Witam Was po drobnej przerwie. Miałam dzisiaj nie lada zakręcony dzień i dopiero wracam do siebie myślami. Pora chociaż na chwilę złapać oddech i odpocząć, zostawiając troski dnia za sobą. Dziś przyszłam, żeby podzielić się z Wami wrażeniami na temat wosku, który.... owszem, jest już z nami jakiś czas, ale w moim kominku zawitał po raz pierwszy. Aż wstyd się przyznać, że takie klasyki są mi obce, więc dzisiaj nadrabiam! :D Aby nie przedłużać, zapraszam zatem na słodki romans limonki i wanilii!
Vanilla Lime to wosk z początku bardzo słodki. Czuję tu dużo lukru, takiego jakim polewa się makowce na święta ;p. Chwilę później do głosu dochodzi tytułowa limonka! Jest słodka, kwaśna i bardzo aromatyczna. I pomimo niechęci do zapachów cytrusowych, muszę przyznać, że jest w niej coś apetycznego. I zapach tak trwa i trwa dobrą chwilę. Dopiero po czasie w kompozycje wplata się mięta. Chwilami wosk ten przypomina mi ukochany North Pole, by zaraz później ustąpić aromatowi, który mnie osoboście najbardziej kojarzy się z... mohito! Znacie? Ja uwielbiam! Nic więc dziwnego, że pomimo nielubianych przeze mnie cytrusów, które tutaj grają główną rolę, wosk ten przypadł mi bardzo do gustu. Zdecydowanie jestem na tak. Kompozycja idealna na lato! ;)
Ocena: 8/10
wtorek, 22 maja 2018
niedziela, 13 maja 2018
Wosk "Rainbow Cookie" Yankee Cande
Dziś 13! Co prawda nie piątek, ale dopadła mnie jakaś straszna chandra i aż do wieczora nie chciała puścić. A jak wiadomo, na takie chwile, nie ma nic lepszego niż kakao, dobra książka, no i oczywiście zapachowe woski! I o ile od rana towarzyszył mi mój ukochany i niezastąpiony Amber Moon, tak na wieczór sięgnęłam po coś nowego, coś co choć trochę umili mi dzisiaj tę smutną niedzielę ;). Jest to też jeden z wiosennych wosków z kolekcji Yankee, dlatego jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z falą nowości na ten rok, to zapraszam do dalszej części postu.
Słodkie ciasteczka nadziane musem z kremu cytrynowo-brzoskwiniowego. Mniam! Rainbow Cookie to nietypowy wosk z gatunku zapachów kuchennych. Co prawda łączy w sobie nuty słodkiej wanilii z soczystością brzoskwiń, ale moim zdaniem to zapach, który zaklasyfikowałabym bardziej do kategorii owocowej. Słodki lukier i bezowe makaroniki tworzą tu tylko tło, ustępując (moim zdaniem) tropikalnej mieszance. Gdybym miała wskazać jakie owoce się w niej czają, typowałabym bardziej marakuje i mango, co w moim przypadku nie jest takie złe, bo za brzoskwinią nie przepadam. Brzoskwinię czuć, ale nie tak bardzo jak się obawiałam i muszę przyznać, że w tym wosku jest całkiem przyjemna i mój nos zdecydowanie ją zaakceptował ;). Słodkość przełamana soczystością owoców. Idealna kompozycja na lato, szczególnie jeśli mamy ochotę na słodkie, a musimy liczyć kalorie. Rainbow cookie zadowoli największych łasuchów!
