W Polsce pomału rozgaszcza się nam wiosna. Do Świąt Wielkanocnych niedaleko, a ja dzisiaj startuje z nową firmą w moim kominku. Dla mnie nową, bo z PartyLite mam do czynienia po raz pierwszy. Do tej pory do testów nie zachęcały mnie opakowania, nie kusiły po prostu niczym wyjątkowym, a niestety, naklejki oko rozpieszczają :). Dziś jednak miłam ochotę na coś lekkiego i kwiatowego, a Apple Blossom przynajmniej z opisu wydawał mi się idealny. Lekki, wiosenny, idealny do aury pogodowej jaką mamy za oknem. Czy kwiat jabłoni spełnił moje oczekiwania? Zapraszam dalej. :)
Na wstępie muszę zaznaczyć, że kocham zapach kwiatów jabłoni. Ich kwitnienie wczesną wiosną, to jedyny okres o tej porze roku jaki uwielbiam. Mają słodki, nektarowy, wodno-świeży aromat, który wydobywa się z tych malutkich, różowych kwiatuszków. Niestety Party Lite tylko częściowo udało się go odwzorować. Jest ładny, owszem, ale jak na kwiat jabłoni jest zbyt kwaśny i ostry. Osobiście kojarzę te kompozycję z perfumami Parfums de Marly, Delina. Nie, nie jest to ten sam zapach, ale ma w sobie tę samą intensywną kwaśno-cierpką nutę. Coś jakby gałązkę kwiatu jabłoni spryskać tymi perfumami. Niestety, jako jedna z niewielu za nimi nie przepadam, więc i ten zapach tak średnio przypadł mi do gustu. Dopalę do końca, ale nie kupiłabym powtórnie, tym bardziej, że na rynku wiele jest ciekawszych kompozycji.
Ocena: 5/10
Jakoś niespecjalnie mnie ciekawi marka ;)
OdpowiedzUsuńMnie również. Niewiele o niej słyszę, ale chciałam spróbować.
UsuńBTW. Do postu zakradł się chochlik i nagle kwiat jabłoni stał się kwiatem wiśni. Nie mam pojęcia jak to się stało. ;p Już poprawione.