje oczekiwania? Zapraszam do zapoznania się z recenzją. ;)



Sparkling Snow nieznacznie przypomina mi White Christmas z tej samej firmy. Jest nieco toaletowy i duszny, ale nuty te są tu dużo mniej wyczuwalne. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jest w tej kompozycji coś, co niestety kojarzy mi się ze starością. Może jest to nuta kadzidła w połączeniu z sosnowym aromatem? Co do obecności kadzidła, nie jestem pewna czy znajduje się w składzie, ale ja mam wrażenie, że trochę je czuje. Niestety sosna też tu lekko kuleje. Daleko jej do typowo choinowych, pięknych aromatów od Yankee. Całościowo wosk nie wypadł zbyt dobrze. Próżno szukać z nim mogę aromatów świąt czy zimy. Z pewnością nie zagości w moim domu w okresie wigilijnym. Takim zapachom mówię zdecydowane "nie".

Ocena: 4/10

niedziela, 9 grudnia 2018

Wosk "Icy Blue Spruce" Yankee Candle

Czy Wy też tęsknicie za białymi, mroźnymi świętami? Za śniegiem za oknem, za widokiem białych zasp, za błyskiem lodowych sopli? Czasem tęskno mi do takich chwil w dzieciństwie, kiedy kopało się tunele w śniegu, żeby dotrzeć do szkoły, a w wolne dni urządzało się kuligi na sankach. Ale nie popadając w smutne, melancholijne tony, od czego w końcu mamy te cudne maleństwa zwane woskami? Raz, dwa i wyczarują nam mroźną, zimową atmosferę... :D




Piękny miętowo-zielony zapach z przewagą mięty. Mroźny, chłodny, orzeźwiający, z cudownym aromatem choinki w tle. Nie jest to typowy choinkowy zapach. Ma w sobie coś z chłodnego poranka w zimie, kiedy świeci ostre słońce, a jego promyki odbijają się od oszronionych drzew i przedmiotów. Termometr pokazuje temperaturę dużo poniżej zera, a my podziwiamy ten piękny świat, wypuszczając obłoczki pary z ust. Icy Blue Spruce to wosk, który wyjątkowo przypadł mi do gustu. Sprawdzi się idealnie na pierwszy dzień świąt, kiedy będziemy odpoczywać w domu, ubrani w czerwono-białe, grube, świąteczne skarpety, z pełnymi brzuszkami wcinając kolejną porcję sernika. Zrekompensuje nam on brak śniegu i nie przeciąży atmosfery piernikowymi aromatami. Będzie idealny na taką właśnie chwilę. :D

Ocena: 9/10

wtorek, 4 grudnia 2018

Wosk "Cherries on Snow" Yankee Candle

Skoro mamy chwilową odwilż za oknem, to w jakiś inny sposób warto przywołać aurę świąt i spoczywającego śniegu. Dziś do tego celu użyłam jednego z wosków Yankee Candle, żeby choć na chwilę stworzyć mroźną atmosferę. Na choinki może trochę za wcześnie; gdzieś przed świętami postaram się zaprezentować Wam właśnie takie zapachy, a teraz jeszcze szaleje z bardziej ekstrawaganckimi zapachami, które z pewnością zainteresują mniej tradycyjne nosy, lubiące eksperymentować. Oto więc prezentuje..... Cherries on Snow! :D



Znacie smak i zapach czerwonych landrynek o smaku wiśniowo-miętowym? Pamiętam, że kiedyś takie produkowali i choć dawno ich nie jadłam, zapadły mi głęboko w pamięć. Właśnie tak pachnie ten wosk! Jest owocowo, owszem, ale nie ma to nic wspólnego z zapachem świeżych wiśni. To typowo sztuczny-wiśniowy zapach cukierków z dużym dodatkiem mięty. Osładza atmosferę, ale dzięki mentolowi, nadaje jej krystalicznie zimnego charakteru. Ciekawe połączenie, które faktycznie może kojarzyć się z owocami na śniegu. To takie słodkie wisienki ze słoika, o migdałowym, mocno cukrowym smaku, położone na lodowej rzeźbie, która zdobi świąteczny stół. Tylko takie skojarzenie z wigilią jest mi najbliższe w kontekście tego zapachu. Moc całkiem niezła, wiec polecam tym, co mają nawet drewniane nosy. Muszę przyznać, że wosk, pomimo braku miłości, przypadł mi do gustu. :)

Ocena: 810

sobota, 1 grudnia 2018

Wosk "Cranberry Ice" Yankee Candle

Jest! Dziś na kalendarzu wybił 1 grudnia! Śniegiem trochę popruszyło, temperatura na chwile spadła poniżej zera, a ja właśnie odpakowałam pierwsze z okienek w kalendarzu adwentowym. Niewątpliwie święta coraz bliżej! :D Cieszę się jak dziecko i tak szczerze, to nie pamiętam kiedy święta wywoływały we mnie tyle emocji od czasów kiedy byłam małym szkrabem i nie mogłam doczekać się prezentów. Niewątpliwie nastał najbardziej magiczny okres w roku, a ja bez żadnych wyrzutów mogę zacząć odpakowywać świąteczne woski. Na pierwszy plan idzie wosk, który już od dłuższego czasu chodzi mi po głowie. Opinie są podzielone. A czy wprowadził mnie w magiczny stan świąt? Zapraszam dalej.



Cranberry Ice to nic innego jak pyszny, wręcz apetyczny aromat... drinku żurawinowego! Oj tak, lód i żurawina od razu kojarzą mi się z kieliszkiem martini wypełnionym alkoholową wersją soku żurawinowego ;p. Jest mu co prawda bliżej do klimatów sylwestrowych i szalonych zabaw, ale owoce te głęboko siedzą w tradycji świątecznej, więc wosk ten może być świetną alternatywą na wigilijną kolację dla tych, co mają już dosyć choinki i pierników. Będzie doskonale komponował się z mrozem za oknem, o ile zima w tym roku zawita na okres świąteczny. To też dobry pomysł dla tych, co preferują bardziej elegancki i nowoczesny styl i lekko odbiegają od tradycji typowych świąt. Ja, co prawda, za żurawiną jako za zapachem w kompozycjach nie szaleje (choć uwielbiam wszelkie potrawy z jej udziałem), ale dla fanów tych małych, czerwonych owoców, wosk ten będzie idealny! :D 

Ocena: 6/10

środa, 28 listopada 2018

Wosk "Nature's Paintbrush" Yankee Candle

To chyba ostatni, prezentowany wosk jesienny na najbliższy czas. Jesień żegnam z rozmachem i choć do jej kalendarzowego końca jeszcze ponad trzy tygodnie, to ja wraz z nastaniem grudnia planuje wpaść w wir świątecznych przygotowań i umilać sobie ten czas przy dźwiękach takich jak Mariah Carey i jej świąteczny hit,  w towarzystwie wosków i świec o bardziej klimatycznej tematyce. Dodatkowo będę miała okazję zaprezentować Wam moje osobiste propozycje na okres świąteczno-wigilijny. Więc jeśli tak jak ja nie możecie się doczekać aromatów piernika, choinki, śniegu i grzańca, już teraz zapraszam na najbliższe seanse z ich udziałami. Dla tych jednak, co nadal celebrują jesień, mam dzisiaj nie lada gagatka! A kim jest ten mały czerwony jegomość z przepiękna etykietką? O tym dowiecie się poniżej. :D



Oto moi Drodzy mamy najpiękniejszy zapach jesieni jaki stworzyły wszystkie woskowe i świeczkowe firmy razem wzięte. Nature's Paintbrush to zapach niezwykle drzewny, bogaty, lekko chłodny i wilgotny, a zarazem niezwykle ciepły i komfortowy. To, jak sama nazwa wskazuje, prawdziwy pejzaż zapachowy. Jest tu aromat złotych liści, wygrzewających się na słońcu, zapach świeżo ściętego drzewa, wilgotnej ziemi i cierpkiej słodyczy, jaką pachnie jesienne, ciepłe popołudnie. Kompozycja niezwykle bogata, realistyczna, odrobinę męska, ale nie mająca nic wspólnego z męskimi perfumami. Gdzieś tam, dostrzegam w nich podobieństwo do perfum Baccarat Rouge 540. Jest w tym wosku coś tajemniczego, magicznego, a jednocześnie melancholijnego, jak spacer po parku pod baldachimem kolorowych liści, pomiędzy którymi prześwitują promienie słońca. Coś niesamowitego. Wosk wycofany, ale jeśli macie okazję gdzieś go jeszcze upolować, to polecam! Dla mnie to faworyt wśród jesiennych wosków! :D

Ocena: 10/10 (jakbym mogła, dałabym 11 ;p)

poniedziałek, 26 listopada 2018

Wosk "Sunset Fields" Yankee Candle

Brrrr... czy Wam też jest tak zimno? Wychodząc dzisiaj rano do pracy szczelnie opatuliłam się grubym płaszczem, a teraz leżę pod cieplutką kołderką i popijam gorącą herbatę. Czuć, że jesień pomału dobiega końca i zaczyna się zima. W takie dni, kominek staje się częścią wieczornego rytuału. Blask świeczki, piękny zapach, a do tego dobra książka i od razu na buzi pojawia się wielki rogal. :D Z racji tego, że kalendarz całkiem poważnie wziął się już za odliczanie dni do wigilii, ja gonię jeszcze z jesiennymi nowościami, tak, żeby wraz z nastaniem grudnia w pełni otworzyć sezon na świąteczne zapachy i przedstawić Wam propozycje na uroczystą kolację. Wosk, który prezentuje poniżej jest bardziej z pogranicza jesieni i lata, ale, że nie każdy wita zimę z otwartymi ramionami i tęskno mu do wakacji, może odnajdzie tu coś dla siebie. Nie przedłużając już, zapraszam do recenzji. :D



