Poimo iż teoretycznie mamy środek lata, ja czuję się jakby zbliżała się jesień. Dynie na straganach, skoszone pola, opadłe liście, deszcze i ten przejmujący chłód. Korzystając więc z okazji (tak, jesień to zdecydowanie moja ulubiona pora roku! :D), postanowiłam wykorzystać ten chłodny, urokliwy czas pośród tego pochmurnego lata i odpalić jeden z kilku obowiązkowych kandydatów pozostawionych sobie na zdecydowanie chłodniejsze dni tego roku. A jako, że nie tak dawno zapoznała Was z wycofywanymi zapachami, które już niedługo znikną z polskich półek, sięgnęłam po jednego z nich. Ogrzejmy się więc w ten zimny wieczór przy cieple imbirowego zachodu słońca. Gotowi? :D
Ginger Dusk to wosk, który nieziemsko mnie kusił od samego początku i aż dziwne, że trafił do kominka aż tak późno :). Miał być imbirowo-cytrusowy, przełamany słodyczą i korzennymi nutami, a całość powinna przywodzić wspomnienia rajskich wysp i dalekich krajów odwiedzanych podczas wakacyjnych podróży. I może faktycznie tak jest. Zdecydowanie czuję tu imbir w cytrusowym podszyciu, jest też słodko i korzennie, a w tle wyraźnie pobrzmiewają kardamon i kokosy. Już w pierwszej chwili wiedziałam, że znam to połączenie, ale zanim je rozgryzłam minęła dobra chwila. Ta kompozycja to nic innego jak... zapach tajskiej potrawy curry! Mieszanka pasty curry, mleczka kokosowego, imbiru, warzyw i mięsa. To jest doładnie to! Jeśli jesteście fanami tego typu dań, to wosk jest zdecydowanie dla Was. Mnie niestety zmęczył, o ile lubię smak tego dania, to jego zapach nie należy do moich ulubionych. Zbyt dziwna mieszanka, zbyt ostra, szczególnie na początku. Jest ciężka i taka kuchenna. Liczyłam na coś bardziej kwaskowatego, z przyjemną miodową nutą, a jednak w tej kompozycji przyprawy mocno dają o sobie znać... chwilami niestety za mocno. Nie jest to zła kompozycja, jest intensywna, nasycona i nawet ja chwilami doceniam jej nietypowy, ciepły charakter. Natomiast nie jest to wosk, którego oczekiwałam. Nie tym razem dla mnie rajski zachód słońca, ale nie poddaje się, bo wosków na jesień mam jeszcze wiele do przetestowania :).
Ocena: 6/10
Nowy post!! <3 :) Nie miałam nigdy tego wosku ze względu na strach przed imbirem, którego nie cierpię :P Ale widzę, że nie mam czego żałować :)
OdpowiedzUsuńBędę musiała zaopatrzyć się w nowe woski bo nie mam co palić, aaaa!! :( Straszne to jest ;)
Hahaha! Jaki pozytywizm od Ciebie bije! To mi sie podoba! :-) Chyba faktycznie nie masz czego żałować. Woks zupełnie czymś innym niż sie spodziewałam. Uwielbiam przyprawy, ale tu są przesadzone. :-/
UsuńTo dopiero! Zapach tajskiego curry? Tego bym sie nie spodziewala. Mam nadzieje, ze nie bedzie tak zle jak przy Sweet Potato Pie, bo mam ten zapach w domu i jeszcze nie palilam.
OdpowiedzUsuńTez byłam w szoku jak wosk zaczął topić sie w kominku. Na zimno przyjemnie pachniał imbirem i słodyczą, a tu taki psikus. Tajskie curry jak nic. Ten charakterytyczny zapach emulsji z mleczka kokosowego i przypraw. :-) Jestem ciekawa Twojej opini jak juz go odpalisz. :-D
UsuńJeszcze Moonlight męczę :-P
Usuńjak pomyślę o jego zapachu na sucho to mi ślinka cieknie :<
OdpowiedzUsuńGinger Dusk mnie nie zadowolił, a miałem wielkie nadzieje. Myślałęm, że bęxzie podobny do drzewa sandałowego i się zawiodłem. Ja czuję tam cytrynę. Piękny blog ! <3 www.pzakatek.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJa wlaśnie cytryny praktycznie nie czuje. Za to jest mleczko kokosowe, dużo imbiru i ciężkie, orientalne, wręcz indyjskie pryprawy. A szkoda... :/
UsuńPięknie dziękuję i cieszę się, że blog się podoba. :)
Ginger Dusk mnie nie zadowolił, a miałem wielkie nadzieje. Myślałęm, że bęxzie podobny do drzewa sandałowego i się zawiodłem. Ja czuję tam cytrynę. Piękny blog ! <3 www.pzakatek.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie! Co do tego wosku też miałam ogromne nadzieje. Wyobrażałam go sobie zdecydowanie lepiej, niż się okazało. Niemniej jednak Yankee to póki co moja ulubiona firma i takie drobne gagatki nie zniechęcają mnie do dalszego testowania. :)
Usuń