Na dworze akurat rozkwitły tulipany, więc przyszła idealna pora na ten wosk. Zakupiłam go wraz z innymi z tej firmy na giełdzie kwiatowej i większość z nich wciąż czeka na swój pierwszy raz w kominku. Z poprzedniego wosku nie byłam zadowolona. Był ciężki i sztuczny, więc tym razem sięgnęłam po coś bardziej kwiatowego w nadziei, że jednak tym razem dostanę coś ciekawego. I choć za kwiatowymi kompozycjami nie przepadam, to mam takie chwilę, kiedy chętnie widzę je w moim kominku, bo wiem, że przypominają mi wiosnę. :)
Tulipanki są niezwykle delikatne, tak delikatne, że żeby czuć je było w pomieszczeniu, jednorazowo do kominka musiałam wrzucić całą "tartę", co nie zdarza mi się często. Na zimno pachniały ładnie, subtelnie i kwiatowo, niestety po odpaleniu coś się zmienia. W kompozycji zdecydowanie czuję wosk. Nie plastik, nie gumę, a czysty zapach wosku, taki sam jaki unosi się na cmentarzach w święto zmarłych. Nie jest on intensywny, ale dosyć mocno przykrywa i tak delikatny zapach kwiatów. Te czuć, faktycznie, ale bardzo delikatnie, praktycznie wcale. Gdyby były wyraźniejsze, można by określić je mianem tulipanów, takich prosto zerwanych w przydomowym ogródku, z zieloną, rześką nutą. Wosk nie byłby zły, gdyby był intensywniejszy i pozbawiony cmentarnej nuty, która niestety sporo psuje. Jest on jednak znacznie lepszy, do jego brzoskwiniowego poprzednika, który mocno zalatywał mi chemią. No cóż, ochów i achów nie ma, ale nie ma też tragedii. Nie jest to jednak nuta do której kiedyś wrócę.
Ocena: 5/10
Ten wygląd i nazwa, zdecydowanie coś mi przypominają:)
OdpowiedzUsuńMnie wosk na zimno kojarzył się trochę z dniem kobiet, takim lekko oklepanym, "obowiązkowym" za czasów komunizmu. Po odpaleniu zapach przywodzi mi na myśl tylko święto zmarłych, mieszankę znicza i kwiatów na grobach. Ale nie jest tak tragicznie! :D
UsuńNie brzmi najlepiej, zwłaszcza ten woskowy zapach no i fakt, ze trzeba cala tarte wrzucić. Dobrze, że przetestowałaś o ostrzegłaś innych przed popełnieniem tulipanowej pomyłki :-D
OdpowiedzUsuńWosk już na pierwszy rzut oka wydaje się mniej ekonomiczny, ze względu na jego wielkość. Niestety, ale widoczna powyżej tarta to 1/3 zwykłej, yankowej tarty, co pokazuje jak niewielki jest ten wosk (choć wydaje się większy). To, że trzeba jej użyć całej sprawia, że przestaje się to opłacać. Yankee bezkonkurencyjnie wygrywa z Janke.
UsuńDokładnie, zwłaszcza, że żeby napisać recenzję zazwyczaj palię wosk przynajmniej dwa razy, a tu nie da rady.
UsuńMiałam mnóstwo wosków tej firmy za nim zaczęłam moja przygode z Yankee Candle, ale na szczęście już w pore się ich pozbyłam i raczej żadnej złotówki na nie nie wydam. Są marnej jakości... i taka aromaterapia to żadna przyjemność :((( Ale sobie urządziłaś Święto Zmarłych 2 maja :)
OdpowiedzUsuńJa mam ich tylko kilka, ale przed każdą opinią staram się coś przetestować, szczególnie, że nie uderzyło mnie to bardzo po kieszeni. Do testów pozostało mi ich już chyba tylko 4 i kto wie, może któryś z nich będzie strzałem... przynajmniej w 7-8 punktów. :D
UsuńTobie zazdroszczę Vinayard, w końcu sama będę musiała go wrzucić do kominka. Czekam ze zniecierpliwieniem na Twoją recenzję. :)