Wosk Sunset Fields kojarzy mi się z najlepszym momentem lata. Schyłkiem, kiedy pola są już zaorane, kukurydza podeschła i szeleści na wietrze, kiedy wędrujemy w wydrążonym w niej labiryncie, a na naszych stołach zaczyna królować dynia. Rozpoczyna się wrzesień, dzieci idą do szkoły, a wszystko jakby spowalnia. Dla mnie powinien to być aromat przypraw korzennych jak cynamon czy imbir, z dodatkiem zapachu nagrzanej, przesuszonej ziemi, siana, dyni, jabłek i kukurydzy. Niestety kompozycja tego wosku nie do końca pokrywa się z moimi wyobrażeniami. Jest przede wszystkim ciężko i odrobinę zbyt intensywnie. Na pierwszym planie czuję dużą ilość drzewa sandałowego, czystego, podpartego jakimiś ostrymi przyprawami. Co ciekawe w składzie go nie ma. jest za to kolendra, pieprz, piżmo, drewno i słonecznik. No nie wiem... coś nie bardzo wpasował się  w mój gust. Brak mu ciepła, a jednocześnie lekkości. To moim zdaniem aromat idealny na styczniowe czy lutowe mrozy. Będzie jak znalazł w wolny weekend, dopełni atmosferę grubego swetra i gorącej czekolady z piankami. Ze słonecznymi polami u schyłku lata niewiele ma jednak wspólnego, choć kompozycja sama w sobie ładna i wiele jej zarzucić nie mogę. Nie tego jednak oczekiwałam. ;)

Ocena: 6/10

niedziela, 25 listopada 2018

Wosk "Autumn Night" Yankee Candle

Czy Wy też jako dzieci chodziliście podczas adwentu na roraty? Pamiętacie tę ciszę, cudowne lampiony, świecące o zmroku,  chłód kościoła, zapach kadzidła zmieszany z mroźnym powietrzem? Ja tak i pomimo iż czasem pogoda nie zachęcała, bardzo miło wspominam ten czas. Właśnie z tamtym okresem skojarzył mi się ten wosk. Piękna etykieta przypomniała radosne momenty, kiedy moim jedynym zmartwieniem było założenie ciepłej czapki przy wyjściu na dwór ;p. Dlatego dziś, z racji zbliżającego się okresu adwentowego, ale jeszcze nie rozpoczętego okresu "świątecznego" (u mnie ta data przypada na okres 1 grudnia ;p), zapraszam na recenzję tego mocno jesiennego wosku.


Czy wosk Autumn Night pachnie mi adwentem i jesiennym wieczorem? Hmmm... musiałabym się mocno zastanowić, bo w takowym doszukiwałabym się silnej kadzidlanej nuty wymieszanej z aromatem mroźnego, jesiennego powietrza. Dla mnie jest to kompozycja mocno męska, z lekkim cytrusowym podbiciem. Jest w niej coś zarówno z November Rain jak i Midsummer Night. I ogromnie się cieszę, że zapach skręca bardziej w stronę Listopadowego Deszczu niż Snu Nocy Letniej, bo ten pierwszy uwielbiam. Autumn Night to wosk lekko "mokry", żywiczny, drzewny, ale i koloński. Dla mnie to zapach randki w późny listopadowy wieczór. W koło jest już ciemno, lampiony migoczą, poruszane wiatrem, a on trzyma parasolkę, która osłania nas od deszczu. Parasolka jest mała, więc mocno muszę się do ukochanego przytulić, a do mojego nosa dociera mocny zapach jego perfum. Właśnie tak widzę tę kompozycję. :D Moim zdaniem wosk bardzo udany i szkoda, że właśnie znika z półek. :( Pozostaje zrobić mi zapasy na najbliższy czas, by jeszcze dłużej napawać się jego aromatem.

Ocena: 9/10

poniedziałek, 19 listopada 2018

Wosk "Garden Sweet Pea" Yankee Candle

Czy u Was też padał już śnieg? :D U nas na Dolnym Śląsku wczoraj pojawiły się pierwsze płatki, które niestety szybko stopniały. Miło jednak, choć przez chwilę było popatrzeć na ten biały puch. :) Dziś jednak, w przeciwieństwie do wczorajszej aury za oknem, w kominku pojawiło się sporo wiosny za sprawą kolejnego wosku od Yankee. Choć nie przepadam za kwiatowymi kompozycjami, bo dla mnie zazwyczaj są oklepane i nudne, Yankee potrafi mnie jeszcze w tej kwestii zaskoczyć. A czy było tak i tym razem? Zapraszam do recenzji kolejnego wycofywanego wosku. :)



Słodki, pachnący groszek to niezwykle chłodny i wodny zapach. Byłby idealny na lato, nawet w największe upały. Ma w sobie lekką zieloną nutę, ale centrum zapachu to jednak przyjemne kwiaty. Nie są mdlące, ciężkie czy wręcz jak nazwa wskazuje, słodkie. Moim zdanem to idealny wakacyjny zapach, który świetnie sprawdzi się też... zimą! Oj tak! Dzięki chłodnemu wrażeniu i subtelnej nucie perfumeryjnej, świetnie wkomponuje się w klimat, kiedy za oknem leżą zaspy śniegu. Moim zdaniem to bardzo bezpieczny wosk, idealny do salony i sypialni, dla osób bardzo wybrednych. Warto go naprawdę przetestować zanim zniknie z półek. :)

Ocena: 8/10

niedziela, 18 listopada 2018

Wosk "Ebony & Oak" Yankee Candle

Witajcie Moi Drodzy w te niedzielne przedpołudnie! Kiedy rano na chwilę wyściubiłam nos z domu, zdałam sobie sprawę, że małymi kroczkami zbliża się do nas zima. Temperatura spadła dużo poniżej zera, a na szybach samochodów widniała duża warstwa zamarzniętego lodu. Taka pogoda zdecydowanie nastraja mnie do wskoczenia w ciepły sweter, puchate skarpetki i odpalenia jakiegoś przytulnego wosku, kojarzącego się właśnie z tym okresem w roku. Dziś czas umila mi Yankee, a dokładnie jeden z wosków z poprzedniego roku, będący częścią bodajże jesiennej kolekcji. Niestety, został on z nami tylko na rok, bo od stycznia planowane jest jego wycofanie. Dlatego Ci, co jeszcze nie mieli okazji się z nim zapoznać, mają ostatnie chwile na jego przetestowanie. A o tym czy warto dowiecie się poniżej! :D




Patrząc na etykietkę tego wosku i wąchając go przez folię, spodziewałam się po nim czegoś zupełnie innego. Myślałam, że będzie to coś lekko męskiego, drewnianego, przełamanego kremową nutą. Dla mnie owszem, jest to zapach jesienny, ale idący w zupełne inną stronę. Ja tu głównie czuję jabłka w towarzystwie czegoś wytrawnego. Faktycznie są tu obecne nuty drewniane, ale nie są ani suche, ani kremowe. Są wilgotne, żywiczne, jak drewno ścinane na jesień w ogrodzie i szykowane do rozpalenia ogniska. I właśnie w tym ognisku pieczemy jabłka z sadu. Ich aromat rozchodzi się dookoła i miesza się z chłodnym aromatem późnej jesieni, kiedy na drzewach praktycznie nie ma już liści. Właśnie taki jest dla mnie ten zapach. Kompozycja bardzo ładna, klimatyczna, a jednocześnie bardzo delikatna. Warta wypróbowania, szczególnie w takie dni jak dzisiaj.


Ocena: 8/10

piątek, 2 listopada 2018

Wosk "Lake Sunset" Yankee Candle

Dziś Dzień Zaduszny. Jedno z moich ulubionych świąt w roku. Jest pełen spokoju, refleksji, a wszystkiemu towarzyszą migoczące znicze. Wyglądają przepięknie wieczorem, kiedy przechodzi się w pobliżu cmentarza. Dla większości jest to pewnie dzień pracujący, mnie natomiast udało się wziąć urlop i dziś miałam wolne. Przeznaczyłam go na relaks i odpoczynek, a że w końcu nie padam wieczorem ze zmęczenia, udało mi się też wrzucić nowy zapach do testów. Lake Sunset... Znacie? Jeśli nie, polecam się spieszyć i z nim zapoznać, a potem ocenić czy przypadnie Wam do gustu. Oficjalnie został wycofany z produkcji i należy do jednego z kilkunastu zapachów, których nie spotkamy już w następnym katalogu. Tak więc, w najbliższym czasie, możecie spodziewać się recenzji wosków właśnie z tej listy. ;) Zaczynamy!



Lake Sunset to niezwykle kwiatowo-pudrowy zapach. Miał być wodny i rześki, ale mnie przypomina dobrze skrojone, eleganckie, damskie perfumy. I chyba nawet wiem jakie, bo ostatnio nabyłam jedną próbkę i pachną dokładnie jak ten wosk ;p. Jest w nim coś spokojnego i melancholijnego. Przywodzą na myśl leniwe, letnie dni i nie mam pojęcia dlaczego, ale moje pierwsze skojarzenie to wakacje w drewnianych domkach w górach. Był tam piękny ogród pełen kwiatów, których zapach wpadał wraz z letnim powietrzem do pokoju, gdzie leżała świeżo wyprana i wyprasowana pościel. Tak właśnie widzę ten zapach. To mieszanka czystości i nektaru kwiatowego. Bardzo udana i przyjemna kompozycja. Szkoda, że została wycofana. Mam ogromny sentyment do tego wosku.


