środa, 29 maja 2019

Magia w kuchni czyli "Poached Pear Flambe" od Yankee Candle

Pogoda nas nie rozpieszcza. Ostatnio ciągle jest zimno i pochmurno, nie wspominając o opadach deszczu. Na te szare dni mam jednak swoje woski, szczególnie te o apetycznych, lekko jesiennych nutach. Uwielbiam gdy pyszne aromaty rozchodzą się po moim pokoju. Wtedy czuję, że mogłabym darować sobie kolację na poczet tych cudownych zapachów. Dziś na tapecie właśnie jeden z takich wosków, który po odpakowaniu aż chciałoby się zjeść. Pyszne flambirowane gruszki! Czy można chcieć czegoś więcej? :D



Na wstępie od razu powiem, że nie mam pojęcia skąd autor tej nazwy wpadł na jej pomysł, bo wosk zupełnie nie pachnie jak gruszka, a tym bardziej jak gruszka palona w alkoholu. Owszem, wyczuwam tu nuty maślane, ale nadal jest tej kompozycji daleko do opisu wosku. Dla mnie Poached Pear Flmabe to najprawdziwszy aromat kokosanek! Oj tak, to zdecydowanie jest ten zapach. Mieszanka cukru, mąki, kokosa i masła. Mniam! Uwierzcie mi, wosk chce się zjeść... albo przynajmniej powędrować do lodówki po sowitą porcję ciasta, żeby zaspokoić nasz mózg i kupki smakowe. Kompozycja nieziemska, lekka i niezwykle apetyczna. Polecam łasuchom! Będziecie zachwyceni o ile lubicie aromat pieczonego kokosa. Dla mnie bomba i pewnie wracałabym do wosku niejednokrotnie, gdyby nie jego problematyczna dostępność. Cudo! Wart spróbowania. :)

Ocena: 9/10

sobota, 18 maja 2019

Cytrusowe pobudzenie z "Pink Grapefruit" od Village Candle

Jeśli mieliście okazję śledzić mnie od jakiegoś czasu, to wiecie, że cytrusowe zapachy stawiam na samym końcu. Powodem tego jest fakt, że zazwyczaj przypominają mi one środki czystości, o mocnym, sztucznym zapachu. Zdecydowanie bardziej pragnę zanurzyć się w aromatach lasu, jeziora czy pysznej cukierni (oj, zdecydowanie moje klimaty!), niż z woskiem zwiedzać zakamarki szafy z mojej łazienki. Dziś jednak pogoda dopisała, było cieplutko i przyjemnie. Długo zastanawiałam się co wrzucić do kominka, ale pomimo chęci na słodkie, postawiłam jednak na coś rześkiego. Padło na pomarańczowy sampler od Kringle. Spędził on niejeden miesiąc w mojej magicznej szufladzie i dziś nastał dzień bym cytrusowym zapachom dała szansę. Pomimo iż jak wcześniej wspomniałam, za cytrusowymi klimatami nie przepadam, to jednak pewnie są wśród Was tacy, którzy je uwielbiają, więc postaram się jak najbardziej obiektywnie przestawić moje odczucia. Nie będzie to łatwe, ale obiecuję się postarać. :) Cystrusomaniacy, dziś Wasz dzień, więc w drogę!



Już nie pamiętam kiedy sampler ten wylądował w mojej szafie, ale dobrze pamiętam jak Pani w sklepie namawiała mnie do jego zakupu. Miał być idealnym odzwierciedleniem soczystych, różowych grapefruitów. Niestety, z wielkim zawodem muszę stwierdzić, że do soczystych, świeżych owoców trochę mu brakuje. Pink grapefruit w wydaniu Village jest niezwykle słodki i skondensowany, jak koncentrat napoju grapefruitowego z kartonika. Owszem, gdzieś tam w tle wybijają się owoce, ale całość jest raczej typowo "skoncentrowana". Zabrakło mi tu wodnej nuty i prawdziwej goryczy, które tak mocno charakteryzują ich aromat. Sama kompozycja nie jest zła. Nie drażni, nie przeszkadza, lecz nie jest to coś na co tak mocno liczyłam. Ponadto mam wrażenie, że pomiędzy niektóre grapefruity podczas wyciskania soku, dostało się całkiem sporo pomarańczy, które zaburzają ich czysty zapach. Pomarańczy, albo ich skondensowanej wersji. ;) Z przykrością muszę przyznać, ale nie dla mnie takie owoce. Niemniej jednak, wciąż będę starała się znaleźć tego cytrusa idealnego. :))

Ocena: 5/10

wtorek, 14 maja 2019

Autumn Pearl od Yankee Candle, czyli dopełnienie jesiennej aury!

