Dawno mnie tu nie było, można by napisać, że lata świetlne, gdyby nie fakt, że pojęcie to odnosi się do odległości nie upływu czasu. Nie znaczy to jednak, że mój kominek stał sobie przez ten czas bezczynnie. Oj nie. Od czasu do czasu pracował w pocie czoła, dopalając resztki wosków, które pozostały mi z poprzednich testów. Dziś jednak doczekał się kolejnej premiery i jak zawsze standardowo powróciłam do Yankee. Od niedawna widnieje już nowa kolekcja czterech wosków, ja natomiast pozostaje jeszcze w tematyce odrobinę zimowej, owocowej, apetycznej. Macie ochotę na takie słodkości? Jeśli tak, to zapraszam. :)
Fanką owocowych nut to ja raczej nie jestem. Jakoś nigdy nie przemawiały do mnie do tego stopnia, bym miała je pokochać. I tak też stało się tym razem. Zapach owszem, ładny, słodki, owocowy, ale nic poza tym. Ani nie czuję tu jakoś wyjątkowo prawdziwych soczystych malin, ani wyraźnych nut kremu, bitej śmietany czy podobnych dodatków. Jeśli miałabym porównać ten zapach, to najbliżej mu do lekko kwaśnego kompotu żurawinowego, wykonanego na bazie zagęszczonego, ulepkowatego soku. Coś mi tu nie gra, nie tak wyobrażałam sobie ten apetyczny deser. Niemniej jednak kompozycja sama w sobie jest przyjemna, choć miłości tu nie będzie. Zdecydowanie preferuję inne nuty. Fanom żurawiny, jednak polecam, wosk odrobinę podobny do Cranberry Ice. :)
Ocena: 6/10
Ja w nim nie widze podobienstwa do cranberry ice. W swiecy jest slodki. Duza swieca dobija u mnie dna.
OdpowiedzUsuńDla mnie owoce to owoce. :)Ciężko mi tu wskazać maliny.
UsuńJa go nawet miło wspominam, chociaż nie ma w sobie niczego szczególnego. Pisałam nawet niedawno o nim na blogu :)
OdpowiedzUsuńmyślę że mój nos z chęcią by zakosztował owej woni:D lubię słodkie zapachy:) obserwuję z miłą chęcią i zapraszam serdecznie do siebie;)
OdpowiedzUsuńNie trafiłam jeszcze na słaby zapach z Yankee... są najlepsi!
OdpowiedzUsuń