Ostatnio mam jakiś moment spadkowy w paleniu wosków. Nie wiem dlaczego i czy to kwestia pechowego doboru zapachów, ale większość z nich jest słaba, nieadekwatna i nie ma w nich nic co by mnie zadowoliło. Szukam i szukam i znaleźć nie mogę takiego co by mi podpasywał. Już się nawet zaczęłam obawiać, że to z moim nosem coś nie tak. Odpuściłam sobie jednak doszukiwanie się w przyczynach i zwyczajnie testuję i testuję i testuję kolejne nowości. Dziś ponownie firma Busy Bee, która ostatnio baaaardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Komuś popcornu? :D
Znacie ten zapach jaki panuje w kinie, albo aromat, który roznosi się po kuchni kiedy pieczemy popcorn w mikrofali? Jeśli tak, to właśnie tak pachnie ten wosk :). Apetyczny, maślany popcorn, którego zapach roznosi się po moim pokoju! Mniaaam! Cudowny, autentyczny, smakowity, powoduje, że od razu mam ochotę na coś dobrego do jedzenia w towarzystwie dobrego filmu na wieczór. Jeśli gustujecie w podobnych aromatach, albo uwielbiacie zapach popcornu tak jak ja, to będzie to dla Was strzał w dziesiątkę. I byłoby prawie idealnie gdybym nie miała kilku drobnych zaostrzeń do tej "sztuki". Otóż najważniejszą rzeczą jest fakt, że wosk ten się... psuje. Nie wiem dlaczego tak jest i czy to wina wosku sojowego (aczkolwiek z innymi zapachami z tej firmy tak nie mam), ale nieużywany, po około roku przestaje apetycznie pachnieć i przypomina bardziej aromat zjełczałego masła. Warto więc pokusić się o nową sztukę i nie trzymać jej zbyt długo. Ponadto wosk sojowy z tej firmy ma to do siebie, że szybko się pali w za niskich kominkach. Minimalna wysokość to ta w standardowych kominkach Yankee, podłożenie już cienkiej podkładki pod tealight powoduje, że po 1h wosk zaczyna śmierdzieć palonym plastikiem. Poza tymi dwoma wadami, które same w sobie wadami nie są (wystarczy dobre użytkowanie), wosk jest genialny! Świetny na długie seanse filmowe czy wolne weekendy w domu. Dla mnie super! :)
Ocena: 8/10
czwartek, 26 listopada 2015
niedziela, 22 listopada 2015
Wosk "November Rain" Yankee Candle
Póki jesień trwa i wciąż mamy listopad chciałam sięgnąć po mocno nastrojowe woski, takie które jednocześnie będą przypominały mi aurę panującą za oknem, chłód, wilgoć i resztki opadłych liści walających się po ziemi w parku, a z drugiej strony, które umilą mi ciemne, ponure wieczory w moim pokoju. Takim idealnym woskiem wpasowującym się w powyższy klimat jest chyba wszystkim już znany November Rain od Yankee Candle, który choć nie tak dawno pojawił się na europejskim rynku, to równie szybko z niego znikł. Ci którzy mają okazję jeszcze zapoznać się z jego zapachem, to zapraszam, a Ci którzy chcą wczuć się w późno-jesienną atmosferę mają okazję zrobić to teraz. :)
Nie będę ukrywać, że to mój drugi egzemplarz. Pierwszy wypaliłam jakieś dwa lata temu, tuż po tym jak wszedł na polski rynek jako jedna z nowości Q3. Pamiętam, że wtedy pokochałam go całym sercem. Intensywny, nasycony, wodny, lekko drewniany i subtelnie męski zapach, który faktycznie przypominał mi spacer po parku pod zroszonymi od deszczu liśćmi. Idealny listopadowy zapach. Z takim samym nastawieniem odpaliłam go wczoraj i niestety klapa... Nie wiem dlaczego, ale to zdecydowanie nie była kompozycja, którą