Ostatnie szaleństwo zakupowe skłoniło mnie do zrobienia drobnych porządków w moich woskach. Zdałam sobie sprawę, że mój świeczkoholizm urósł do tego stopnia, że wosków zamiast ubywać, to stale przybywa :D. Nie żebym narzekała, bo jakaś część mnie ogromnie się cieczy z tej kolorowej tęczy w mojej szufladzie, inna jednak, ta bardziej rozsądna, prosi, żeby w końcu wykorzystać stare woski. I jak na złość przez ostatnie kilka dni trafiałam na same zwietrzałe buble. Tak więc dzisiaj, znudzona wieczorami bez zapachu i stęskniona za czymś nowym, powracam do Was z recenzją jednego z wosków z wiosennej kolekcji z tego roku. Ciesz się z prostych rzeczy, takie jest motto, a czy wosk faktycznie sprawił mi radość? Zapraszam poniżej! :D
Sweet Nothings to zapach ciężki do zdefiniowania. Lekko mydlany, wietrzny i perfumowany. Pomimo swojej siły sprawia wrażenie niezwykle delikatnego, niczym unoszące się na zdjęciu bańki mydlane. Na pierwszym planie wyczuwam w nim chryzantemę (!), której w opisie nie znalazłam, ale ja ją tam czuję i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej ;p. Nie mam za to pojęcia jak pachną cyklamen i kwiat lotosu, więc nie powiem Wam czy faktycznie znajdują się w wosku, ale w tej kwestii wierzę Yankee Candle na słowo ;). Oprócz nut kwiatowych, czuć lekką waniliową słodycz. Całość otoczona jest pudrowością i wręcz ozonową rześkością. Dla mnie to zapach najbliższy pierwszym perfumom jakie dostałam od cioci, kiedy byłam jeszcze bardzo mała. To zapach beztroski i wręcz młodzieńczych chwil z koleżankami. Niezwykle przyjemny i przystępny wosk. Jestem wręcz oczarowana jest subtelnością i elegancją. Takie woski to ja lubię ;)!
Ocena: 9/10
Jeśli już zdążyliście zauważyć, w słowie nothing zjadło "s". Jakoś tak lepiej mi to brzmiało i musiałam zapomnieć o jego dopisaniu (haha ;p) . Daje jednak słowo, że nie wpływa to ani troszeczkę na zapach. Oki, teraz ze spokojnym duchem mogę zmykać zasnąć w słodkich obłoczkach baniek mydlanych, a Wam życzę dobrej nocy, lub jak kto czyta, miłego dnia! Enjoy! (the simple things :D).
Z tego co pamiętam, to w słoju pachniał mi watą cukrową.. Musiałam chyba mieć coś z węchem :D Ale etykieta piękna, no i kolorek wosku równie cudowny ♥
OdpowiedzUsuńJest w nim swego rodzaju słodycz, ale wg mnie jest bardziej mydlana. :) Palenie zmienia jego oblicze.
UsuńPo Twoim poście sięgnęłam po niego bo miałam w zapasach. Ładny, ale szału nie ma :) Nie będę za nim tęsknić jak go wypalę ;))
OdpowiedzUsuńNatalia
Fascynacji nie będzie, u mnie podobnie. Natomiast to bardzo udana, nietuzinkowa kompozycja. :)
Usuń