Lubicie Jazz? Ja uwielbiam, szczególnie jesienią. Jego spokojna melodia idealnie pasuje mi wtedy do padającego powoli deszczu, obijającego się o parujące od wody, pożółkłe liście. A z racji, że dziś mieliśmy wyjątkowo jesienną pogodę, bo i zimno, i deszcz, a za oknem tak jakoś szaro i ponuro, zapragnęłam na chwilę zatopić się w tym melancholijnym klimacie i dostosować możliwości mojego kominka do aury na dworze. I tak wiosennym woskom powiedziałam na chwilę pass i z radością wróciłam do milutkich otulaczy, które choć trochę ogrzeją moje zmarznięte po całym dniu serducho, na co nie pomogła nawet zimowa kurtka i botki. To jak? Herbata gotowa? Kocyk jest? To zaczynamy! :D



Jesienna perła w wykonaniu Yankee to nazwa nieco myląca. Ta mogłaby kojarzyć się z deszczem, mgłą, świeżością i to w lekko męsko-drewnianym tonie. Dla mnie ten wosk to zupełne przeciwieństwo. To kwintesencja przytulności, puchatości, gorącej herbaty i jeszcze ciepłego kocyka, który spoczywa nam na kolanach. Oh, sielski to obrazek! Jest tu duża dawka drzewa sandałowego, odrobina słodyczy, wanilia i drewniane tło, ale nie takie surowe, tylko miękkie i przytulne jak fotel bujany babci. Po czasie, w Autumn Pearl wychodzi dziwna, choć niezwykle przyjemna nuta, szczególnie dla takich łasuchów jak ja. Otóż po 10 minutach od palenia, w wosku tym drzewo sandałowe schodzi na drugi plan, a pojawia się aromat... sernika! Takiego pysznego, pieczonego, na prawdziwym serze i spodzie z ciasta kruchego. Mniam! Mogłabym zajadać kilogramami. Tak, więc jeśli aromat sernika jest bliski Waszemu sercu, to polecam zaopatrzyć się w tę tarteletkę. Możecie być zachwyceni! :D

Ocena: 8/10

poniedziałek, 13 maja 2019

Miętowe orzeźwienie z "Chocolate & Mint" od Adpal

Ostatnio mój nos ciągnie mnie do bardziej świeżych aromatów. I tak wczoraj były lekkie piwonie, a dziś na tapecie wylądowała mięta! Ale nie byle jaka, tylko to najlepsze jej połączenie, czyli mięta z czekoladą. Lubicie? Ja uwielbiam! Czekoladki miętowe mogłabym jeść na kilogramy. Są jednocześnie słodkie i świeże. Myślę, że taką kombinację mógł wymyślić tylko geniusz i z pewnością zasługuje na cukierniczego nobla :D. Ale do rzeczy! Z firmą Adpal miałam już chyba kiedyś do czynienia, ale były to tealighty, ostatnio jednak na giełdzie kwiatowej pokusiłam się o zakup wosków, które kusiły zapachem i niewysoką ceną. Czy skradły moje serce w próbie ognia? Zapraszam poniżej! :)



To małe pudełeczko skrywa kilka niedużych trójkątnych wosków o nieziemskim zapachu! Jeśli lubicie zapach miętowych czekoladek od After Eight, to z pewnością wosk ten skradnie Wasze serce, bo pachnie on dokładnie jak wspomniane wcześniej słodycze! Pyszny, silnie miętowy aromat z wyczuwalną, choć lekką nutą gorzkiej czekolady! Mniam! Z pewnością w ciągu najbliższego czasu będę wracać do tego zapachu, bo jest obłędny. Ponadto w porównaniu do niektórych miętowo-czekoladowych kompozycji, wosk po czasie nie staje się ciężki i mdły, a mięta nie ulatnia się po 15 minutach, tylko trwa i trwa... Z czystym sercem mogę polecić! Zapach wart każdej wydanej złotówki. Z tej firmy mam jeszcze popcorn i jeśli jest równie dobry co mięta i czekolada, to z pewnością będzie to jeden z hitów tego roku. Chocolate & Mint natomiast ląduje na liście ulubionych :D.

