niedziela, 28 lutego 2016

Wosk "Midnight Oasis" Yankee Candle

Chyba na dobre zagościła we mnie chęć na coś głębokiego, jak ciepłe, gęste, letnie noce. Pomimo iż zimy było tyle co kot napłakał, to z radością przywitałam bardziej wakacyjne woski w moim kominku. Tak więc jeśli ktoś nadal siedzi w temacie pierniczków, grzańca i gorących swetrów, chyba nie znajdzie w tym poście nic dla siebie i będzie musiał poczekać, aż wróci mi ochota na zapachy gourmand :). Tych jednak, którzy mają dosyć trwającej za oknem pogody, niskich temperatur i szaroburych krajobrazów, zapraszam w bardziej gorące i orientalne klimaty. Dziś wracam do wosków Yankee, a ten konkretny należy do wiosennej limitki, z jeśli się nie mylę, sprzed dwóch lat. Miło jest zostawić sobie taką perełkę i odpakować ją po tak długim czasie. Zapraszam zatem na aromatyczną sesję rodem z Alladyna. :)


Ten wosk to prawdziwy mocarz! Na zimno intensywnie pachnie mi lawendą, ale swój charakter pokazuje dopiero po roztopieniu w kominku. To bardzo głęboki, mocny zapach, z odrobiną męskich nut. Producent sugeruje, że pachnie podobnie do Midsummer Night, ale na moje szczęście nie wyczuwam tu podobnych składników, choć jest zdecydowanie po męsku i wieczorowo. To taka kadzidlana, jakby lekko pieprzowa wersja typowo drzewnych perfum. Z czasem, podczas palenia, kompozycja łagodnieje, lawendowa moc, obecna na początku znika, ustępując świeżości i wodnym nutom. Gdzieś w tle pojawia się zapach wody kolońskiej, ale doprawionej czymś orientalnym. Kompozycja przepiękna, głęboka, wieczorowa, jak spacer z ukochanym po pustych ulicach jednego z północnoafrykańskich miast. Wosk z pewnością nastrojowy, idealny dla maniaków męskich perfum.  Bardzo udana kompozycja! :D

Ocena: 8/10

sobota, 13 lutego 2016

Sampler "Mediterranean Fig" Heart & Home

Dawno nie odpalałam wosku z taką ochotą jak dziś. Muszę przyznać, że totalnie znudziły mnie zimowe oraz korzenne propozycje i tęskno mi było do wiosennych, rześkich i słodkich zapachów. Oj tak! Z ogromną radością powitałam na półkach Yankee piękne, kolorowe i NOWE tarteletki pełne lekkich, o dziwo kwiatowych (choć za nimi nie przepadam zazwyczaj) zapachów. Marzą mi się cytrusy, drewno, rośliny, które pobudziłyby mnie do życia po nie za długiej w tym roku zimie. Poszperałam więc w mojej magicznej szufladzie i znalazłam idealnego kandydata, który zawieruszył się pomiędzy innymi gagatkami. Figa! I wtedy wiedziałam, że musi wylądować w kominku jako następna. :D Szczególnie, że to debiut tej firmy na blogu i w moim kominku. A jak się spisała? :) Zapraszam!


To zdecydowanie miłość od pierwszego zapachu. Sampler pokochałam już w sklepie, po pierwszym niuchnięciu wosku, ukrytego w tym małym, wygodnym pojemniczku. Po odpaleniu było już tylko lepiej. Nie jest to typowy, słodki zapach owoców, jak w landrynkach czy soku wieloowocowym. Jest dużo bardziej żywy, naturalny i świeży. Wyraźnie czuję w nim najprawdziwszą figę, lekko słodką, ale z dodatkiem czegoś drzewnego, cierpkiego, jak jej delikatna skórka. To najprawdziwszy i najcudowniejszy zapach figowy z jakim miałam do czynienia. Cudoooo! To chyba też najlepszy zapach owocowy z jakim miałam do czynienia w ogóle. Z całą pewnością ulubieniec i ląduje na liście tych "naj". Co prawda jest subtelny i dosyć powoli się rozkręca, ale wcale nie nazwałabym tego wadą, biorą pod uwagę jaką jakoś zapachu otrzymujemy. Jeśli ktoś nie jest przekonany (tak jak ja :P) do owocowych wosków, powinien spróbować tej śródziemnomorskiej figi. Ja ją pokochałam! :D

Ocena: 10/10

niedziela, 7 lutego 2016

Wosk "Winter Glow" Yankee Candle

Witajcie po dłuższej przerwie :). Ostatnio mam dużo pracy i wracam bardzo późno. Nie mam w takie dni czasu by odpalić mój magiczny kominek, dlatego też nic nowego nie pojawia się na blogu. Dziś chciałam jeszcze na chwilę (pomimo wyjątkowo wiosennej pogody za oknem ;p) zabrać Was w podróż znaną z czasów mojego dzieciństwa, kiedy w zimie temperatura spadała poniżej zera, a w koło leżały zaspy pełne śniegu. Bo w końcu mamy początek lutego! To też doskonały moment by przetestować Q4 z Yankee wypuszczone całkiem niedawno, bo zaledwie w grudniu. To jak macie ochotę na odrobinę mroźnego powiewu? Jeśli tak, to zapraszam na recenzję wosku Winter Glow! :D


Winter Glow to baaardzo dziwny i nieoczywisty wosk. Kiedy otworzyłam opakowanie doszły do mojego nosa, ciężkie, typowo toaletowe nuty, wymieszane z odrobinką mięty, dymu i sporą ilością choinki. Wosk za mocno przypominał mi fatalny White Christmas, który zupełnie nie przypadł mi do gustu. Nastawiona już trochę negatywnie, wrzuciłam jednak kawałek wosku do kominka i czekałam na efekty. Początek wcale nie różnił się od aromatu na zimno. Mocny, toaletowo-choinkowy z lekką mroźną nutą. Z czasem jednak zapach zaczął łagodnieć. Po 10 minutach nie przypominał już tego samego gagatka co na początku. Stał się lekki, mroźny, wodny i surowy! Po prostu piękny. I nie wiem czemu, ale ja wyraźnie czuję w nim te same nuty co w Beach Walk, z tą różnicą, że tu jest o wieeeeele więcej rześkości i spora dawka mrozu, doprawiona soczystą choinką obsypaną śniegiem. Cudowna sceneria środka zimy, oszronionych okien i huśtających się na wietrze ozdób świątecznych. O tak, w tej komopozycji zdecydowanie czuć zapach wiatru. Moim zdaniem bardzo udany wosk i polecam dać mu szansę, żeby pokazał swoje prawdziwe oblicze. Idealny zimowy wosk gdy brakuje nam śniegu za oknem! :)

Ocena: 8/10