czwartek, 22 października 2015

Wosk "Serengeti Sunset" Yankee Candle

Nie tak dawno weszła do Polski nowa kolekcja Q3 nosząca kuszącą nazwę "Out of Africa". I choć za chwilę na rynku pojawi się Q4, ja z racji jesieni w pełni, dopiero teraz zapragnęłam zapoznać się z tą afrykańską propozycją od Yankee. Jaka totalna fanka wszelkich kadzidlanych, ciepłych i orientalnych nut, nie mogłam pozbawić się przyjemności przetestowania tych nowych wosków. Więc dziś u mnie bardzo gorąco i słonecznie... Zapraszam zatem na wieczorny zachód słońca w Serengeti. :)


Nie przypadkiem w kwestii tego wosku użyłam czcionki Disneya. Ten wosk zdecydowanie kojarzy mi się z Królem Lewem, którego uwielbiałam oglądać w dzieciństwie. Cudny, mocno nasycony pomarańczowy kolor, piękny zachód słońca i ten nastrój, który daje nam rysunek na przodzie... To była chyba jedna z ciekawszych propozycji, a przynajmniej tak mi się wydawało. Niestety już na wstępie muszę powiedzieć, że woskowi zdecydowanie brakuje intensywności, z czym zazwyczaj w przypadku Yankee nie mam problemów. Czuć go, ale zapach jest delikatny, wręcz subtelny i nawet na mój niewielki pokoik odrobinę na słaby. Drugi zawód przeżyłam, kiedy okazało się, że znam ten zapach, bo... pachnie praktycznie tak samo jak opisywany przeze mnie niedawno Crunchy Leaves od Goose Creek, który dodatkowo w porównaniu do tego maleństwa, był niezwykle intensywny. Serengeti Sunset to przede wszystkim cytrusy, szczególnie mandarynki czuję dosyć mocno. Ponadto (i nie wiem czy jest to siła podświadomości czy tak jest faktycznie) czuję tu suche liście i jesień... Nijak ma się to do słonecznej sawanny i widoku gazeli na tle zachodzącego, czerwonego słońca. Tylko te intensywne mandarynki ratują sytuację. Wosk jest bardzo ładny, nie twierdzę, że nie, ale już go znam i to w wyraźniejszej wersji, która jest moim zdaniem bardziej adekwatna do nazwy. Szkoda :( Liczę, że pozostałe woski z tej kolekcji bardziej mnie zaskoczą, oczarują i przede wszystkich pokażą swoją moc! :)

Ocena: 6/10

11 komentarzy:

  1. Nie przepadam za typowo cytrusowymi woskami, ewentualnie do odświeżenia powietrza w kuchni czy w łazience....Też mam ten wosk, kupiłam z ciekawości, ale jeszcze nie paliłam, a teraz pogoda tym bardziej nie nastraja do takich owocowych aromatów. Z nowości afrykańskich za to bardzo polubiłam Kilimanjaro Stars :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilimanjaro ponoć pachnie jak Midsummer Night, a nie jest to gama nut zapachowych do których pałam miłością. Męskie, mocne wody kolońskie to coś co raczej omijam w woskach, ale z miłą chęcią przetestuję i ten gagatek. :D Tu cytrusy są nawet znośne, wręcz przyjemne, w Crunchy Leaves bardzo mi się podobały, choć też za cytrusami nie przepadam. Doprawione ciepłem i drewnem. Warto spróbować, ale o wiele bardziej polecam wosk z Goose Creek.

      Usuń
  2. Nareszcie nowy post :) Uwielbiam czytać Twoje recenzje :*
    Serengeti sunset bardzo mi się podoba na zimno, więc zobaczymy jak to będzie z nim po wrzuceniu do kominka, a nuż mnie się spodoba :D
    Piękny opis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się ubarwić trochę odczucia wobec tego wosku, liczyłam na piękny, gorący zapach, a niestety okazało się, że znam go z zupełnie innej strony... może dlatego nie stykało i czułam lekki zawód. Niemniej jednak zapach ładny i to nawet bardzo. :)

      Usuń
    2. Ciekawe jaki jest Egipt z tej serii ;) Mam aż 2 tartaletki ;p

      Usuń
  3. Jak i na sucho, tak iw paleniu nie zawiódł mnie ten zapach. Choć fakt, mógłby być odrobinę mocniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moc pozostawia niestety wiele do życzenia. Zapach bardzo ładny, ale nijak nie kojarzy mi się ze złocistą sawanną. :)

      Usuń
  4. Ten zapach z całej Afrykańskiej kolekcji na sucho podobał mi się najbardziej ;) jeszcze nie wsadziłam go do kominka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja liczyłam na ochy i achy, a dostałam powtórkę z rozrywki, szkoda. :)

      Usuń
  5. Serengeti Sunset od pierwszego powąchania był moim numerem jeden, jednak przy paleniu rzeczywiście trochę zawodzi jego intensywność. Ja paliłam swój wosk w lato, więc wtedy akurat mnie cieszyło, że nie jest zbyt intensywny, ale przy kolejnym odpaleniu, nie był już aż tak dobry raczej zadowalający. Co do zapachu, to dla mnie Serengeti pachnie jak multiwitamina z jakąś perfumową nutą.
    Dużo bardziej z tej kolekcji spodobał mi się Madagascan Orchid i jego moc jest w 100% satysfakcjonująca :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie będę musiała koniecznie spróbować ten drugi zapach. Jest w mojej kolekcji... Szkoda tylko, że właśnie zaczyna się mój ulubiony sezon "zimowy" z woskami. Korzenne, ciepłe nuty. Nie wiem czy Orchidea wygra z nimi przed styczniem. :)

      Usuń