Ocena: 8/10

niedziela, 28 października 2018

Wosk "Blissful Autumn" Yankee Candle

Jesień ostatecznie zagościła u nas w Polsce. Dni stały się zdecydowanie chłodniejsze, bardziej pochmurne i pojawił się deszcz, za którym wprawdzie powiedziawszy niezmiernie tęskniłam. :D Ostatnio udało mi się odkopać listę zapachów wycofywanych w roku 2019. Sporo z nich jeszcze nigdy nie gościło w moim kominku, w tym takie hity jak np. Lake Sunset, Summer Scoop czy Garden Sweet Pea. Trzeba więc nadrobić zaległości i poznać te kompozycje zanim zupełnie znikną z półek. :d Dziś jednak jeszcze przez chwilę jesiennie. Wosk też wycofany i to dobrych kilka lat temu. Można jednak trafić na niego jeszcze na grupach sprzedażowych. A czy warto? Na to pytanie znajdziecie odpowiedź poniżej. :)



Jeśli ktoś kazałby mi wybrać jeden jesienny zapach, który mogłabym palić w tym okresie, to bez wachania chwyciłabym Blissful Autum. To kwintesencja przytulnej jesieni, kiedy liście praktycznie już opadły, a my korzystamy z darów natury, by trochę oswoić panującą za oknem aurę. Nie jest to jednak typowy liściasty czy drzewny zapach. Blissful Autumn to zapach jesiennych owoców, jabłek, gruszek, żurawiny w iście apetycznym wykonaniu. To aromat przygotowywanych konfitur, pieczonego ciasta z jabłkami i domowej roboty dżemów. W tle czuć jednak wyraźny aromat dymu i palonego ogniska, który sprawia, że wosk staje się niezwykle realny. Przypomina mi dni, kiedy wychodziło się na podwórko, żeby zgrabić liście. Po powrocie ogrzewało się przy kubku gorącej herbaty i kawałku szarlotki. Mama robiła przetwory, więc cała kuchnia pachniała smażonymi owocami. I wtedy ktoś na chwilę otwiera okno i do kuchni wpada chłodne, jesienne, dymne powietrze. I to jest ta mieszanka! Cud nad cudny. I za każdym razem kiedy mam styczność z tym zapachem żałuję, że jest go coraz mniej. Perfekcyjny jesienny zapach. 

Ocena: 10/10

poniedziałek, 22 października 2018

Wosk "Indian Summer" Colonial Candle

Czy Wy też uważacie, że tego roku mamy piękną jesień? Chyba nie było tak w październiku od lat. Słońce, ciepło, dywany kolorowych liści. Uwielbiam jesień. Za jej temperaturę, klimat, aromat i kolor. To pora wełnianych swetrów, gorącej czekolady, przytulnych wieczorów pod kocem, aromatycznych potraw i długich wieczorów przy dobrej książce. ;) To też idealny okres na palenie świec i wosków. Nadają klimat i ocieplają atmosferę. Dziś zapraszam na baaardzo jesienny zapach od firmy, która na moim blogu i w kminku ma swój debiut. W ostatnim czasie nowe marki świec i wosków pojawiają się jak grzyby po deszczu i nie nadążam za testowaniem. Dziś jednak mam okazję. A Indian Summer wydał się idealny na pogodę za oknem... A jak się spisał?



Indian Summer to już w pudełku prawdziwy mocarz! Po odpaleniu nie jest inaczej. To przede wszystkim ciepła, lekko ostra, korzenna mieszanka. Czuję tu cynamon, kardamon, imbir, trochę jakby pieprzu i mam wrażenie, że szczyptę curry. Całość jest lekko kremowa przez dużą ilość zawartego w niej aromatu nasion pszenicy i dyni. Jest to typowo jesienny, pikantny zapach. Przypomina mi trochę aromat ciasta marchewkowego, choć bez wyraźnej słodkiej nuty. Z początku agresywny, potem łagodnieje. Kojarzy mi się ze schyłkiem lata i początkiem jesieni. Z dożynkami, pieczeniem ciast i prażonymi nasionami dyni. Feria intensywnych nut korzennych unosi się w powietrzu. Jest gęsto, pikantnie i jednocześnie sielsko. Zapach dla prawdziwych fanów nut korzennych, innych może zamęczyć. Jakość świetna. Kompozycja też dobrze odwzorowana. ;)

Ocena: 7/10

niedziela, 21 października 2018

Wosk "Cafe al Fresco" Yankee Candle

Po całym dniu spacerowania po Wrocławskim rynku przyszedł w końcu czas na relaks. Nic tak nie poprawia nastroju jak ogrzanie się przy ciepłym kominku z książką i kakao, kiedy wcześniej zdążyło się przemarznąć. W salonie zapaliłam wyjątkowo Pianki w dużej świecy, a na wieczór w sypialni wylądowała kawa od Yankee. Tak na pobudzenie. :D A jak się spisała? Zapraszam!



Zapach ten najbardziej przypomina mi... mleczną wersję cukierków kopiko! Znacie? Nie jest to co prawda autentyczny aromat kawy, natomiast z kawą ma wiele wspólnego. To taka lekko skondensowana, mocno słodka i karmelowa kawa w postaci landrynkowej ;p. Kompozycja ładna, choć mnie nie porwała. Gdzieś za bardzo przypomina mi cukierki i ma jakąś lekko dymną nutę, trochę jak spalony cukier. Możliwe, że w tym wypadku świeca pokazałaby więcej uroku, bo podobne odczucia miałam z woskiem Salted Caramel (gdzie dostrzegam podobne nuty) i świeca była zupełnie innej jakości.  Dobry zapach na wieczór kiedy jesteśmy na diecie, zastąpi nam kawałek deseru. ;) Przyjemna, o bardzo dobrej mocy.

Ocena: 6/10

niedziela, 14 października 2018

Wosk "Spiced White Cocoa" Yankee Candle

Czyż dzisiaj nie było pięknej niedzieli? Aż nie chce się wierzyć, że mamy połowę października, a za oknem jest tak cudownie. Piękna, złota jesień. Od rana wpadłam entuzjastycznie w wir porządków, dlatego na wieczór zapragnęłam odrobiny relaksu. A jako, że dzielnie zeszłam ostatnio z zapasów, to dziś poszło coś nowego i w 100% w moim guście... czyli gourmand vel. nuty kuchenne. Zapraszam!



W Spiced White Cocoa czuć głównie przyprawy i białą czekoladę z przewagą dla przypraw. Jest intensywnie, aromatycznie i gęsto. Nie jest to typowy, kremowy zapachy, choć niesie za sobą podobne nuty. Dla mnie to zapach właśnie takiej spienionej, mlecznej chmurki, obficie posypanej kardamonem, cynamonem i innymi przyprawami. Wyraźnie czuć tu gorące mleko. Całość jest lekko słodka, choć nie aż tak jak sobie ten zapach wyobrażałam. Kompozycja dobra na chłodne wieczory. Idealna do kubka dobrej herbaty. Całość przyjemna, choć nie powaliła mnie na łopatki. Ot, przyjemny w odbiorze wosk. ;)

Ocena: 6/10

czwartek, 11 października 2018

Wosk "Misty Mountains" Yankee Candle

Ostatnio doznałam odkrycia! Z racji tego, że większość tygodnia spędzam w pracy, a moje świece stoją i się kurzą, bo nie mam na nie czasu, postanowiłam zabierać je ze sobą. :D Odkopałam kilka i wybrałam te, które mam ochotę sprzedać, bo albo ich nie palę, bo średnio mi się podobają, albo są zbyt mocne w mojej małej sypialni. Wśród nich była jedna, którą łączyła obie cechy. Bay Breeze. Zapach owszem, podoba mi się, ale baaaardzo rzadko mam na niego ochotę, wiec stoi i się marnuje. Do tego jest zabójczo intensywny. Przed sprzedażą jednak chciałam mu dać jeszcze jedną szansę w pracy, na dużym metrażu. I wiecie co? Zakochałam się! Pachnie obłędnie. Jakbym stała na wydmach, albo w grocie solnej. Cudowna! Jednak mocne zapachy i świece potrzebują przestrzeni. Warto próbować w różnych miejscach. Świece zmieniają oblicze.
Ale nie odbiegając od tematu, dzisiaj o wosku z Yankee, jako, że akurat miałam ochotę na testy, a ta firma ostatnio poczuła się u mnie zaniedbana. ;) Zapraszam!



Misty Mountains to zapach niezwykle męski, choć zdecydowanie nie w nutach kolońskich. Czuję w nim wyraźnie drewno, miętę, nuty wodne i coś słodkiego jak pianki opiekane na ognisku. Te od czasu do czasu pojawiają się delikatnym akcentem w tle, czyniąc tą kompozycję niezwykle seksowną i głęboką. Nie jest to zapach inwazyjny. Wkrada się pomału i snuje po pomieszczeniu niczym mgła w chłodny poranek, docierając w każdy kąt, choć robi to na tyle subtelnie, że po czasie można zapomnieć, że jest obecny. Nie jest to typowy iglasty zapach, jest bardziej zielono-wodno-drewniany. Czuć w nim trochę tajemnicy, trochę nostalgii, a z drugiej strony odrobinę niepokoju. Jest niezwykle "mokry", a przynajmniej sprawia takie wrażenie. Czasami w telewizji pokazują takie filmy przyrodnicze, kamera porusza się tuż nad gęstym, zielonym lasem ciągnącym się aż po horyzont, słońce wstaje leniwie, ale jest niewyraźne przez obłoki porannej mgły unoszącej się pomiędzy konarami. Właśnie taki mam obraz wąchając ten wosk. Wbrew pozorom idealny na jesień. Dobrze kojarzy się z chłodnymi, mglistymi porankami. Będzie idealny do dobrej, tajemniczej książki na wieczór. :)

Ocena: 8/10

wtorek, 25 września 2018

Wosk "White Icing Cinnamon Roll" Goose Creek

Wieczorny odpoczynek w domu bez zapachów to u mnie już nie odpoczynek, szczególnie, że właśnie nadszedł najlepszy sezon grzewczy! Tak więc Panie i Panowie wyciągamy swoje kominki, odkurzamy je i zaczynamy zapachową zabawę. Woski i świece, to chyba jeden z najlepszych sposobów, żeby oswoić panującą za oknem pogodę. A nic tak dobrze nie działa, jak...? Zapachy kuchenne! Oj tak! To mój zdecydowany numer jeden na szare, chłodne dni. Otulają, nadają przytulności i domowego charakteru. A dziś na tapetę pójdzie zupełna nowość w moich zbiorach, którą nabyłam niedawno.... jesteście ciekawi jak się spisała? :) Zapraszam!



