To był zdecydowanie udany dzień. :D Dostałam urlop w drugiej pracy i dziś całe popołudnie celebrowałam wolny czas z przyjaciółką. Było dobre jedzenie, opalanie, odpoczynek, długie spacery.... ach... czemu takie chwile nie mogą zdarzać się częściej? ;p A nic tak dobrze nie kończy dobrego dnia, jak jeszcze lepszy wieczór. A takie nie mogą obyć się bez świeczki w moim kominku i przyjemnego zapachu, który będzie relaksował mnie podczas czytania książki. I choć pomysłów miałam kilka, to padło na... Janke. Wosk, który walał mi się po szufladzie od dobrych dwóch lat. Jego odpalenie (związane z obawą zawodu) odkładałam i odkładam, a dziś wzięłam się na odwagę i z myślą, że nic nie może popsuć mi tego dnia i nawet kiepski zapach będę w stanie zaakceptować, odpaliłam go w kominku. A jaki był efekt? :D Zapraszam poniżej!
Mówiąc szczerze, to wosk wrzuciłam do kominka już bez żadnej nadziei. Janke zawiodło mnie nie raz, nie dwa i niestety muszę przyznać, że to ponowna klapa. Po pierwsze, w samym wosku, czuć po prostu... wosk! Taki zniczowy, cmentarny, rozgrzany wosk z nutą przyfajczonego plastikowego opakowania, nadwątlonego przez przekrzywiony w świecy knot. Katastrofa! Ponadto, po czasie wosk stał się bardzo intensywny, miał gryząco-migdałowy aromat, którego osobiście nie znoszę. Nie, nie i jeszcze raz nie. Tej firmie już podziękuję i cieszę się, że w końcu zdobyłam się na ostatni test i mam go za sobą. Szkoda, że mój romantyczny wieczór okazał się aromatycznie seansem spirytystycznym z lekkim pożarem i zapachem rozlanego w koło wosku. Bo właśnie z taką scenerią kojarzę ten aromat. Pozostaje mi nie tracić fasonu i cieszyć się dobrą książką ;)). Wosku nie polecam!
Ocena: 3/10
Oj, coś tak czułam, że będzie niewypał :/
OdpowiedzUsuńMyślałam że będzie lepszy:)
OdpowiedzUsuńOjej to fatalna podróba.. i ta nazwa :/
OdpowiedzUsuń