Ocena: 8/10
Słodkie ciasteczka nadziane musem z kremu cytrynowo-brzoskwiniowego. Mniam! Rainbow Cookie to nietypowy wosk z gatunku zapachów kuchennych. Co prawda łączy w sobie nuty słodkiej wanilii z soczystością brzoskwiń, ale moim zdaniem to zapach, który zaklasyfikowałabym bardziej do kategorii owocowej. Słodki lukier i bezowe makaroniki tworzą tu tylko tło, ustępując (moim zdaniem) tropikalnej mieszance. Gdybym miała wskazać jakie owoce się w niej czają, typowałabym bardziej marakuje i mango, co w moim przypadku nie jest takie złe, bo za brzoskwinią nie przepadam. Brzoskwinię czuć, ale nie tak bardzo jak się obawiałam i muszę przyznać, że w tym wosku jest całkiem przyjemna i mój nos zdecydowanie ją zaakceptował ;). Słodkość przełamana soczystością owoców. Idealna kompozycja na lato, szczególnie jeśli mamy ochotę na słodkie, a musimy liczyć kalorie. Rainbow cookie zadowoli największych łasuchów!
Ocena: 8/10
środa, 9 maja 2018
Wosk "Sweet Nothings" Yankee Candle
Ostatnie szaleństwo zakupowe skłoniło mnie do zrobienia drobnych porządków w moich woskach. Zdałam sobie sprawę, że mój świeczkoholizm urósł do tego stopnia, że wosków zamiast ubywać, to stale przybywa :D. Nie żebym narzekała, bo jakaś część mnie ogromnie się cieczy z tej kolorowej tęczy w mojej szufladzie, inna jednak, ta bardziej rozsądna, prosi, żeby w końcu wykorzystać stare woski. I jak na złość przez ostatnie kilka dni trafiałam na same zwietrzałe buble. Tak więc dzisiaj, znudzona wieczorami bez zapachu i stęskniona za czymś nowym, powracam do Was z recenzją jednego z wosków z wiosennej kolekcji z tego roku. Ciesz się z prostych rzeczy, takie jest motto, a czy wosk faktycznie sprawił mi radość? Zapraszam poniżej! :D
Sweet Nothings to zapach ciężki do zdefiniowania. Lekko mydlany, wietrzny i perfumowany. Pomimo swojej siły sprawia wrażenie niezwykle delikatnego, niczym unoszące się na zdjęciu bańki mydlane. Na pierwszym planie wyczuwam w nim chryzantemę (!), której w opisie nie znalazłam, ale ja ją tam czuję i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej ;p. Nie mam za to pojęcia jak pachną cyklamen i kwiat lotosu, więc nie powiem Wam czy faktycznie znajdują się w wosku, ale w tej kwestii wierzę Yankee Candle na słowo ;). Oprócz nut kwiatowych, czuć lekką waniliową słodycz. Całość otoczona jest pudrowością i wręcz ozonową rześkością. Dla mnie to zapach najbliższy pierwszym perfumom jakie dostałam od cioci, kiedy byłam jeszcze bardzo mała. To zapach beztroski i wręcz młodzieńczych chwil z koleżankami. Niezwykle przyjemny i przystępny wosk. Jestem wręcz oczarowana jest subtelnością i elegancją. Takie woski to ja lubię ;)!
Ocena: 9/10
Jeśli już zdążyliście zauważyć, w słowie nothing zjadło "s". Jakoś tak lepiej mi to brzmiało i musiałam zapomnieć o jego dopisaniu (haha ;p) . Daje jednak słowo, że nie wpływa to ani troszeczkę na zapach. Oki, teraz ze spokojnym duchem mogę zmykać zasnąć w słodkich obłoczkach baniek mydlanych, a Wam życzę dobrej nocy, lub jak kto czyta, miłego dnia! Enjoy! (the simple things :D).
Sweet Nothings to zapach ciężki do zdefiniowania. Lekko mydlany, wietrzny i perfumowany. Pomimo swojej siły sprawia wrażenie niezwykle delikatnego, niczym unoszące się na zdjęciu bańki mydlane. Na pierwszym planie wyczuwam w nim chryzantemę (!), której w opisie nie znalazłam, ale ja ją tam czuję i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej ;p. Nie mam za to pojęcia jak pachną cyklamen i kwiat lotosu, więc nie powiem Wam czy faktycznie znajdują się w wosku, ale w tej kwestii wierzę Yankee Candle na słowo ;). Oprócz nut kwiatowych, czuć lekką waniliową słodycz. Całość otoczona jest pudrowością i wręcz ozonową rześkością. Dla mnie to zapach najbliższy pierwszym perfumom jakie dostałam od cioci, kiedy byłam jeszcze bardzo mała. To zapach beztroski i wręcz młodzieńczych chwil z koleżankami. Niezwykle przyjemny i przystępny wosk. Jestem wręcz oczarowana jest subtelnością i elegancją. Takie woski to ja lubię ;)!