Jeśli nie wiecie jak pachnie cynamonowa bułeczka z lukrem, to ten wosk Wam w tym pomoże! Oto mamy najwierniejszy zapach kuchenny jaki stworzono w woskach (a wiele ich już poznałam ;p). White Icing Cinnamon Roll to przepyszny aromat maślanego ciasta, cynamonu prosto z kuchni i waniliowego lukru. Toż to nic innego jak ciepłe, dopiero co skropione lukrem, cynamonowe, domowe bułeczki <3. Mieszanka tak apetyczna, że chciałoby się zjeść wosk prosto z kominka! Nie jest ani zbyt słodki, ani zbyt cynamonowy. Sprawdzi się idealnie do dyniowego latte vel. gorącej herbaty, grubego koca i dobrej książki. Magia zamknięta w małym pojemniczku! I z miejsca ląduje na mojej liście trzech ulubionych wosków i najbardziej ulubionej, kuchennej kompozycji. Będzie z tego świeca! :D

Ocena: 10/10

niedziela, 23 września 2018

Świeca "Fresh Green Apple" Bartek Candle

Nadeszła jesień! Moja ulubiona pora roku. Pełna kolorów, puchatych szali, swetrów, pysznego dyniowego latte, cynamonu, szarlotek i wielu, wielu innych cudownych rzeczy. To też okres kiedy chyba najintensywniej palę woski i świece oraz celebruje piękne zapachy. Dobra książka, korzenna herbata i blask ognia w kominku to jest to co uwielbiam na wolne wieczory. :D Udało mi się zrobić przez ostatni miesiąc spore jesienne zakupy zapachowe, a z racji, że pogoda faktycznie stała się bardziej do oswojenia, to możecie spodziewać się wielu nowych recenzji i propozycji na obecną porę roku. Co prawda, prezentowana dzisiaj świeca jest z pozoru odrobinę mało jesienna, ale mnie jabłka właśnie kojarzą się z tym okresem.  To co? Startujemy? :D



Fresh Green Apple to bardzo intensywny zapach zielonego jabłuszka, który z czasem staje się....zapachem pysznej, słodkiej gruszki ;p. Nie mam pojęcia skąd u mnie te spojrzenia, bo na zimno świeca pachnie czysto jabłkowo, ale po odpaleniu zamienia się w pysznego gourmandowego owoca. Gruszki jeszcze bardziej niż jabłka kojarzą mi się z jesienią, więc ten zapach wyjątkowo przypadł mi do gustu. Idealny na porę, kiedy nie jest jeszcze bardzo zimno, ale pogoda już wymaga wdziania od nas swetra. Na dzień otuli nas przyjemną owoco-jesienną aurą kojarzoną ze słodką gruszkową tartą. Mniam! I choć moja fantazja pobiegła o dwa kroki za daleko, to wosk ten naprawdę jest świeży, nie ma w nich typowo ciasteczkowych nut, to po prostu słodkie, dojrzałe owoce jabłek (vel. gruszek). Przypomina mi aromat jaki znam z Goose Creeka o zapachu gruszki lub gruszkę od WoodWicka. Oba zapachy uwielbiam na dzień jesienią. Polecam. Jedyna wada, to problem dopalenia świecy do ścianek przy pierwszym paleniu. Poza tym, nie mogę mieć zastrzeżeń. :)

Ocena: 8/10

niedziela, 16 września 2018

Wosk "Bakery Cupcake" WoodWick

Niedziela to czas relaksu i moja dzisiaj właśnie tak wyglądała. :D Porządny odpoczynek, spokój ducha i.... woski! Oj tak, w moim życiu zapachy muszą być obecne na każdym kroku! Dziś przychodzę do Was z recenzją pysznego, smakowitego wosku od WoodWicka, Bakery Cupcake, czyli w wolnym tłumaczeniu babeczka z piekarni. Mniam! Jako zwolennik nut gourmand takich kompozycji jest w mojej kolekcji najwięcej, a skoro pogoda wieczorem już bardziej dopisuje i nie jest tak gorąco, to z największą radością wrzucam takie woski do kominka. A jak wypadła ta maślana babeczka w wykonaniu WoodWicka? Zapraszam do recenzji! :)



Mniam! Jeśli jesteście takimi samymi łasuchami jak ja, to wosk ten z pewnością przypadnie Wam do gustu. Jest apetyczny, ciasteczkowy, maślany i mocno przypomina mi zapach Vanilla Cone od Kringle Candle (jeśli ktoś miał okazję już poznać). Nie jest to babeczka jaką znamy od Yankee, to zupełnie inna babeczka. Domowa, pieczona, o lekko biszkoptowym aromacie, jak świeżo wyjęte z pieca waniliowe, maślane pyszności na typowo amerykańskim, ucieranym przepisie. Coś magicznego! I aż chciałoby się ten wosk zjeść. Doskonale umili nam leniwe, już nieco chłodniejsze, wrześniowe wieczory. Idealny do dobrej herbaty i książki. Zdecydowanie ląduje na licie ulubieńców. :D Daję 9 na 10, bo wosk po dłuższym czasie palenia może nabierać nieco ciężkiej, maślanej nuty. Wszystko jednak zależy od temperatury palenia.

Ocena: 9/10

czwartek, 13 września 2018

Wosk "Sun-drenched Apricot Rose" Yankee Candle

W oczekiwaniu na bardziej chłodne, jesienne dni (a jesień to moja ukochana pora roku i już nie mogę  się doczekać, kiedy będę mogła ją celebrować!! :D) postanowiłam do kominka wrzucać te wciąż letnie, owocowe zapachy. Na tapetę poszedł dzisiaj wosk, który gości u mnie po raz pierwszy, dlatego nie obyło się bez recenzji! Jest to jedna z czterech propozycji na wiosnę (Q1 2018) z tego roku i mówiąc szczerze ta, do której ciągnęło mnie najmniej. Ale przyszła i pora na nią i po prawie półrocznym oczekiwaniu dziś stała się gwoździem mojego wieczoru. A czy się polubiłyśmy... zapraszam poniżej. ;)



Mówiąc wprost ani za aromatem róży, ani za aromatem brzoskwini nie przepadam. Ich mieszanka, którą znam zazwyczaj z perfum jest dla mnie tym bardziej ciężka i mdła, nic więc dziwnego, że do tego wosku podchodziłam jak do przysłowiowego jeża, a jego odpalenie odkładałam i odkładałam. Yankee jednak jak zawsze potrafi pozytywnie zaskoczyć (choć idealny nie jest ;p) i tak też się stało tym razem. Wosk ten jest niezwykle intensywny i bardzo... kuchenny! Przypomina mi mianowicie aromat jogurtu brzoskwiniowego zmieszanego z marmoladą różaną do pączków vel. marmoladą z kandyzowaną skórką pomarańczową (ale bardziej jogurt ;p). Mniam! Bardzo apetyczny zapach! Nie dziwi więc, dlaczego wyjątkowo przypadł mi gustu. Takich słodkich aromatów u mnie w sypialni nigdy dość. Ulubieńcem nie zostanie, to w końcu brzoskwinia i róża, ale śmiało mogę wrzucić go na listę "lubię". Wosk idealnie wpasował się w ten jakże słoneczny wrześniowy dzień. Polecam! :)

Ocena: 7/10

sobota, 8 września 2018

Wosk "Sandalwood Vanilla" Yankee Candle

Kiedy budzą Ciebie z pracy w niedziele o 7 rano, nie ma lepszego sposobu na poprawę nastroju niż zapachowy wosk i dobra książka 😊. Dziś postawiłam na lekko słodkiego otulacza od Yankee. Zapach co prawda już wycofany, ale wciąż dostępny w dużych słojach w limitowanych edycjach.  W zasadzie, to nie byłam pewna czy mam ochotę na coś bardziej słodkiego z czekoladą (no bo przecież nic tak nie poprawia nastroju jak czekolada!), ale uznałam, że tego typu woski zostawię sobie na jesienne, chłodne dni, kiedy będę ich potrzebować jeszcze bardziej. Tym bardziej, że w relaks nie się lepiej nie wpasowuje jak właśnie wanilia z drzewem sandałowym.  A jak taka kombinacja wypadła w wykonaniu Yankee? Zapraszam do czytania postu poniżej. :)



Ze względu na mocno kremowy, a jednocześnie orientalny charakter drzewa sandałowego, nie jest on jednym z moich ulubionych składników. W tym wosku ma on jednak zupełnie inne oblicze. Słodkie, lekko pudrowe, lekkie, odrobinę męskie. Cudowny otulacz! Mówiąc szczerze, nigdy nie sądziłam, że mogę do tego stopnia polubić drzewo sandałowe, które jest aż tak wyraźne w zapachu. Yankee po raz kolejny nie zawiodło i dało nam piękna, głęboką, wyciszającą kompozycję, która mnie zdecydowanie kojarzy się z relaksem. Sam zapach jednak widzę zupełnie inaczej niż to jak sugeruje nam obrazek. Mnie zamiast z wakacjami i morze kojarzy się bardziej z przytulnym porankiem w wigilię. Meble pachną woskiem do polerowania, za oknem spoczywa gruba warstwa puszystego śniegu, jest mróz, a my nie mamy ochoty wyjść spod ciepłej kołdry. Jest sielsko, przytulnie i bezpiecznie. Cudowna kompozycja warta zakupu! :D

Ocena: 9/10

niedziela, 2 września 2018

Wosk "Tulips" Yankee Candle

Witajcie Kochani! Pomimo tego, że mamy dzisiaj niedzielę, ja nie próżnowałam. Z racji całego dnia wolnego od pracy, zabrałam się za gruntowne porządki sypialni, które odkładałam od jakiegoś czasu. I tak dzisiaj polerowałam, odkurzałam, przekładałam i oto jest! Czyściutko na błysk. :D Taki stan rzeczy trzeba było uczcić... ale nie szampanem, tylko nowym testem wosku, który dopełni urok wysprzątanego pomieszczenia. Dziś sięgnęłam po bardziej lekki, klasyczny zapach. Cały dzień miałam do czynienia z ciężkimi środkami do polerowania drewna, dlatego na wieczór postawiłam na bardziej kwiatowe kompozycje. Padło na Tulipany od Yankee, które chyba ze wszystkich wosków (na równi z różami), wydawały mi się najbardziej odpowiednie. A jak wypadły w globalnych testach? Zapraszam poniżej! :))



Ten wosk to prawdziwy kwiatowy mocarz! Jeśli szukacie czegoś subtelnego, lekkiego, to Tulips zdecydowanie takie nie jest. Niemniej jednak musze przyznać, że wosk ten ma w sobie to coś. Nie jest to bynajmniej sztuczny aromat kwiatów. Czuć ostrą świeżość zieleni, intensywny aromat płatków jak i słodki nektar. Trochę jakbyśmy zanurzyli nos we wnętrzu tulipana. Na duże pomieszczenia będzie idealny! Nada elegancki ton i wrażenie czystości, a dodatkowo nie zmęczy. Idealny na lato i wiosnę, kiedy inne woski są zbyt przytłaczające. Osobiście bardzo doceniam jego realizm i piękno, natomiast na dłuższą metę kwiaty to kwiaty i nie doszukałabym się w nim niczego wyjątkowego. ;) Kwiatolubnym, lubiącym bezpieczne kompozycje jednak polecam, jakościowo jest to bardzo dobry wosk.