Ocena: 9/10

niedziela, 12 maja 2019

Wyczarujmy wiosnę z woskiem "Blush Bouquet" od Yankee Candle

Wiosna w pełni, choć pogoda zupełnie tego nie daje po sobie poznać. Jest zimno, mokro i wietrznie. Jednym słowem mało przyjemnie, choć ja muszę przyznać, że za deszczem szaleje, więc zupełnie mi taki klimat nie przeszkadza. Tym bardziej, że jeszcze chwilę temu mieliśmy suszę, a mnie udało się posiać na wiosnę warzywa. Teraz, dzięki sowitej dawce deszczu, rosną jak na drożdżach :D. Niemniej jednak wiem, że wśród Was pewnie jest niejedna osoba, która tęskni za widokiem słońca i ciepełkiem na dworze. Wiosna to w końcu wiosna! Kwitnące rośliny, zapach kwiatów na drzewach i oczywiście piwonie! Mnie ten zapach od zawsze kojarzył się z Bożym Ciałem i sypaniem płatków przed kościołem. To dla mnie kwintesencja końca wiosny i początku lata oraz nadchodzącej, pięknej pogody. Tak więc dzisiaj, wszystkich zmarzluchów zapraszam na odrobinę wiosny w zaciszu naszych pokoi. Gotowi na czynienie ładnej pogody? :D



Ci co mnie znają, wiedzą, że za zapachami kwiatowymi nie przepadam. Nie, żebym ich nie lubiła, są dla mnie po prostu zbyt nudne, jednowymiarowe, wręcz klasyczne i bezpieczne w swojej prostocie. No bo kwiaty to w końcu kwiaty! Yankee jednak potrafi pokazać, że kwiaty to nie tylko nudny zapach w wosku. Blush Bouquet to kompozycja niezwykle letnia, rześka i świeża. Jest ekspansywna, ale nie narzucająca się. Ma w sobie coś z Pink Sands i Riviera Escape, coś lekkiego, wodnego, subtelnego, a jednak słodkiego. Czy tak pachną piwonie? Nie jest to stuprocentowy zapach piwonii, tego kwiatu jest tam zaledwie odrobinę, ale może przez to jest przyjemny i taki zwiewny. Serca mi ta kompozycja nie skradła, ale śmiało mogę powiedzieć, że mi się podoba. Tym razem kwiaty okazały się kwiatami, choć bardzo przyjemnymi. :)

Ocena: 8/10

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Oswajanie poniedziałku po zmianie czasu czyli gofry od Yankee Candle w wosku "Belgian Waffles"

Lubicie gofry? Ja uwielbiam. Najbardziej te z frużeliną i bitą śmietaną, a najlepiej jeszcze oblane karmelem i posypane orzeszkami. Mniam! Jest to potrawa, która nieodzownie kojarzy mi się z latem, wakacjami, długimi spacerami po deptaku nad morzem i beztroskimi przyjemnościami. I taki też powinien być ich zapach. Aromat ciasta biszkoptowego, lekko skarmelizowanego cukru, bitej śmietany... Tak dla mnie pachną idealne gofry! Nic więc dziwnego, że dziś, w ten nietypowy poniedziałek, w dniu kiedy mamy prima aprilis i zmianę czasu chciałam sobie ten wieczór umilić czymś wyjątkowym, apetycznym, co pod koniec dnia skutecznie mnie zrelaksuje... A czy wosk podołał tej misji, dowiecie się w dalszej części postu. Gofrmaniacy, przodem! :D Zapraszam!



Muszę przyznać, że odwzorowanie prawdziwego zapachu gofrów jest niezwykle trudne. Wąchałam już wiele ich wersji i śmiało mogę przyznać, że ta od Yankee jest jedną z lepszych. Pyszne, apetyczne ciasto, wanilia, karmel i odrobina czegoś ocierającego się o bitą śmietanę z nutką maślaną w tle. Jedyne do czegoś mogę się przyczepić, to, że aromat przypalonego cukru po czasie staje się odrobinę zbyt intensywny, przez co dominuje w kompozycji. Niemniej jednak i tak jest ona bardzo apetyczna. Z pewnością ostudzi zapał na słodkie niejednego gofroholika, bo mój apetyt na słodycze został całkowicie zaspokojony ;p.  A podobno nam kobietom tak wiele do szczęścia potrzeba. Wosk ten to też jedna z propozycji na wiosnę od Yankee na rok 2019, więc po tak miłym wstępie, z pozytywnym nastawieniem patrzę na pozostałe kolorowe tarty, a jako, że zgodnie okrzyknięto gofrowe szaleństwo za "najgorszy" z tej kolekcji, mogę spodziewać się samych niesamowitych kompozycji. Już nie mogę się doczekać!


