niedziela, 29 maja 2016

Perfumy "DKNY Women Summer 2011" Donna Karan

Dziś znowu nie o woskach, tylko perfumy... <3 Kocham spryskać się nimi przed wyjściem z domu. Uwielbiam, kiedy wyczuję je jadąc do pracy, kiedy są na chwilę, a potem znikają. Lubię pachnieć i lubię, kiedy pachnie wokół mnie, dlatego perfumy, to obok makijażu i szpilek, moje trzecie kobiece hobby. :D Dziś o prezencie, który dostałam już parę lat temu, a który z powodu mojej nieuwagi doczekał się dopiero niedawno intensywnego użytkowania. Dziś nie ma już większej części flakonu i stale ich ubywa, bo ostatnio to najczęściej użytkowany przeze mnie zapach. Zapraszam do zapoznania się z letnią propozycją zapachową od Donny Karan.


Perfumy dostałam, więc nie ja dokonałam wyboru. Mówiąc szczerze, to za cytrusowymi, kwaśnymi zapachami nie przepadam, więc pewnie nigdy bym po nie sama nie sięgnęła. To zdecydowanie dzienne, letnie perfumy. Na zimę zupełnie się nie nadają. Są lekkie, ulotne, kwaśne i bardzo świeże. Subtelnie dziewczęce, ale nie słodkie jak ich różowe opakowanie. To przede wszystkim mieszanka grapefruita z marakują. Iście cierpki i kwaśny mix. Gdzieś tam w tle dochodzą jeszcze czerwone jagody i subtelna nuta liczi, natomiast są one niezwykle delikatne. I perfumy tak trwają przez większość czasu, by po kilku godzinach, kiedy stają się już lekko zwietrzałe, oddać aromat drewna, suchego, pudrowego, jak czyste, wyheblowane deski. Czuję wtedy lekką słodycz i subtelność. Jest gdzieś tam piżmo i drzewo sandałowe. I to by było na tyle. Kwiatów nie czuję wcale, ani ani. I szkoda, bo kompozycja jest przez to zbyt owocowa, wręcz kuchenna, jak stos wyłożonych w misie owoców. Ogólnie perfumy nie są złe. Dosyć często po nie sięgam, gdyż są lekkie, letnie, nienachalne, bezpieczne. Nie ma w nich jednak niczego co mogłabym pokochać. Nie jest to zwyczajnie mój gust zapachowy i sama z siebie do nich nie wrócę po skończeniu tego flakonu. Fanom cytrusów na lato jednak jak najbardziej polecam. :) Dodam jeszcze, że kompozycja nie jest mocna, wręcz przeciwnie, nie uświadczycie tu zapachowego "ogona". No i ich trwałość to góra kilka godzin, potem stają się słabe, ledwo wyczuwalne by zniknąć zupełnie pod koniec dnia.

Ocena: 6/10

środa, 4 maja 2016

Wosk "Olive & Thyme" Yankee Candle

No i dotarliśmy do końca. Dziś prezentuję ostatni wosk z kolekcji Q2 od Yankee na ten rok. Obiecuję po tym na chwilę odejść od tematyki Yankee Candle i wpleść coś innego w mój woskowy repertuar. To o czym mogę Was zapewnić, to fakt, że teraz będzie się pojawiało bardzo dużo tropikalnych, wakacyjnych zapachów, bo mam wyjątkową chętkę na tropiki, drinki z palemką, bielutki piasek i lazurową wodę. Ach, lato próbuje domagać się swoich praw, choć do niego jeszcze tak daleko. Ale co poradzić. :D Tak więc zapraszam na ostatniego gagatka sezonowego! Oliwki i Tymianek, pokażcie na co Was stać!



Zapach dosyć nieoczywisty. No bo jak może pachnieć mieszanka oliwek z tymiankiem? W głowie pojawiło mi się wyobrażenie greckich wybrzeży, skalistych, białych zboczy i rosnących tam dzikich przypraw, w towarzystwie usytuowanych niedaleko gajów oliwkowych. Czy wosk faktycznie tak pachnie? Otóż nie do końca. Tak naprawdę nie czuję w nim ani oliwek, ani tymianku. Ostatecznie zapach najbardziej przypomina mi geranium i nie tak dawno temu wydany wosk o zupełnie odrębnej nazwie: Cassis. To ta sama, lekko cytrynowa, lekko cierpka i roślinna nuta. Zapach jest jednowymiarowy, subtelny, ale nie pozbawiony intensywności. Jest ładny, ale to jedyne co mogę o nim powiedzieć. Szkoda, że tak mało kojarzy się z nazwą na opakowaniu. Ostatecznie nie jest to jednak mój idol tegorocznego Q2 i tak już chyba pozostanie. Ciekawskim polecam jednak wypróbować, może Wam uda się wydobyć z tego oliwki i tymianek. Mój nos spasował. :)

Ocena: 7/10