W zasadzie to post miał powstać już wczoraj. Do domu wróciłam jednak bardzo późno i choć kominek zapaliłam jak zawsze, to szybko zmógł mnie sen i nie miałam już siły na pisanie. A jest o czym, bo ten niewielki wosk jako zapachowy umilacz zagościł w mojej sypialni po raz pierwszy. I chyba bardzo mi do deszczu tęskno, bo ostatnio chodzą za mną same takie zapachy, kojarzące się z ulewą i burzą za oknem. Oj tak, w tym roku mamy piękna, złotą jesień. I choć ja myślę już o typowo korzennych czy świerkowych nutach, to chwilę na ich testowanie odkładam na później, a ich miejsce w moim kominku zajmują woski takie jak Perfect Storm! Mieliście, testowaliście? :)
Wosk, który z pewnością przypadnie do gustu osobom zakochanym w Storm Watch od Yankee. Moim zdaniem są do siebie bardzo podobne. Posiadają w swoim składzie tą samą nutę, którą producenci nazywają zapachem ozonu. Kompozycja jest świeża, wręcz rześka i moim zdaniem odrobinę mydlana, co nieco odróżnia ją od wspominanego wyżej brata bliźniaka. Jest za to odrobinę mniej.... toaletowa, a bardziej prawdziwa! Wyraźnie czuję tu aromat ozonu, który wybija się na pierwszy plan. Mnie kojarzy się on ze spokojem i wilgocią, jakie panują po dużej ulewie. Mam wrażenie, że w tle są jeszcze kwiaty, zroszone wodą i lekko oklapnięte od ciężaru padających kropel. Jak teraz czytam skład wosku, to faktycznie jest tam jeszcze bryza morska, którą faktycznie czuć. Całkowie umykają mi jednak akordy drzewne, niestety gdzieś się tam w tym wszystkim gubią. Ponoć całość ma nam przywodzić wizję zbliżającej się burzy, ale dla mnie to zapach tuż po... mokry, wilgotny, rześki, świeży i wodny, po ful wypakowany ozonem. Nie jest to mój ideał zapachowy, zwyczajnie nie moje klimaty, ale wosk jest całkiem przyjemny i wart wypróbowania. To dobra kompozycja. :)
Ocena: 7/10
Nie obiecuje kiedy znowu pojawię się z zapachowym postem. Ostatnio mam dużo pracy i zajęć poza nią, więc mam niewiele czasu (i nieraz też siły ;p) na pisanie. Mogę Wam jednak obiecać, że jesień u mnie w domu jest pełna zapachów, a z każdym nowo wypróbowanym woskiem pojawi się nowa recenzja. Już robię zapasy na sezon grzewczy, więc szykujcie się na nowości. U mnie powoli piętrzą się zimowe, miętowe i cynamonowo-korzenne zapachy, więc będzie się działo. :D
Bardzo lubię takie świeże zapachy, a Storm Watch mam od niedawna, chociaż przez folię niewiele można wyczuć to spodobał mi się :) (tak w ogóle lubię zapachy każdej kategorii ;) )
OdpowiedzUsuńJa niektóre lubię bardziej, inna znacznie mniej, ale każdemu daje szansę. :) Nigdy nie wiadomo co ma w środku ;p Zdecydowanie jednak preferuje zapachy nietypowe, skomplikowane, krajobrazowe i kuchenne. Wielbię wszelkie korzenne nuty, jabłka, cynamon!
UsuńOstatnio mam ogromną ochotę na takie słodkie i korzenne zapachy w końcu jesień ;)
UsuńMuszę w końcu wypróbować woski Busy Bee, a ten wpisuję na chciej-listę :)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, nawet jeśli nie są to najlepsze woski na całym rynku. Niektóre zapachy mają w sobie coś wyjątkowego. Np. zapach popcornu jest cudny, a żadna inna firma takiego nie oferuje. :D
UsuńZapach pewnie jest bardzo świeży i męski ;) Jeśli jest podobny do Storm Front z Kringle to chyba nie jest to kompozycja dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNiestety coś trudny czas nastał i na bloga ma się coraz mniej czasu... Mam nadzieję, że to przejściowe i obie będziemy pisać częściej bo aromatyczne blogowanie uskrzydla ;* :)
Jeśli będę miałam chwilę blogowej przerwy, to tylko.... na chwilę! :) Do bloga w końcu wrócę. Nie wiem jak pachnie Storm Front z Kringle, ale ten pomimo swojej męskości jest świeży i nie typowo perfumowany. Wart wypróbowania!
Usuń