Po dzisiejszym, dosyć ciężkim poniedziałku, przyszedł ten upragniony czas na odpoczynek :D. Kiedy nastał ten moment, że kanapa była już cała moja, a ja mogłam oddać się przyjemnemu relaksowi, nie mogło zabraknąć czegoś pachnącego w moim kominku. Ostatni tydzień w większości spędziłam w towarzystwie dobrze mi znanych świec, dlatego dziś z radością zawitałam nowy wosk w kominku. Choć z tym nowym to może troszeczkę przesadziłam. Zapach już wycofany, a ten konkretny należy do części moich ostatnich wykopalisk, o których wspomniałam Wam dwa posty wcześniej (dla tych, co nie mieli okazji się z nim zapoznać, a są ciekawi KLIK). A teraz do brzegu. Dzisiejszym bohaterem mojego zapachowego bloga jest Vanilla Satin, swego czasu kultowy, uwielbiany przez wielu wosk. A czy i mnie urzekła ta waniliowa satynka? Oddajmy się wiec błogiemu relaksowi i zapraszam poniżej.
Do niedawna aromat waniliowy kojarzył mi się z czymś jadalnym. Z olejkiem, cukrem waniliowym czy samym zapachem ciasta. Nie z Yankee Candle. Vanilla Satin to zupełnie nowe oblicze wanilii. Perfumeryjne, eleganckie, a co najciekawsze lekkie i wcale nie takie słodkie jakby mogło się wydawać. To najprawdziwszy zapach laski waniliowej, ale podanej niezwykle dostojnie i luksusowo. Nie przypadkiem na naklejce znalazł się fragment kremowego obrusu. Ten wosk jest właśnie taki. Jakby ktoś połączył aromat waniliowy z lekkością świeżo wypranego prania. Co prawda nie czuć tu żadnych mydlanych nut, ale moim zdaniem tak właśnie mógłby pachnieć waniliowy płyn do płukania. Bardzo udany zapach, nietuzinkowy, oryginalny i wiernie odwzorowany. Miłości nie będzie, ale myślę, że spokojnie się polubimy i wosk ten będzie umilać mi najbliższe wieczory. Jeśli macie okazję jeszcze go poznać, to polecam, szczególnie waniliomaniakom, nie będziecie zawiedzeni. ;)
Ocena: 8/10
Kocham ten zapach, rany, że też nie szkoda Ci palić takich unikatów :D
OdpowiedzUsuń