W Polsce ponur i zimno, dlatego czas na chwilę przerwy od jesiennej aury. Dziś zabieram Was w bardziej ciepłe i wakacyjne klimaty, tak dla rozgrzewki! Wosk, który Wam zaprezentuje należy do kategorii typowo kwiatowej i już jakiś czas temu dostępny był na polskim rynku. Słyszałam nad nim wiele zachwytów i aż sama byłam ciekawa, czy te kwiaty wpadną mi w "nos". Zaczynamy? :)
Baaardzo intensywny, kwiatowy zapach. Powiedziałabym nawet, że chwilami wydaje się zbyt intensywny i nieco gryzący. Nie jest to jedna z tych kwiaciarnianych kompozycji ani też tych bardziej kremowych. Jest lekko słodka, odrobinę ostra, perfumowana. Na pierwszy plan zdecydowanie wybija się tutaj hiacynt. To on gra pierwsze skrzypce. I jak mam być szczera, to niespecjalnie jestem fanką jego zapachu. Dla mnie zbyt mocno przypomina mi zapachem marmoladę różaną. W tle pojawiają się jeszcze inne kwiaty. Z jednej strony osłabiają i nieco zmieniają oblicze hiacynta, nadając mu klasy, z drugiej, trochę go dociążają, czyniąc wosk "topornym". Ogólnie nie nazwałabym Beach Flowers zapachem w kategorii świeżych, kwiatowy owszem, ale nie świeży. I jakoś całość niespecjalnie kojarzy mi się z kwiatami wyrzuconymi na plaże, a bardziej z ostrą hibiskusową herbatką (tak, to nie jest błąd, bo hiacynty w tej kompozycji niebezpiecznie aromatem zbliżają się do nielubianych przeze mnie hibiskusów). Wosk nie jest zły, ale z pewnością miłości pomiędzy nami nie będzie. Nie tym razem dla mnie kwiaty od Yankee.
Ocena: 6/10
Mnie bardzo przypadł do gustu ten zapach ;) Chętnie będę do niego wracać, bo uwielbiam wszelkie kwiatowe nuty zapachowe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)