zapamiętałam. Mocno praniowa, o intensywnym, gryzącym wręcz lawendowym zapachu z jakąś bliżej nieokreśloną ciężką nutą w tle. I ja się pytam co się stało? Nie wiem czy firma zmieniła w międzyczasie formułę zapachu i odrobinę (to lekkie słowo) ją zmodyfikowała, czy może odczucia mojego nosa się zmieniły? Nie tak dawno temu paliłam sampler z tej firmy (resztki które mi zostały z pierwszego palenia dwa lata temu) i był zupełnie inny, taki żywy, prawdziwy. Możliwe, że różnice robi rodzaj palonego wosku i samplery pachną nieco inaczej. Teraz już tego nie sprawdzę i wolę chyba nie ryzykować kupując kolejny niewypał. W każdym bądź razie opinia moja jest podzielona. Kocham ten zapach i mam z nim wiele dobrych wspomnień, ale nie tak go zapamiętałam, tak więc jeśli palicie ten wosk, to możecie spodziewać się, że albo będziecie nim zachwyceni, ale totalnie się Wam nie spodoba. Żałuję tylko, że nie dostałam tego na co liczyła, szczególnie, że nie kupowałam wosku w ciemno. :(
Ocena: 6/10 (sampler, który paliłam dwa lata temu dostałby 10/10, więc to mało miarodajna ocena)
Nie będę ukrywać, że to mój drugi egzemplarz. Pierwszy wypaliłam jakieś dwa lata temu, tuż po tym jak wszedł na polski rynek jako jedna z nowości Q3. Pamiętam, że wtedy pokochałam go całym sercem. Intensywny, nasycony, wodny, lekko drewniany i subtelnie męski zapach, który faktycznie przypominał mi spacer po parku pod zroszonymi od deszczu liśćmi. Idealny listopadowy zapach. Z takim samym nastawieniem odpaliłam go wczoraj i niestety klapa... Nie wiem dlaczego, ale to zdecydowanie nie była kompozycja, którą zapamiętałam. Mocno praniowa, o intensywnym, gryzącym wręcz lawendowym zapachu z jakąś bliżej nieokreśloną ciężką nutą w tle. I ja się pytam co się stało? Nie wiem czy firma zmieniła w międzyczasie formułę zapachu i odrobinę (to lekkie słowo) ją zmodyfikowała, czy może odczucia mojego nosa się zmieniły? Nie tak dawno temu paliłam sampler z tej firmy (resztki które mi zostały z pierwszego palenia dwa lata temu) i był zupełnie inny, taki żywy, prawdziwy. Możliwe, że różnice robi rodzaj palonego wosku i samplery pachną nieco inaczej. Teraz już tego nie sprawdzę i wolę chyba nie ryzykować kupując kolejny niewypał. W każdym bądź razie opinia moja jest podzielona. Kocham ten zapach i mam z nim wiele dobrych wspomnień, ale nie tak go zapamiętałam, tak więc jeśli palicie ten wosk, to możecie spodziewać się, że albo będziecie nim zachwyceni, ale totalnie się Wam nie spodoba. Żałuję tylko, że nie dostałam tego na co liczyła, szczególnie, że nie kupowałam wosku w ciemno. :(
Ocena: 6/10 (sampler, który paliłam dwa lata temu dostałby 10/10, więc to mało miarodajna ocena)
niedziela, 15 listopada 2015
Olejek "Cynamon" Naturalne Aromaty
Ostatnio borykam się z okropnym stanem moich zatok. Niestety przeziębiłam je dosyć mocno i choć nigdy nie miałam z nimi problemu, tym razem dały mi o sobie znać. Dlatego też mój nos na problemy z wyłapywaniem niektórych zapachów, inne z kolei wyłapuje ze zdwojoną mocą. Dlatego przez ostatni kilka dni korzystałam ze zdrowotnych właściwości olejków naturalnych, szczególnie olejku z drzewa herbacianego, który natebene śmierdzi ;p, ale przynajmniej działa na mój katar. Dziś jest już trochę lepiej, ale na razie od olejków nie chciałam odejść. A skoro za oknem mamy już aurę typowo jesienną, jest deszczowo, mokro i zimno, to i w kominku nie mogło być nic innego jak zapachy korzenne i mój ulubiony... cynamon! :) Olejek jak najbardziej naturalny i ponoć działa świetnie na katar, stany zapalne, jest antybakteryjny i łagodzi podrażnienia. A czy faktycznie się sprawdził? :)