Ocena: 9/10
Jeśli już zdążyliście zauważyć, w słowie nothing zjadło "s". Jakoś tak lepiej mi to brzmiało i musiałam zapomnieć o jego dopisaniu (haha ;p) . Daje jednak słowo, że nie wpływa to ani troszeczkę na zapach. Oki, teraz ze spokojnym duchem mogę zmykać zasnąć w słodkich obłoczkach baniek mydlanych, a Wam życzę dobrej nocy, lub jak kto czyta, miłego dnia! Enjoy! (the simple things :D).
czwartek, 3 maja 2018
Wosk "Grapefruit Burst" Busy Bee
W oczekiwaniu na burze po upalnym dniu, uznałam, że po powrocie z pracy czas w końcu na zasłużony relaks. ;) Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisuje, ale sami chyba przyznacie, że palenie wosków przy temperaturze 25 stopni bywa ciężkie. Wtedy większość zapachów idzie u mnie w odstawkę i tylko prawdziwe świeżaki mogą "pójść z dymem". To wtedy jedna z niewielu chwil kiedy naprawdę chętnie goszczę w moim kominku cytrusy. Co prawda do limonki i cytryny nadal nie jestem przekonana, ale wciąż jestem w stanie zaakceptować, a nawet polubić grapefruitowe aromaty. Tym bardziej, że w szafie od ponad dwóch lat (!) leżakuje zapomniany przeze mnie wosk z Busy Bee. Jeśli ktoś z Was pamięta tę firmę i nadal ma do niej dostęp lub chętnie zapozna się z tą marką, to zapraszam na orzeźwiająco-cytrusowy, letni post! No to zaczynamy! :D
Jak już wyżej wspomniałam, fanką cytrusowych aromatów to ja raczej nie jestem. Jednak grapefruit przedstawiony w tym wosku całkowicie mnie kupił! :D Jest gorzki, soczysty, świeży, wodny i wcale nie taki słodki jakby mogło się wydawać. To dopiero co przekrojony owoc różowego grapefruita, położony na talerz. To aromat gorzkiej skórki i soku, który leci nam po palcach, kiedy smakujemy tego pysznego owocu. I pomimo iż trochę wykrzywia nam się uśmiech przy każdym kwaśnym kęsie, to pałaszujemy go z radością. Niesamowity zapach i pomimo iż wosk wiekowy to całkiem intensywny i dobrze sobie radzi w moim niewielkim metrażu. Z firmą Busy Bee miałam wzloty i upadki, ale tym razem jestem całkowicie oczarowana! Takie cytrusy to ja lubię! :D
Ocena: 9/10
Jak już wyżej wspomniałam, fanką cytrusowych aromatów to ja raczej nie jestem. Jednak grapefruit przedstawiony w tym wosku całkowicie mnie kupił! :D Jest gorzki, soczysty, świeży, wodny i wcale nie taki słodki jakby mogło się wydawać. To dopiero co przekrojony owoc różowego grapefruita, położony na talerz. To aromat gorzkiej skórki i soku, który leci nam po palcach, kiedy smakujemy tego pysznego owocu. I pomimo iż trochę wykrzywia nam się uśmiech przy każdym kwaśnym kęsie, to pałaszujemy go z radością. Niesamowity zapach i pomimo iż wosk wiekowy to całkiem intensywny i dobrze sobie radzi w moim niewielkim metrażu. Z firmą Busy Bee miałam wzloty i upadki, ale tym razem jestem całkowicie oczarowana! Takie cytrusy to ja lubię! :D
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Posty (Atom)