Ostatnio u mnie w domu więcej świec niż wosków. W zasadzie to już nie pamiętam, kiedy odpakowałam nowy wosk Yankee, które to wysypują mi się już z pojemnika. Powinnam się nimi zająć, ale że przez ostatni tydzień sporo czasu spędzam w domu, wykorzystuje to by palić świece, a trochę ich jest. Stoją na parapecie i czekają cierpliwie. I choć od wczoraj zachwycam się nowymi perfumami, jakie sprezentowałam sobie zupełnie przypadkiem bez okazji (już wykonałam listę olejków, żeby odtworzyć ten zapach w kominku), to dziś pozwoliłam sobie na odpakowanie mojego nowego skarbu i pierwsze palenie. Świeca jest niedostępna w Polsce i nie jestem nawet pewna czy można ją zakupić w Stanach w normalnym trybie. Mam więc szczęście, że udało mi się ją nabyć i to jeszcze po nie za wysokiej cenie. :)
Zapach rozkręca się bardzo powoli. W pewnym momencie zaczęłam się obawiać, że świeca jest tak słaba, że nadaje pomieszczeniu tylko lekki tło. Na moje szczęście bardzo się pomyliłam, bo choć sam aromat jest delikatny, to świeca jest prawdziwym "killerem" jeśli chodzi o siłę rażenia. Na zimno pachnie mi solą morską, wodą i starymi, zazieleniałymi, zwilgotniałymi kamieniami po których płynie niewielki strumyczek. Kupując świecę, bardzo obawiałam się, że będzie to tani, proszkowy, nudny i płytki zapach przypominający Clean Cotton. Szczęście, że otrzymałam coś zupełnie innego, głębokiego i nieziemskiego. Po odpaleniu najpierw doszły do mnie lekkie zapachy wody. Czułam się trochę jakbym weszła pod wodospad. Tło w moim pokoju stało się rześkie ,wilgotne, chłodne i lekki. Potem do mojego nosa dotarła prawdziwa siła. Mieszanka soli, wiatru, mokrej zieleni. Coś wspaniałego. Prawdziwa, morska bryza, głęboka, wielowymiarowa i taka.... autentyczna! Yankee wciąż mnie zadziwia! Czuję się jakbym stała na klifie i wdychała wilgotne, jodowane powietrze, przepełnione solą, zapachem alg morskich, wody. Praktycznie czuję na twarzy drobinki oceanicznej, mokrej bryzy z zatoki. I jeśli tak pachnie zatoka w każdym miejscu na ziemi, to ja mam ochotę się tam przeprowadzić. Jeśli ktoś z Was ma okazję zakupić tą świecę, to o ile lubi podobne klimaty, może brać w ciemno. Jeden z bardziej autentycznych, choć mocno specyficznych zapachów. Wdychając go jestem w zasadzie w stanie wyobrazić sobie każdy centymetr zatoki, każdy wyłamany patyk, kamień na plaży, każdą spienioną falę i mewę na niebie bo w świecy czuć wszystkie ich zapachy. Cudna! :D
Ocena: 10/10
To będzie długi komentarz! :D
OdpowiedzUsuńŚwieca na zdjęciu pięknie się prezentuje. Ma cudowny kolor, mój ulubiony ;)
Nie znam tego zapachu, ale piszesz, że to unikat, a ja jeszcze zbytnio się nie orientuje co jest unikatem, a co nie... ;) Gdzie Ty takie info wynajdujesz? :)
Powiem Ci, że Ciebie Kochana podziwiam.. bałabym się kupować w ciemno Yankee słój, który no..kosztuje ile kosztuje. Jak już takowy słój kupie to będzie to mój ulubieniec, zapach domu < 3
Ale masz szczęście bo z tego co opisujesz (a opisałaś go tak pięknie, autentycznie i znów szaleńczo działając na moją wyobraźnię - aż przeczytałam całą recenzje mojemu narzeczonemu, który oczywiście już o Tobie wie ;P), że zapach jest nieziemsko piękny, prawdziwy, zapierający dech w piersiach.
Gratuluje udanego yankee zakupu, oby więcej tak zachwycających aromatycznych recenzji!
P.S. Widzę, że Twój kociołek działa w akcji!
Kociołek działa, a jak! Muszę tylko skoczyć po olejek Cyprysowy od Vera-Nord i jeszcze kilka innych zapachów. W zanadrzu mam już jeden pomysł.
UsuńŚwiece kupiłam w ciemno, to prawda. No cóż, czasem trzeba zaryzykować, jeśli nie mam możliwości powąchać zapachu ani dostać go w żadnej innej formie. Szczęście, że ten okazał się trafiony. Myślałam równocześnie o zakupie świecy Coconut Bay i szczęście, że odpuściłam bo potem dostałam sampler i okazało się, że nie jestem w stanie znieść zapachu i musiałam zgasić tealight.
Cieszę się, że recenzja się podoba. Staram się odzwierciedlić własne odczucia w sposób bardziej materialny dla wyobraźni, żeby inni mieli łatwiej, gdyby planowali podobny zakup. :)
Poza tym sporo piszę... mam chyba taki nawyk już, żeby nadawać myślom realny wymiar. ;)
Brzmi cudownie, Drift Away też taki jest, niby świeży, ale po jakimś czasie odkrywa się delikatność, naturalność i wspomnienie wody.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w wypalaniu świec, mnie zawsze straszy to 150 godzin palenia. Była ostatnio promocja w Singapurze na 5 słoików (w cenie 3), ale jak policzyłam, że musiałabym przez miesiąc palić 24 godziny na dobę, żeby wykorzystać te cudowności, to zrezygnowałam.
Ja świece wole ze względu na ich intensywny, stały i czysty zapach. Poza tym nie muszę nie martwić o kominek, tealighty i ten cały ceremoniał z topienie wosków. Poza tym wiele świec jest niedostępnych w woskach. Zazdroszczę takich promocji! :D A Drift Away jest moim zdaniem bardziej perfumowany i męski, Bay Breeze to typowy zapach wody, soli i zazieleniałych kamieni. ;)
UsuńU mnie od jakiegoś czasu też królują świece zamiast woski ;)
OdpowiedzUsuńRównież udało mi się nabyć tą świecę, ale moje odczucia są zupełnie inne tzn. zapach się zgadza w 100%, ale jednak moje odczucia są inne ponieważ jest w niej coś co mnie drażni i puściłam ją w świat, nie byłam w stanie znieść tego mocnego słonego zapachu..zapraszam na recenzję do mnie.
Marzy mi się ta świeca, ale po drodze zawsze jest coś innego, ciekawszego :D
OdpowiedzUsuń