Cynamon uwielbiam! Najchętniej dodawałabym go do każdego typowo jesiennego ciasta w moim domu, kiedy za oknem jest szaro i buro ;). Chętnie wrzucam go do herbaty, kawy czy kakaa na rozgrzewkę. I znam jego zapach na wylot. Niestety naturalny olejek z tej firmy nie pachnie mi wcale, a wcale jak typowy cynamon kuchenny. Co ciekawe moja mama czuje w nim właśnie tą przyprawę, ja niestety nie. Dla mnie to taki typowo świąteczny aromat, faktycznie kojarzy mi się z ciepłem domowego ogniska, z kuchnią i pieczeniem ciasteczek, ale cynamonem mi nie pachnie. Jest lekko słodki i świeży, idealnie "oczyszcza" pomieszczenie. Bardzo przyjemny zapach, przypominający mi przedświąteczną atmosferę, właśnie tak pachnie mój dom, tuż przed wigilią. A czy działa? Katar mi przeszedł i zdecydowanie czuję jak powietrze w pokoju stało się lżejsze. Ból głowy odrobinę też się zmniejszył, więc może faktycznie coś w nim jest (bo nakropiłam go do kominka całkiem sporo). Więc jeśli macie problemy z zatokami, możecie spróbować :). Jeśli natomiast lubicie cynamon, może wyczujecie go tak jak moja mam, jeśli nie, to ten aromat może przypomni Wam zapach przedświątecznej atmosfery. To bardzo przyjemny olejek, z którym planuję spędzić kilka następnych dni. :)
Ocena: 7/10
Cynamon uwielbiam! Najchętniej dodawałabym go do każdego typowo jesiennego ciasta w moim domu, kiedy za oknem jest szaro i buro ;). Chętnie wrzucam go do herbaty, kawy czy kakaa na rozgrzewkę. I znam jego zapach na wylot. Niestety naturalny olejek z tej firmy nie pachnie mi wcale, a wcale jak typowy cynamon kuchenny. Co ciekawe moja mama czuje w nim właśnie tą przyprawę, ja niestety nie. Dla mnie to taki typowo świąteczny aromat, faktycznie kojarzy mi się z ciepłem domowego ogniska, z kuchnią i pieczeniem ciasteczek, ale cynamonem mi nie pachnie. Jest lekko słodki i świeży, idealnie "oczyszcza" pomieszczenie. Bardzo przyjemny zapach, przypominający mi przedświąteczną atmosferę, właśnie tak pachnie mój dom, tuż przed wigilią. A czy działa? Katar mi przeszedł i zdecydowanie czuję jak powietrze w pokoju stało się lżejsze. Ból głowy odrobinę też się zmniejszył, więc może faktycznie coś w nim jest (bo nakropiłam go do kominka całkiem sporo). Więc jeśli macie problemy z zatokami, możecie spróbować :). Jeśli natomiast lubicie cynamon, może wyczujecie go tak jak moja mam, jeśli nie, to ten aromat może przypomni Wam zapach przedświątecznej atmosfery. To bardzo przyjemny olejek, z którym planuję spędzić kilka następnych dni. :)
Ocena: 7/10
czwartek, 12 listopada 2015
Wosk "Golden Sands" Yankee Candle