Ocena: 8/10

sobota, 16 marca 2019

Bukiet róż od Yankee Candle w wosku "True Rose"

Dziś zapraszam Was na klasykę w wydaniu Yankee. O wosku True Rose słyszałam już niejednokrotnie dobre opinie, a dziś przyszło mi samej poznać ten zapach. Po ostatnich informacjach o jego wycofaniu z półek, uznałam, że w końcu nadszedł czas by po niego sięgnąć. Aż wstyd, że takie kultowe kompozycje wciąż są dla mnie nieodkryte, ale natłok firm jakie ostatnio pojawiły się na rynku i ilość związanych z tym nowości sprawił, że klasyki zepchnęłam trochę na dno szafy i sięgam po nie dopiero wtedy gdy producent wycofa je ze sprzedaży. Od jakiegoś czasu zauważyłam też tendencję, że więcej wosków przynoszę do domu niż uda mi się wypalić, a to tylko dlatego, że każdej nowości chciałabym dać szansę. Jak widać, firmy nie próżnują! Dlatego dziś robię powrót do znanych klasyków, które u mnie goszczą po raz pierwszy. A czy faktycznie bukiet od Yankee udobruchał mój kwiatowo-wybredny nosek? Jeśli jesteście ciekawi jak róże spisały się w tym wykonaniu, zapraszam poniżej.



Z góry pragnę zaznaczyć, że nie jestem typowo kwiatową panienką. Zazwyczaj aromaty kwiatowe zostawiam sobie do testów na koniec, a to dlatego, że większość jest dla mnie odrobinę nudna ;p. Ostatnio jednak aromat różany jest u mnie na topie i akceptuje go niemal wszędzie. Z chęcią sięgam po różane perfumy czy nawet różaną kawę w której z ogromną radością doszukuję się aromatu nadzienia do pączków :D. Po True Rose właśnie czegoś podobnego oczekiwałam, odrobinę zieloności w mieszance z gęstą czerwoną, wręcz kuchenną różą. Niestety nie jest to do końca to czego się spodziewałam. W wosku tym mianowicie dosyć mocno czuje wiciokrzew, za którego aromatem mówiąc delikatnie nie przepadam. Jest dla mnie byt ostry, konkretny, gryzący. Róża w tym wosku jest obecna, ale gdzieś w tyle i gra drugie skrzypce. Szkoda, oczekiwałam naprawdę pięknego bukietu czerwonych róż. Niemniej jednak, jeśli aromat wiciokrzewu Wam nie przeszkadza, może Wam wosk ten przypadnie do gustu. Na jego siłę i trwałość nie mogę narzekać. Nie dla mnie klasyczna róża od Yankee. ;)

Ocena: 5/10



wtorek, 12 marca 2019

Zimo, zimo, nie odchodź! Czyli jak wosk Glittering Star od Yankee Candle rozgrzewa mnie w zimne wieczory.

Ostatni tydzień praktycznie cały przeleżałam w łóżku. Dopadła mnie paskudna angina i dopiero dziś wracam do żywych. Siedzenie w domu, to zdecydowanie nie moja bajka, dlatego pokusiłam się o wcześniejszy powrót do pracy. Korzystając z okazji wyrwania się z domu, zawędrowałam dziś też do mydlarni w celu wybadania nowości wiosennych. A tam zdecydowanie się dzieje! Niestety, pogoda zupełnie nie nastraja do lekkich, kwiatowych kompozycji i przypomina, że nadal mamy zimę. Obleczona więc w koc i po rozgrzewającym prysznicu postanowiłam dać szansę jeszcze zimowym woskom na które za chwilę nie będzie już okazji. Dlatego dziś prezentuję ostatni wosk z edycji Q4 na tegoroczną zimą. Tak więc przygotujcie kubek herbaty, owińcie się ciepło kołderką i zaczynamy! :)



Glittering Star to wosk, który najmniej ze wszystkich mogłam sobie zwizualizować zapachowo. O ile pierniczki, choinki i tym podobne kompozycje są w miarę łatwe do wyobrażenia, tak hasło Migoczące Gwiazdki nie mówiło mi nic kompletnie. A jaki jest to zapach? Żywiczny, drewniany, wręcz przywodzący na myśl mahoniowe gładkie drewno. Jest tu duża dawna cytrusów, podpartych słodkim miodem, szczypta wanilii i mam wrażenie, że odrobina cierpkiej żurawiny. Całość jest gładko wymieszana i chwilami zastanawiam się co czuć mocniej, cierpkość i kwaśność żurawiny czy słodycz i przepych miodu. Dla mnie słodycz wygrywa, dlatego śmiało mogę postawić ten zapach obok typowo zimowych umilaczy długich wieczorów. Ten wosk sprawdzi się idealnie przy przedświątecznych porządkach, albo podczas pieczenia pierniczków podczas kuchennego rozgardiaszu. Bardzo udana kompozycja do której kiedyś chętnie jeszcze wrócę. 