Ocena: 7/10

wtorek, 28 sierpnia 2018

Wosk "Birchwood" WoodWick

Cześć i czołem! :D W zasadzie to nie planowałam tej recenzji. Co prawda pogoda na dworze jest znacznie przyjemniejsza i bardziej przychylna dla palenia wosków, ale na fali obecnego ochłodzenia dopalam otwarte resztki, zgromadzone w pudełku. Do jednych z nich należał właśnie Birchwood, wosk, który spisałam na stracenie, bo mówiąc wprost... nie pachniał! Dziś jednak wygrzebałam ostatnią kostkę z dna magicznego kuferka i z racji, że i tak za chwilę pewnie wpadnę w objęcia Morfeusza (dla nie-fanów mitologii - grecki bóg snu ;p) dałam mu ostatnią szansę. Z tą różnicą, że dziś zmieniłam miejsce kominka. A, tak dla odmiany! I podziałało! Wosk pokazał moc... a co kryło się za magiczną nazwą drzewa brzozy (ang. birchwood),  to zapraszam poniżej! :D



Mówiąc szczerze, kory brzozy nigdy nie wąchałam... nawet się do niej nie przytulałam, choć to, w połączeniu z medytacją, podobno ma jakiś dobry wpływ na nasze ciało i umysł :D. Niemniej jednak, gdybym miała wyobrazić sobie ten zapach to z pewnością byłby chłodny, surowy, drzewny. I ten wosk chyba właśnie taki jest. Jest w nim swego rodzaju szypr, gorzki, wytrawny, szorstki. Do tego tło jest odrobinę wodne, surowe, jak rześkie powietrzne w październikowy poranek. W koło unosi się mgła, liście już dawno opadły z drzew, a na trawie osiadła rosa, która za miesiąc zacznie zamarzać. W tym wosku nie można doszukać się ani odrobiny ciepła. Jest wręcz stalowo chłodny, zimny. I z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Ma w sobie tę nutę specyficzności, która czyni go swego rodzaju "niszowym" woskiem ;p. Jakościowo wosk bardzo dobry, ale jednak należy do tych, które warto przed zakupem powąchać bezpośrednio z pudełka. ;p 


Ocena: 6/10



niedziela, 29 lipca 2018

Wosk "Relaxing Rituals: Tranquil" Yankee Candle

Witajcie moi drodzy w te jakże upalne dni! Jeśli pomimo pogody, nie przeraża Was odpalenie kominka, to zapraszam na kolejną pachnąca recenzję wosku. Dziś wracamy do mojego ukochanego Yankee i to do lini do której mam ogromny sentyment. Do dziś dnia pamiętam, jak po niecałym roku detoksu od zapachów, robiąc porządek w szufladzie znalazłam wosk Calm, właśnie z Relaxing Rituals. Zapaliłam i przepadłam... Od tego czasu już nie rozstaję się z woskami i świecami. I tak po latach zbieractwa udało mi się zebrać nie małą kolekcję! :D Tak więc wracając myślami do tamtych jakże pozytywnych chwil, zapraszam na recenzję! :))



Wiecie z czym kojarzy mi się wosk Tranquil? Z woda, z surfowaniem, z plażą i przystojnym ratownikiem ;p. Wosk Tranquil jest zdecydowanie męski. Surowy, lekki, wodny. I ja wiem, że znam skądś ten zapach... chwila myślenia, jeszcze jedna... i mam! November Rain. Woski te co prawda nie są identyczne, ale bliźniaczo podobne, z tą różnicą, że to bliźniaki, które poszły dwiema różnymi drogami. November Rain jest zdecydowanie bardziej ciężki, lekko jakby drzewny, liściasty, kiedy Tranquil to jego mocno wakacyjna, lekka wersja. Mięta dodaje chodu, sól morska orzeźwia. Lili jako tako nie czuję, ale może to i dobrze. Jej zapach mógłby być zbyt intensywny. Polecam wosk szczególnie na takie upały jak teraz. Nie zmęczy nas swoją intensywnością, a nada przyjemny ton pomieszczeniom. Kompozycja idealna na teraz, kiedy za oknem tak gorąco. Zdecydowanie wycisza. :)

Ocena: 9/10

wtorek, 24 lipca 2018

Wosk "Romantic" Janke Candle

To był zdecydowanie udany dzień. :D Dostałam urlop w drugiej pracy i dziś całe popołudnie celebrowałam wolny czas z przyjaciółką. Było dobre jedzenie, opalanie, odpoczynek, długie spacery.... ach... czemu takie chwile nie mogą zdarzać się częściej? ;p A nic tak dobrze nie kończy dobrego dnia, jak jeszcze lepszy wieczór. A takie nie mogą obyć się bez świeczki w moim kominku i przyjemnego zapachu, który będzie relaksował mnie podczas czytania książki. I choć pomysłów miałam kilka, to padło na... Janke. Wosk, który walał mi się po szufladzie od dobrych dwóch lat. Jego odpalenie (związane z obawą zawodu) odkładałam i odkładam, a dziś wzięłam się na odwagę i z myślą, że nic nie może popsuć mi tego dnia i nawet kiepski zapach będę w stanie zaakceptować, odpaliłam go w kominku. A jaki był efekt? :D Zapraszam poniżej!



Mówiąc szczerze, to wosk wrzuciłam do kominka już bez żadnej nadziei. Janke zawiodło mnie nie raz, nie dwa i niestety muszę przyznać, że to ponowna klapa. Po pierwsze, w samym wosku, czuć po prostu... wosk! Taki zniczowy, cmentarny, rozgrzany wosk z nutą przyfajczonego plastikowego opakowania, nadwątlonego przez przekrzywiony w świecy knot. Katastrofa! Ponadto, po czasie wosk stał się bardzo intensywny, miał gryząco-migdałowy aromat, którego osobiście nie znoszę. Nie, nie i jeszcze raz nie. Tej firmie już podziękuję i cieszę się, że w końcu zdobyłam się na ostatni test i mam go za sobą. Szkoda, że mój romantyczny wieczór okazał się aromatycznie seansem spirytystycznym z lekkim pożarem i zapachem rozlanego w koło wosku. Bo właśnie z taką scenerią kojarzę ten aromat. Pozostaje mi nie tracić fasonu i cieszyć się dobrą książką ;)). Wosku nie polecam!

Ocena: 3/10

niedziela, 15 lipca 2018

Wosk "Dreamy Summer Night" Yankee Candle

Dziś pomimo upalnego dnia, wieczorny rześki spacer natchnął mnie do odpakowania nowego wosku, do testów! Długo nie musiałam wybierać, bo kandydat znalazł się sam. To musiał być jego wieczór. Dreamy Summer Night! Czyż nazwa nie kojarzy Wam się właśnie z gorącym, letnim wieczorem, kiedy chłód nocy spotyka się z ciepłem unoszącym się znad ziemi, w koło czujemy zapach typowy dla letnich nocy, jest ciepły, aromatyczny.... Ach... rozmarzyłam się. W wakacje to właśnie jest moja ulubiona pora dnia. Wieczór. Wtedy najlepiej się spaceruje. No ale bez popadania w melancholię :D. Nie przedłużając, zapraszam na recenzję. :D



Czy Dreamy Summer Night kojarzy mi się z letnią nocą? Tak mówiąc szczerze, to nie bardzo. Do tej pory najbardziej zbliżonym aromatem był Evening Air (nazwa trafiona!) i żaden inny nie zdołał go przebić. Ten wosk zupełnie jest do niego niepodobny. Jest słodki i to bardzo. Dominują w nim nuty waty cukrowej, gofrów, bitej śmietany i karmelu... i wiecie co? To idealnie odwzorowany zapach panujący na deptakach nad morzem lub w wesołych miasteczkach. W koło czuć aromat stoisk z ciepłymi, słodkimi przekąskami, a upał tylko sprawia, że powietrze aż klei się od ilości cukru. Ja wiem, taki opis może przerazić, ale uwierzcie mi, wosk jest przepiękny. Szkoda, tylko, że zdecydowanie lepiej paliłoby go się na jesień. Wtedy cudownie osłodziłby mi szare popołudnia lub chłodne wieczory. I tu nasuwa mi się inne porównanie, bo wosk jest łudząco podobny do innego mi znanego... mianowicie Sugared Apple. Gdyby nie brak wyraźnej jabłkowej nuty, mogłabym uznać je za bliźniaki. I jeśli znacie Słodzone Jabłuszko, to już wiecie o czym mówię. Cukier, słodycz i jeszcze więcej cukru. Zapach, który uwielbiam, ale zdecydowanie w porach zimowych. Na lato ciut za słodki, choć doceniam jego urok nawet w tak upalne dni jak dzisiaj. ;)

