Skoro wczoraj odpaliłam mój ostatni kawałek Autumn Rain, dziś przyszła pora na nowy wosk z mojej magicznej szuflady. Długo zastanawiałam się na co mam ochotę i ostatecznie ochota na słodkie wygrała :D. Bo jak można oprzeć się pysznościom, bez dodatkowych kalorii ;p? Tym razem powróciłam też do tradycji, czyli nic innego jak Yankee Candle. Wypadło na Berrylicious, który w końcu doczekał się swojej premiery w moim kominku. Ciekawe czy jeszcze ktoś pamięta, że wosk ten dostępny był kiedyś w stacjonarnych sklepach... Ach, kiedy to było... :) Nie przedłużając zapraszam w takim razie na pysznym kawałek ciasta w wydaniu Yankee. Komu, komu?
Odpalając ten zapach miałam nie lada stres. Wosk wiekowy, bo prawie kilkuletni, który po odpakowaniu nie pachniał ani trochę. Z odrobiną rezerwy wrzuciłam go jednak do kominka i... magia. Wosk pokazał mi swoją moc. I już po chwili wiedziałam, że już skądś znam tą słodką, owocowo-maślaną nutę. Ta kompozycja to niezwykle podobna wersja jednego z moich ulubieńców od WoodWicka, mianowicie Vineyard Nights. Znacie? Jeśli nie, to naprawdę polecam, szczególnie na jesienne okresy. A jaki jest ten wosk? Słodki, lekko kwaskowaty, owocowy, ale nie taki jak nie lubię (za owocami raczej nie przepadam w zapachach). Tu jest on przegryziony słodką kruszonką i aromatem waniliowego, kruchego ciasta. Mniam! Gorąco polecam, o ile uda Wam się upolować go jeszcze na allegro lub grupach wymiankowych. Dokładnie tak pachnie jagodowe ciasto mojej mamy, więc Yankee trafiło tym razem w dziesiątkę. Przepyszny zapach! :D
Ocena: 10/10
Musi być obłędny :)
OdpowiedzUsuńJest prześliczny! A jeszcze lepiej pachnie na głodnego! :)
Usuń