Witajcie po krótkiej przerwie. W zasadzie recenzję tego wosku miałam Wam już przedstawić w niedzielę, ale czasu było niewiele, a tydzień tak szybko zleciał, że nawet nie wiedziałam kiedy dobiłam do piątku. Został mi się jednak ostatni kawałek wosku i tak jakoś czekałam na odpowiednią chwilę by naskrobać o nim kilka słów od siebie. I tak czekałam aż do dziś, bo wieczór mogę zaliczyć do całkiem udanych. Przyszły w końcu moje nowe pędzle z Hakuro i to te puszyste maleństwa wprawiły mnie w tak dobry nastrój. Teraz jeszcze tylko czekam na paletę do konturowania z Anastasia Beverly Hills, która płynie sobie do mnie zza oceanu i będę skakać z radości (aż przez kilka dni, bo potem znajdzie się inne chciejstwo ;p). Nie o tym jednak, bo to wosk jest dzisiaj moim bohaterem i to nie byle jaki wosk, bo od Yankee, ulubieniec ulubieńców większości zapachomaniaków i -maniaczek. A czy skradł moje serce? Zapraszam w takim razie do recenzji! :)
P.S. Ostatnio jestem zakochana w jednym utworze, a jego odkrycie było dla mnie takim przypadkiem, a jednocześnie tak cudownym wydarzeniem, że aż musiałam się z tym podzielić. I choć przez ostatnie dwa dni, w moim otoczeniu muzyka klasyczna przeżywa istny renesans (o matko, jak ja mogłam tak ją zaniedbać!) i nałogowo słucham mojej ulubionej Sonaty Księżycowej Beethovena (polecam!), to nie mogę też przestać słuchać Michaela Ortega - Inception. Pięknyyyyy utwór! Idealnie pasuje do klimatu jaki tworzy ten wosk. Warto posłuchać... :))
Słodki, orientalny, lekko tropikalny i jakby kadzidlany jednocześnie. Golden Sands to baaaardzo nieoczywisty zapach, który bogaty jest w wiele nut aromatycznych. Pamiętam, że kiedy odpaliłam go kilka lat temu, skradł w zupełności moje serce i żałowałam, że nie mogę dostać go stacjonarnie. Ostatnio zapragnęłam przypomnieć sobie to uczucie i choć dysponuję świecą (która stoi od pół roku nieużywana i nie wiem czemu ;p), to wosk pachnie jednak zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że zapach jest dużo delikatniejszy niż go zapamiętałam, choć nadal dobrze wyczuwalny. Jest prześliczny, lekko perfumowany, słodki i ciepły, jak nagrzany rajski piasek. Ma sporo orientalnych, acz subtelnych nut, które lekko ocierają się o zapach drewna i oudu. Po prostu piękny! Nie dziwota, że ma tak wielu fanów. To chyba jedna z lepiej dopracowanych kompozycji, klasyk, z którym warto ryzykować. Idealny na chłodniejsze dni, kiedy szukamy czegoś otulającego nasze zmysły. :) Z całym sercem polecam i choć nie jest to mój ideał zapachowy, to z pewnością doceniam jego piękno. :D
Ocena: 9/10
P.S. Ostatnio jestem zakochana w jednym utworze, a jego odkrycie było dla mnie takim przypadkiem, a jednocześnie tak cudownym wydarzeniem, że aż musiałam się z tym podzielić. I choć przez ostatnie dwa dni, w moim otoczeniu muzyka klasyczna przeżywa istny renesans (o matko, jak ja mogłam tak ją zaniedbać!) i nałogowo słucham mojej ulubionej Sonaty Księżycowej Beethovena (polecam!), to nie mogę też przestać słuchać Michaela Ortega - Inception. Pięknyyyyy utwór! Idealnie pasuje do klimatu jaki tworzy ten wosk. Warto posłuchać... :))