Ocena: 9/10

sobota, 14 lipca 2018

Świeca "Crushed Pineapple" Jelly Belly

Witam wszystkich Świeczkomaniaków po długiej przerwie! Czuję się jakbym nie blogowała miesiącami, choć minął dopiero jeden ;p. Niestety, w wyniku panującej za oknem pogody, w ostatnim czasie dosyć rzadko sięgam po aromaterapię. Lato to okres kiedy najrzadziej sięgam po kominek. Ponadto, jeśli pojawiają się chłodniejsze dni, to zazwyczaj padam zmęczona po pracy i nie mam czasu nawet na chwile relaksu. Dziś jest jednak inaczej. Przez cały dzień padał deszcz. Ja z racji wolnego weekendu zrobiłam porządek w sypialni, a wieczorem naszło mnie na zapalenie jakieś świeczki. No i jest! Przy okazji udało mi się machnąć dla Was zapachowego posta. Takie wieczory to ja lubię! :D



Bohaterem dzisiejszego wieczoru jest ananas! Crushed Pineapple zdecydowanie pachnie mi tym owocem.  Jest słodki, kuchenny i.... przypomina mi zapach ananasowych żelek Haribo! Znacie? Lubicie? Ja osobiście bardzo i od razu przypomina mi się dzieciństwo, kiedy żelkami mogłam zajadać się na kilogramy :D. To zapach nie do końca autentyczny, jest słodki, owocowy, ale czuć, że obok prawdziwego owocu to nie leżało. Niemniej jednak, przez skojarzenie ze słodkimi, żółtymi misiami nie można nie uznać go za apetyczny. Jeśli jesteście fanami żelek, ta kompozycja z pewnością przypadnie Wam do gustu! Sama świeca jest intensywna i bardzo wydajna. Powala mocą i bije na głowę niejedną dużą świecę Yankee. Ja jestem za! :))

Ocena: 8/10

niedziela, 10 czerwca 2018

Wosk "Eternal" Village Candle

Na wstępie musicie wybaczyć mi tę chwilową przerwę w blogowaniu. Ostatnie, ciągnące się upały, przekraczające chwilami ponad 30 stopni skutecznie zniechęciły mnie do zapalania mojego kominka. Dopiero dziś, po naprawdę gorącym dniu, spadł.... deszcz! A ja uwielbiam kiedy pada! Jest w tym coś uspokajającego i majestatycznego. I zdecydowanie nastraja do dobrej książki w zaciszu domu i odpalenia kominka. I co prawda, w swoich zbiorach mam kilka odpakowanych wosków, które czekają na spalenie, dziś jednak postanowiłam sięgnąć po coś nowego i celebrować tę jakże ulotną chwilę, jaką jest ochłodzenie. Postanowiłam skrobnąć dla Was nowego posta! :D Jeśli jesteście gotowi, to zaczynamy! A dzisiejszą gwiazdą jest....



Już czytając skład wosku można by się spodziewać, że przypadnie mi do gustu. Jest tu wanilia, szałwia, paczula i nuta wodna, czyli wszystkie składniki, które uwielbiam! I zdecydowanie na pierwszy plan wysuwają się nuty wodne! Wosk sprawia wrażenie chłodnego, wręcz mokrego. Jest w nim też dużo lekko męskiej wytrawności, drewnianej, surowej... która mnie nasuwa skojarzenie z korą brzozy, po ulewnym deszczu. Zioła natomiast są jakby w tle. To one jednak dodają charakteru. Najsłabiej czuć tu wanilię. Bezpośrednio nie dostrzegam jej w kompozycji, ale wierzę, że to ona, wraz z paczulą, scala kompozycję. Sam zapach kojarzy mi się natomiast z późnym listopadowym popołudniem. Przed chwilą padał deszcz, na dworze jest szaro i mokro. Za chwile zapadnie zmrok, a my robimy sobie szybkie skróty przez park. Pomimo skojarzeń, w niczym nie przypomina November Rain, nie ma tu liści i tego ciepła. Jest za to chłód zbliżającej się zimy, która pomału daje o sobie znać. Moim zdaniem wosk nieadekwatny do rysunku, ale może Wam uda się dostrzec w nim ciepło. Podsumowując, wosk bardzo udany, ciekawy, oryginalny i wyjątkowo przypadł mi do gustu. Jedyną jego wadą jest słabość, ale zrzucam to na wysokie temperatury. ;p

Ocena: 8/10

wtorek, 22 maja 2018

Wosk "Vanilla Lime " Yankee Candle

Witam Was po drobnej przerwie. Miałam dzisiaj nie lada zakręcony dzień i dopiero wracam do siebie myślami. Pora chociaż na chwilę złapać oddech i odpocząć, zostawiając troski dnia za sobą. Dziś przyszłam, żeby podzielić się z Wami wrażeniami na temat wosku, który.... owszem, jest już z nami jakiś czas, ale w moim kominku zawitał po raz pierwszy. Aż wstyd się przyznać, że takie klasyki są mi obce, więc dzisiaj nadrabiam! :D Aby nie przedłużać, zapraszam zatem na słodki romans limonki i wanilii!



Vanilla Lime to wosk z początku bardzo słodki. Czuję tu dużo lukru, takiego jakim polewa się makowce na święta ;p. Chwilę później do głosu dochodzi tytułowa limonka! Jest słodka, kwaśna i bardzo aromatyczna. I pomimo niechęci do zapachów cytrusowych, muszę przyznać, że jest w niej coś apetycznego. I zapach tak trwa i trwa dobrą chwilę. Dopiero po czasie w kompozycje wplata się mięta. Chwilami wosk ten przypomina mi ukochany North Pole, by zaraz później ustąpić aromatowi, który mnie osoboście najbardziej kojarzy się z... mohito! Znacie? Ja uwielbiam! Nic więc dziwnego, że pomimo nielubianych przeze mnie cytrusów, które tutaj grają główną rolę, wosk ten przypadł mi bardzo do gustu. Zdecydowanie jestem na tak. Kompozycja idealna na lato! ;)

Ocena: 8/10

niedziela, 13 maja 2018

Wosk "Rainbow Cookie" Yankee Cande

Dziś 13! Co prawda nie piątek, ale dopadła mnie jakaś straszna chandra i aż do wieczora nie chciała puścić. A jak wiadomo, na takie chwile, nie ma nic lepszego niż kakao, dobra książka, no i oczywiście zapachowe woski! I o ile od rana towarzyszył mi mój ukochany i niezastąpiony Amber Moon, tak na wieczór sięgnęłam po coś nowego, coś co choć trochę umili mi dzisiaj tę smutną niedzielę ;). Jest to też jeden z wiosennych wosków z kolekcji Yankee, dlatego jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z falą nowości na ten rok, to zapraszam do dalszej części postu.


Słodkie ciasteczka nadziane musem z kremu cytrynowo-brzoskwiniowego. Mniam! Rainbow Cookie to nietypowy wosk z gatunku zapachów kuchennych. Co prawda łączy w sobie nuty słodkiej wanilii z soczystością brzoskwiń, ale moim zdaniem to zapach, który zaklasyfikowałabym bardziej do kategorii owocowej. Słodki lukier i bezowe makaroniki tworzą tu tylko tło, ustępując (moim zdaniem) tropikalnej mieszance. Gdybym miała wskazać jakie owoce się w niej czają, typowałabym bardziej marakuje i mango, co w moim przypadku nie jest takie złe, bo za brzoskwinią nie przepadam. Brzoskwinię czuć, ale nie tak bardzo jak się obawiałam i muszę przyznać, że w tym wosku jest całkiem przyjemna i mój nos zdecydowanie ją zaakceptował ;). Słodkość przełamana soczystością owoców. Idealna kompozycja na lato, szczególnie jeśli mamy ochotę na słodkie, a musimy liczyć kalorie. Rainbow cookie zadowoli największych łasuchów!

Ocena: 8/10

środa, 9 maja 2018

Wosk "Sweet Nothings" Yankee Candle

Ostatnie szaleństwo zakupowe skłoniło mnie do zrobienia drobnych porządków w moich woskach. Zdałam sobie sprawę, że mój świeczkoholizm urósł do tego stopnia,  że wosków zamiast ubywać, to stale przybywa :D. Nie żebym narzekała, bo jakaś część mnie ogromnie się cieczy z tej kolorowej tęczy w mojej szufladzie, inna jednak, ta bardziej rozsądna, prosi, żeby w końcu wykorzystać stare woski. I jak na złość przez ostatnie kilka dni trafiałam na same zwietrzałe buble. Tak więc dzisiaj, znudzona wieczorami bez zapachu i stęskniona za czymś nowym, powracam do Was z recenzją jednego z wosków z wiosennej kolekcji z tego roku. Ciesz się z prostych rzeczy, takie jest motto, a czy wosk faktycznie sprawił mi radość? Zapraszam poniżej! :D




Sweet Nothings to zapach ciężki do zdefiniowania. Lekko mydlany, wietrzny i perfumowany. Pomimo swojej siły sprawia wrażenie niezwykle delikatnego, niczym unoszące się na zdjęciu bańki mydlane. Na pierwszym planie wyczuwam w nim chryzantemę (!), której w opisie nie znalazłam, ale ja ją tam czuję i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej ;p. Nie mam za to pojęcia jak pachną cyklamen i kwiat lotosu, więc nie powiem Wam czy faktycznie znajdują się w wosku, ale w tej kwestii wierzę Yankee Candle na słowo ;). Oprócz nut kwiatowych, czuć lekką waniliową słodycz. Całość otoczona jest pudrowością i wręcz ozonową rześkością. Dla mnie to zapach najbliższy pierwszym perfumom jakie dostałam od cioci, kiedy byłam jeszcze bardzo mała. To zapach beztroski i wręcz młodzieńczych chwil z koleżankami. Niezwykle przyjemny i przystępny wosk. Jestem wręcz oczarowana jest subtelnością i elegancją. Takie woski to ja lubię ;)!

Ocena: 9/10

Jeśli już zdążyliście zauważyć, w słowie nothing zjadło "s". Jakoś tak lepiej mi to brzmiało i musiałam zapomnieć o jego dopisaniu (haha ;p) . Daje jednak słowo, że nie wpływa to ani troszeczkę na zapach. Oki, teraz ze spokojnym duchem mogę zmykać zasnąć w słodkich obłoczkach baniek mydlanych, a Wam życzę dobrej nocy, lub jak kto czyta, miłego dnia! Enjoy! (the simple things :D).

czwartek, 3 maja 2018

Wosk "Grapefruit Burst" Busy Bee

W oczekiwaniu na burze po upalnym dniu, uznałam, że po powrocie z pracy czas w końcu na zasłużony relaks. ;) Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisuje, ale sami chyba przyznacie, że palenie wosków przy temperaturze 25 stopni bywa ciężkie. Wtedy większość zapachów idzie u mnie w odstawkę i tylko prawdziwe świeżaki mogą "pójść z dymem". To wtedy jedna z niewielu chwil kiedy naprawdę chętnie goszczę w moim kominku cytrusy. Co prawda do limonki i cytryny nadal nie jestem przekonana, ale wciąż jestem w stanie zaakceptować, a nawet polubić grapefruitowe aromaty. Tym bardziej, że w szafie od ponad dwóch lat (!) leżakuje zapomniany przeze mnie wosk z Busy Bee. Jeśli ktoś z Was pamięta tę firmę i nadal ma do niej dostęp lub chętnie zapozna się z tą marką, to zapraszam na orzeźwiająco-cytrusowy, letni post! No to zaczynamy! :D



Jak już wyżej wspomniałam, fanką cytrusowych aromatów to ja raczej nie jestem. Jednak grapefruit przedstawiony w tym wosku całkowicie mnie kupił! :D Jest gorzki, soczysty, świeży, wodny i wcale nie taki słodki jakby mogło się wydawać. To dopiero co przekrojony owoc różowego grapefruita, położony na talerz. To aromat gorzkiej skórki i soku, który leci nam po palcach, kiedy smakujemy tego pysznego owocu. I pomimo iż trochę wykrzywia nam się uśmiech przy każdym kwaśnym kęsie, to pałaszujemy go z radością. Niesamowity zapach i pomimo iż wosk wiekowy to całkiem intensywny i dobrze sobie radzi w moim niewielkim metrażu. Z firmą Busy Bee miałam wzloty i upadki, ale tym razem jestem całkowicie oczarowana! Takie cytrusy to ja lubię! :D

Ocena: 9/10

niedziela, 29 kwietnia 2018

Wosk "Storybook Dreams" Bridgewater Candle

Nie wiem czy tylko ja tak mam, czy ma tak większość z nas, ale po generalnym sprzątaniu najlepiej pali mi zapachy przywodzące na myśl czystość, świeżość i lekkość. Dzisiaj, z racji wolniejszego dnia wzięłam się w końcu za generalne porządki ;p. Niestety, nie załapałam się na wolny weekend majowy, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Także, korzystając z wolnego czasu odświeżyłam nieco moją sypialnie! I muszę Wam się przyznać, że długo nie myślałam nad wyborem kandydata na dzisiejszy wieczór. Po raz pierwszy wiedziałam co wrzucę do kominka :D ! Zapraszam zatem na powrót do beztroskiego dzieciństwa. ;)



Storybook Dreams to zapach magiczny! Po woski z Bridgewater Candle sięgam rzadziej niż po Kringle czy Yankee ze względu na ich bardzo wysoką cenę. Kiedy jednak w sklepie stacjonarnie wsadziłam nos akurat w tę sztukę, wiedziałam, że wróci ze mną do domu. To kompozycja wyjątkowo czysta i subtelna. Opiera się w głównej mierze na nutach praniowych, to mieszanka plasująca się gdzieś pomiędzy proszkiem, a płynem do płukania. W tle całości dopełniają kwiaty, wzbogacone o lekką słodycz miodu, która nadaje woskowi ciepłego, przytulnego charakteru. Dla mnie magia! Kompozycja wielowymiarowa, bogata, bardzo intensywna. Przywodzi na myśl najbezpieczniejsze chwile, kiedy jako dziecko zakopywało się po gorącej kąpieli w czystej pościeli, którą mama zakładała po gruntownym sprzątaniu pokoju. Bardzo relaksujący i kojący aromat! Niepowtarzalny i sielski jednocześnie. Jeden z faworytów!

Ocena: 10/10

wtorek, 24 kwietnia 2018

Wosk "Fireside Treats" Yankee Candle

Dziś na Dolnym Śląsku pomimo upalnej, kwietniowej pogody spadł deszcz. To idealny, nastrojowy moment na coś ciepłego, słodkiego, ogrzewającego atmosferę. A skoro nawet w domowym kominku wieczorem pojawił się ogień nie mogło też zabraknąć odpowiedniego wosku w moim mniejszym kominku ;). I znalazłam! Tak długo ta kompozycja czekała na odpakowanie, że nawet nie pamiętam kiedy został wycofany. Na przełomie lat udało mi się zebrać wiele skrajnych opinii na jego temat i z radością zacierałam rączki, żeby go przetestować i przekonać się czy go polubię czy znienawidzę. ;p Zapraszam na wycieczkę pod namiot, najlepiej nad jezioro, gdzie przypieka się słodkie pianki nad ogniskiem...



Cudo! Już kiedy doszły do mnie jego pierwsze nuty, wiedziałam, że to będzie miłość! To idealny wosk, właśnie na taką porę, gdzie za oknem pada deszcz. Jest słodko i to nawet bardzo, ale w tym wypadku ani odrobinę mdło. Czuję wyraźnie pianki i przepyszny karmel! Mniam! Aż człowiek robi się głodny. Gdzieś w tle mam wrażenie, że są jeszcze nuty drzewne, albo po prostu wyobraźnia każe mi je tam czuć ;p. No bo lato, no bo ognisko, a jak juz ognisko to i przypiekanie na patykach i lekki dymny aromat. Dla mnie to kwintesencja ciepłych letnich nocy, wakacji, swobody. Wosk będzie idealny na zimniejsze dni, w ciepłe może być jednak zbyt ciężki, choć dla mnie i tak pozostanie Yankowym cudem. Piękna, głęboka, kuchenna kompozycja od której aż ślinka leci. Przy jego paleniu polecam zaopatrzyć się w coś dobrego, bo z pewnością będziecie głodni. Dla mnie majstersztyk i teraz pojawia się żal, że już wycofany ;(.


Ocena:10/10

niedziela, 22 kwietnia 2018

Świeca "Amber Glow" Yankee Candle

Popełniłam wykroczenie! Pomimo posiadania ponad trzystu zapachów w woskach (a ich ilość nie wiedzieć czemu stale rośnie, zamiast się pomniejszać) i 25 świec, kupiłam następną. To już chyba uzależnienie, ale na taką miłość ponoć już nie ma ratunku ;). Wszystko zaczęło się od zwykłej ciekawości. Zachęcona nowościami poszperałam po paru blogach za recenzjami i na Woskomani natrafiłam na recenzję Moon on Their Wings (polecam przeczytać!). Chodziłam, myślałam, dumałam i no zamówiłam! :D Nie obyło się też bez zamówienia przy okazji kilku wosków. A jako, że na świece nie mam już w pokoju miejsca, czas w końcu zabrać się za palenie tego co stoi i się kurzy. ;)  Świece, którą prezentuje zakupiłam na grupie wymiankowej. Jest niedostępna w regularnej sprzedaży, ale czasem można ją dostać na allegro lub ebayu. Jeśli jesteście ciekawi czy warto jej szukać, zapraszam poniżej!



Amber Glow to zapach uplasowany gdzieś pomiędzy wieczorowym, głębokim Evening Air, a tajemniczym, bursztynowym Amber Moon. Oba zapachy uwielbiam, nic więc dziwnego, że i ten zapach skradł moje serce.  To kompozycja niezwykle rozbudowana. Czuję w niej ciepło ambry, jak i aromat ziół oraz drewna, które nadają jej wrażenie zapadającego zmierzchu, gdzie gorące powietrze, ustępuje lekkiemu chłodowi zbliżającej się nocy. Jest to zapach, który można zaklasyfikować jako odrobinę męski, choć nie przypomina typowych męskich perfum. Jest odrobinę wodny, lekki, tajemniczy, a zarazem otulający. Idealny do palenia wieczorem, w gorące letnie noce lub wczesną jesienią, żeby ogrzać atmosferę "domowego ogniska". Świeca podczas palenia przywodzi na myśl leniwe spacerowanie wzdłuż wybrzeża w jakimś bardzo spokojnym miejscu. Jest schyłek lata, za horyzontem powoli chowa się słońce, a my już cieplej ubrani spacerujemy wsłuchując się w leniwe obijanie się fal o brzeg. Czyż nie cudowna interpretacja? :D Kompozycja perfumowana, głęboka, przytulna. Zdecydowany faworyt, który myślę, że często zagości w mojej sypialni. Warty poszukiwań.