Słodki, orientalny, lekko tropikalny i jakby kadzidlany jednocześnie. Golden Sands to baaaardzo nieoczywisty zapach, który bogaty jest w wiele nut aromatycznych. Pamiętam, że kiedy odpaliłam go kilka lat temu, skradł w zupełności moje serce i żałowałam, że nie mogę dostać go stacjonarnie. Ostatnio zapragnęłam przypomnieć sobie to uczucie i choć dysponuję świecą (która stoi od pół roku nieużywana i nie wiem czemu ;p), to wosk pachnie jednak zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że zapach jest dużo delikatniejszy niż go zapamiętałam, choć nadal dobrze wyczuwalny. Jest prześliczny, lekko perfumowany, słodki i ciepły, jak nagrzany rajski piasek. Ma sporo orientalnych, acz subtelnych nut, które lekko ocierają się o zapach drewna i oudu. Po prostu piękny! Nie dziwota, że ma tak wielu fanów. To chyba jedna z lepiej dopracowanych kompozycji, klasyk, z którym warto ryzykować. Idealny na chłodniejsze dni, kiedy szukamy czegoś otulającego nasze zmysły. :) Z całym sercem polecam i choć nie jest to mój ideał zapachowy, to z pewnością doceniam jego piękno. :D
Ocena: 9/10
sobota, 7 listopada 2015
Wosk "Brown Suger" Janke Candle
Gdybyście od razu pytali czy nazwa to mój błąd, to od razu odpowiadam, że to cytat z pudełka. Nie jestem filologiem i nie rozwiążę tej zagadki czy jest to celowe (i nadwiązuje do jakiegoś miejscowego slangu/gwary), czy tak się może pisało w XVII wiecznej Anglii i uległo to zmianie. Mnie to trochę razi, ale no cóż, zapach wosku to jedno, a pudełko to drugie, choć ja baaaardzo ulegam pięknym opakowaniom, które zanim odpalę wosk, wprawiają mnie w dobry nastrój i pobudzają moją ciekawość. :D Tak już mam i już. Dlatego nieraz daję szansę tym szarym i małym woskom, w nadziei, że odkryję coś wyjątkowego i w efekcie podczas palenia z szarego brzydkiego kaczątka, rozwinie się łabędź. :) Czy mój Suger wzniósł się na wyżyny swoich możliwości i rozwijając skrzydła, spełnił moje zapachowe zachcianki? Zapraszam do czytania. :DD
I w tym wypadku chyba powinnam posłuchać głosu mojego wewnętrznego estetyzmu i pokierować się efektem wizualnym, który doskonale oddaje całokształt zapachu. Wosk zwyczajnie śmierdzi. Tak, właśnie to słowo jest tu najtrafniejsze, choć zazwyczaj staram się brać pod uwagę gusta innych osób i podchodzić bardziej tolerancyjnie do aromatów, które mi nie podchodzą. W tym jednak wypadku trzeba wyłożyć kawę na ławę. Ja tu nie czuję cukru, nie ma tu grama słodyczy. Już na zimno wosk pachnie czymś ... zepsutym? Trochę jak stary zjełczały tłuszcz, ale nie taki kuchenny, lecz jak przeterminowany, przestarzały krem, który zaczął już żółknąć. Po odpaleniu nie było lepiej. Zapach wosku wymieszany ze starością. Niestety, tym razem musiałam zgasić kominek i to dosyć szybko. Na pocieszenie pozostało mi dopalić resztki daylighta Secrets z Kringle, który jeszcze pozostał mi w szafce. Ten wosk od Janke musiał niestety wylądować w koszu. :(
Ocena: 3/10
I w tym wypadku chyba powinnam posłuchać głosu mojego wewnętrznego estetyzmu i pokierować się efektem wizualnym, który doskonale oddaje całokształt zapachu. Wosk zwyczajnie śmierdzi. Tak, właśnie to słowo jest tu najtrafniejsze, choć zazwyczaj staram się brać pod uwagę gusta innych osób i podchodzić bardziej tolerancyjnie do aromatów, które mi nie podchodzą. W tym jednak wypadku trzeba wyłożyć kawę na ławę. Ja tu nie czuję cukru, nie ma tu grama słodyczy. Już na zimno wosk pachnie czymś ... zepsutym? Trochę jak stary zjełczały tłuszcz, ale nie taki kuchenny, lecz jak przeterminowany, przestarzały krem, który zaczął już żółknąć. Po odpaleniu nie było lepiej. Zapach wosku wymieszany ze starością. Niestety, tym razem musiałam zgasić kominek i to dosyć szybko. Na pocieszenie pozostało mi dopalić resztki daylighta Secrets z Kringle, który jeszcze pozostał mi w szafce. Ten wosk od Janke musiał niestety wylądować w koszu. :(
Ocena: 3/10
poniedziałek, 2 listopada 2015
Wosk "Full Monty" Busy Bee
Ostatnio mam wrażenie, że czas gna do przodu. Nawet nie spostrzegłam się, kiedy po moich otwartych woskach zapanowała pustka i nastał ten moment kiedy pora otworzyć coś nowego i machnąć dla Was zapachowego posta. Z racji bardzo ciężkiego dnia w pracy, nastał czas na chwilę wieczornego relaksu przy aromaterapii, a skoro już o relaksie mowa to czemu nie z męską nutą w tle ;> ? Tak bardzo nie po mojemu (tak, zapachów męskich raczej unikam), ale tym razem coś mnie podkusiło... Nie przedłużając... zapraszam na recenzję. :)
Zapewne wielu z Was, jeśli nie większość zna kultowego Miśka. Właśnie tak pachnie mi ten wosk! Miśkiem! Co prawda Soft Blanket leży nadal w mojej szufladzie nieodpakowany, ale miałam okazję wąchać świecę w sklepie, więc subtelne porównanie mam :). Full Monty, wosk, który swoją nazwą nawiązuje do serialu opowiadającego o grupie mężczyzn zarabiających jako striptizerzy, jest bardzo ciekawą, nieoczywistą kompozycją. Nie są to typowe, kolońskie, męskie perfumy jakich można by się spodziewać. Pachną mi trochę praniem, trochę paczulą (którą kocham!), odrobinę drzewem sandałowym, a razem to wszystko tworzy zabójczą, cudowną i głęboką mieszankę, która faktycznie może przypominać bardzo seksownego, przystojnego mężczyznę. Wosk ten jednak ma w sobie pewną przytulność, która skradła moje serce. Zapach jest po prostu piękny i skomplikowany. To chyba jedna z nielicznych męskich kompozycji, która do tego stopnia mnie urzekła, że mogę śmiało nazwać ją ulubieńcem. Boski i do tego niezwykle intensywny zapach! Czy kojarzy mi się z tytułowym serialem? Raczej nie, bardziej z silnym, męskim ramieniem, grubym wełnianym swetrem i bezpieczeństwem. To jeden z moich jesiennych hitów! :D Baaaaardzo polecam!
Ocena: 10/10
Zapewne wielu z Was, jeśli nie większość zna kultowego Miśka. Właśnie tak pachnie mi ten wosk! Miśkiem! Co prawda Soft Blanket leży nadal w mojej szufladzie nieodpakowany, ale miałam okazję wąchać świecę w sklepie, więc subtelne porównanie mam :). Full Monty, wosk, który swoją nazwą nawiązuje do serialu opowiadającego o grupie mężczyzn zarabiających jako striptizerzy, jest bardzo ciekawą, nieoczywistą kompozycją. Nie są to typowe, kolońskie, męskie perfumy jakich można by się spodziewać. Pachną mi trochę praniem, trochę paczulą (którą kocham!), odrobinę drzewem sandałowym, a razem to wszystko tworzy zabójczą, cudowną i głęboką mieszankę, która faktycznie może przypominać bardzo seksownego, przystojnego mężczyznę. Wosk ten jednak ma w sobie pewną przytulność, która skradła moje serce. Zapach jest po prostu piękny i skomplikowany. To chyba jedna z nielicznych męskich kompozycji, która do tego stopnia mnie urzekła, że mogę śmiało nazwać ją ulubieńcem. Boski i do tego niezwykle intensywny zapach! Czy kojarzy mi się z tytułowym serialem? Raczej nie, bardziej z silnym, męskim ramieniem, grubym wełnianym swetrem i bezpieczeństwem. To jeden z moich jesiennych hitów! :D Baaaaardzo polecam!
Ocena: 10/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)