Ocena: 9/10

Wosk "Warm Desert Wind" Yankee Candle

Witajcie w tę jakże słoneczną niedzielę! Jeszcze chwilę temu temperatura nie wyściubiała nos poza magiczne zero stopni na słupku rtęci, a już mamy cudowną, słoneczną pogodę.  W takich chwilach ciężko nie myśleć o wakacjach i podróżach. Szczególnie ostatnio dosyć często moje myśli uciekają do dalekich krajów, tropikalnych wysp i rajskich wycieczek. Ach, chce się wakacji! Tym bardziej kiedy weekend tak szybko ucieka i za chwilę wybije poniedziałek. Dlatego, żeby przedłużyć ten beztroski czas, pozwalam sobie na jeszcze chwilę cudownego relaksu. Odpalam wosk Yankee i przenoszę się daleko stąd. Zapraszam dzisiaj na dalekie podróże w bardzo gorące, pustynne rejony. ;)



Nie wiem dlaczego, ale wąchając na zimno całą kolekcję Q2 z tego roku, do tego zapachu podeszłam mocno sceptycznie. Co prawda, to Tropical Jungle (który jeszcze czeka na swój debiut, wiec poczekam do ostatecznego osądu ;p) najmniej mnie zachwycił, ale Warm Desert Sand wydał mi się zbyt "gorący" i "słodki" na porę letnią. Taka kompozycja wraz z pozostałymi byłaby idealna na jesień, kiedy człowiek ma ochot uciec byle daleko od pluchy, deszczu i szybko zapadającego zmroku i zupełnie nie pasowała do mi upalnego, polskiego lata ;). Jednak Yankee Candle po raz kolejny mnie zaskoczyło. Wosk owszem, jest słodki i ciepły, tego nie można mu nie zarzucić, ale jest też niezwykle świeży i lekki. Na pierwszym planie czuję w nim wyraźnie wiatr i ozon, chwilę później do tych nut dochodzi podwędzona wanilia i paczula, nadając mu orientalny charakter. Cudowna mieszanka, która faktycznie przywodzi na myśl gorące, bliskowschodnie lub afrykańskie wyprawy. Oczami wyobraźni widzę ciągnącą się po pustyni karawanę, wiozącą wanilię i przyprawy i wręcz czuję muskający skórę wiatr. Pomimo moich obaw wosk wcale nie obciąża pomieszczenia, nawet przy wyższej temperaturze za oknem ( a dziś mamy 24 stopnie!), a wręcz działa odwrotnie, nadając mu lekkości. ;). Cudowna kompozycja, letnia, gorąca i świeża! :D Zdecydowany hit!

Ocena: 10/10

czwartek, 19 kwietnia 2018

Wosk "Bay Leaf Wreath" Yankee Candle

Czy Wy też czujecie już zbliżające się lato? Mówiąc szczerze, nawet nie wiem w którym momencie drzewa stały się soczysto zielone. Uwielbiam ten moment kiedy natura budzi się do życia. Kwiaty powoli rozkwitają, na bezchmurnym niebie pojawia się słońce, a temperatura wzrasta powyżej 20 stopni... Ale bez popadania w melancholię ;). Na dziś miałam dla Was recenzję zupełnie innego wosku (albo planowałam ;p). Ostatecznie wosk nie trafił do kominka. Z racji aury za oknem, wydał mi się zbyt ciężki i czeka, kiedy pogoda stanie się trochę mniej sprzyjająca. Myślę, że wtedy będzie idealny! Dziś przychodzę z recenzją innego, chyba już niedostępnego wosku, którego mówiąc szczerze dosyć mocno się obawiałam. A czy moje obawy okazały się słuszne?



Ci co mnie znają, wiedzą, że za zapachami cytrusowymi nie przepadam. Nie specjalnie lubię też aromat liścia laurowego. Można by się spodziewać, że ich połączenie tym bardziej nie przypadnie mi do gustu... a jednak! Owszem, nie mogę wrzucić tego wosku na listę ulubieńców, ale śmiało mogę stwierdzić, że kompozycja ta jest bardzo przyjemna. To przede wszystkim słodki, delikatny aromat, wosk zupełnie inny podczas palenia i mało przypominający wersję na zimno. W kompozycji czuję zieleń, ale taką bardzo słodką, wręcz "nektarową". Są gdzieś tam nuty ziołowe, a jeśli dobrze się wczuć, to od czasu do czasu doleci do nas drobny aromat mandarynki. I długo się zastanawiałam, gdzie czułam podobne połączenie. I w końcu do tego doszłam. Lucky Shamrock! Woski nie są identyczne, ale są bardzo zbliżone poprzez dużą zawartość zieleni. Dla mnie kompozycja udana i jestem mile zaskoczona. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze wiele takich aromatycznych niespodzianek. ;) Jeśli macie jeszcze okazję go przetestować, to spróbujcie. Warto go poznać.

Ocena: 7/10

sobota, 14 kwietnia 2018

Wosk "Under the Palms" Yankee Candle

Przetrwaliście wczorajszy piątek trzynastego? :D Jeśli był równie ciężki co mój, to zapraszam dzisiaj na chwilę zasłużonego, weekendowego relaksu w towarzystwie Yankee! Co prawda, na dzisiaj planowałam odpakować dla Was jedną z nowości z tego roku, natomiast silna potrzeba lata i odpoczynku na rajskiej wyspie zmusiła mnie do lekkiej zmiany planów, co mam nadzieje mi wybaczycie (hehe). Co się odwlecze, to nie uciecze jak to mówią i woski z Q1 i Q2 znajdą jeszcze swoją chwilę w moim kominku, o to nie musicie się martwić. A teraz, chętnych na rajskie klimaty rodem z Robinsona Cruzoe zapraszam na błogi odpoczynek pod palmami, na jednej z dzikich wysp. :)



Byliście kiedyś na rajskiej wyspie, gdzieś daleko na drugim końcu świata, gdzie słońce przedziera się przez szumiące liście plam, słyszycie szum oceanu, widzicie bezkresny błękit i bielusieńki piasek pod swoimi stopami? Jeśli nie, to teraz nie musicie daleko szukać, żeby poczuć ten klimat. Yankee i tym razem postarało się, żeby zapewnić nam tropikalne wyprawy bez wychodzenia z domu. I to nie byle jakie! Nie jest to typowo wakacyjny zapach, nie operuje zapachem mango, papai i kolorowych drinków rodem z Bahama Breeze. W niczym nie przypomina też lekkiego, arbuzowego Pink Sand. To zupełnie inne klimaty. Jest dziko, zielono i kokosowo. To taka rajska wyspa na końcu świata, bezludna, nietknięta jeszcze przez ludzką cywilizację. Są palmy dziko rosnące przy plaży, leniwie pochylające się nad wodą, fale, lekko szumiące, obijające się o brzeg. Czujemy bryzę znad oceanu i cudowny aromat zieleni przepełnionej kokosowym aromatem, kiedy spacerujemy po piasku. Moim zdaniem, właśnie taki zapach towarzyszył Robinsonowi Cruzoe w jego książce. Coś cudownego! Jeden z najlepszych, tropikalnych i nastrajających zapachów na lato (lub na wiosnę żeby poczuć klimat zbliżających się wakacji). Fanom kokosów gorąco polecam! :D

Ocena: 10/10

wtorek, 10 kwietnia 2018

Wosk "Camomile Tea" Yankee Candle

Mam dobrą wiadomość dla fanów świec, woskoholików i zakochanych w zapachach! Dziś, z racji wolniejszego popołudnia (co nie zdarza mi się często ;)) udało mi się cyknąć fotki nowym maleństwom jakie niedawno pojawiły się w moim domu, a mianowicie kolekcji na wiosnę i lato od Yankee. I mam nadzieję już niebawem kolejne, tym razem najnowsze zapachy zagoszczą na moim blogu. Mówiąc szczerze już nie mogę się doczekać kiedy w końcu je wszystkie przetestuje i wybiorę faworyta! :D Wąchając na zimno jest wśród nich pare kandydatów, ale czy pierwsze wrażenia się potwierdzą, dowiecie się w swoim czasie. Dziś zapraszam Was jeszcze na dawno odkładany post (a raczej zapach). Z racji cięższego dnia potrzebowałam czegoś relaksującego, lekkiego, nienachalnego. No i poszło... herbatka rumiankowa raz! Ponoć na stres też działa ;).



Po czterech latach od zakupu muszę przyznać, że wciąż ma moc!. ;) Camomile Tea to nic innego jak herbata rumiankowa z duuużą ilością miodu. Oj tak! Nuty miodowe można poczuć jako pierwsze, zanim jeszcze dobrze rozwinie się aromat ziół. Taka herbatę pamiętam z dzieciństwa, kiedy piłam ją na przeziębienia. Jej aromat jest niezwykle relaksujący i przywodzi mi na myśl czułą opiekę, jaką otaczała mnie mama podczas choroby. Do dziś dnia, lubię sięgnąć po kubek herbaty rumiankowej, dla uspokojenia nerwów ;). Dla fanów tego aromatu wosk będzie jak znalazł. Jest bardzo dobrze odzwierciedlony, intensywny i zrównoważony. Bardzo lubię do niego wracać wieczorami, przy kubku dobrej herbaty kiedy mam chwilę dla siebie. Zdecydowanie jeden z moich faworytów.

Ocena: 8/10

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Wosk "Treehouse Memories" Yankee Candle

Wieki mnie nie było. Rok przeminął, a ja wracam z nowymi zapachami! Startuję z czymś co zdecydowanie przywodzi mi na myśl późne lato. Jeszcze ciepłe, choć już coraz krótsze sierpniowe wieczory, które nieubłaganie przybliżają nas do września, aromatu dyń, jabłek, ogniska... Ten moment w roku niesamowicie kojarzy mi się z dziecińcem i beztroskimi zabawami na wsi. Chyba nie było wśród nas dziecka, które nie marzyłoby o domku na drzewie, drewnianego, pełnego śmiechu i radości. Tak więc dzisiaj, z racji nastania wiosny, wprowadzam odrobinę sielanki, relaksu i aromatycznego powrotu do czasu gdy miało się kilka lat... ;) Zapraszam!



Treehouse Memories to zapach prawie jesienny. Czuję w nim lekką słodycz, jakby miodu, dyni... z drugiej strony są w nim wyraźne nuty drewna, liści, dymu, soli. To taka bardziej męska kompozycja, specyficzna, nie typowo perfumowana, ale raczej bliska natury. Gdzieś tam w wyobraźni widzę dorosłego mężczyznę, ubranego w grubą flanelową koszulę, który buduje domek na drzewie. W koło pomału opadają liście, z daleka dochodzi zapach palonego ogniska, a znad ciętych drewnianych desek unosi się żywiczny aromat. Wosk z pewnością przywołuje beztroski nastrój.  Niemniej jednak brak mi w nim świeżości lasu, dzikości natury, soczystości zieleni. To bardziej zapach wnętrza drewnianej chatki niż otaczający ją krajobraz. Aromat słodyczy, drewna, męskiej opieki, która przygotowała dla nas schronienie. Polecam na jesień. Będzie idealny na melancholijne dni przy kubku gorącej czekolady z piankami. Na wiosnę jednak może okazać się zbyt ciężki.

Ocena: 7/10