Ocena: 8/10

wtorek, 19 lutego 2019

Zimowy romans choinki i pomarańczy w wosku "Aromatic Orange & Evergreen" od Yankee Candle

Ostatnio nie często zdarza mi się sięgać po woski choinkowe. Zima pomału chyli się ku końcowi, a ponadto mam wrażenie, że większość iglaków w woskach czy świecach jest niezwykle podobna. Dotychczas tylko Apple & Pine Needles od Yankee wybiło się z typowo choinkowych, zimowych zapachów, ale wosk ten okazał się dla mnie nie lada koszmarkiem, pachnącym starym rosołem z nutą maggi. Fuj! Po tej traumie przez jakiś czas dałam sobie spokój, by po roku poznać piękno prawdziwie iglastych aromatów. I tak do dziś dnia jestem ich fanem. A w związku z tym, że ostatnio pogoda mocno nas dopieszcza i wiosna wchodzi do Polski małymi kroczkami, pora jeszcze na chwilę uchwycić te zimowe, rozgrzewające nuty, by potem aż do jesieni dać im wolne. ;) Jeśli więc jesteście gotowi na ostatni podrygi zimy w wykonaniu aromaterapeutycznym, to zapraszam do recenzji poniżej. :)



Jeśli macie dosyć typowo choinkowych zapachów i tak jak ja obawiacie się powtórki ze wspomnianego wyżej Jabłka z Igliwiem w wykonaniu Yankee, to ten zapach będzie idealny dla Was. Początek to dosyć mocno zaznaczona pomarańcza z takimi przyprawami jak anyż, cynamon i goździki. Później, z czasem wyłania się nuta choinkowa, która z każdą chwilą staje się silniejsza i dominuje nad cytrusami. Niemniej jednak pomarańcza gdzieś tam cały czas jest. Czuć jej słodki, soczysty sok, podbity korzennym goździkowo-anyżkowym chłodem. Niezwykła i bardzo oryginalna interpretacja zimowej zieleni w wykonaniu Yankee. Słodka, a jednocześnie niezwykle świeża. Lekka, a jednocześnie otulająca i rozgrzewająca. Yankee Candle zdecydowanie wie jak łączyć takie cechy i zaskoczyć nas czymś wyjątkowym. W tym wypadku jestem zdecydowanie na tak i Wam również polecam zapoznać się z tą kompozycją. Może okazać się Waszym zimowym strzałem w 10! :)

Ocena: 8/10

niedziela, 10 lutego 2019

Wosk "Dancing Dandelions" Goose Creek

Chyba nastał ten czas, kiedy doszło u mnie do przesycenia zimowymi, korzennymi i choinkowymi aromatami. Choć jesień i zimę uwielbiam i z ogromną radością witam wszelkie gęste, otulające zapachy, to jednak przychodzi ten moment kiedy pragnienie słońca i ciepła jest na tyle duże, że z radością witam wiosenne, a tym bardziej letnie woski. Co prawda, od jakiegoś czasu chodził za mną tropikalny zapach, coś z pogranicza Pink Sands lub Bahama Breeze, ale akurat woski prosto z wysp niezbyt zachęcały, wąchane przez folię, a na zimno Dancing Dandelions szybko skradł moje serce, więc wybór był prosty. Dla zmęczonych trwającą zimą zapraszam na iście letni, wakacyjny wosk od Goose Creek! :D



Dancing Dandelions to zdecydowanie letni zapach. Jeśli miałabym go przyrównać do czegoś co już znam, to najbliżej byłoby mu do Beach Walk od Yankee Candle. Jest w nim nuta wiatru, wody, rześkości, ale w porównaniu do wspomnianego wcześniej Spaceru po Plaży jest on nieco bardziej owocowy i soczysty. Zdecydowanie przywołuje na myśl środek lata, wakacje, schyłek dnia nad jakąś dużą woda. W tle pojawia się odgłos świerszczy, a my wychodzimy na pomost, żeby obejrzeć w tle zachodzące słońce. W drodze bierzemy dmuchawca, rosnącego nieopodal, a jego nasiona lecą daleko nad wodę, kiedy mocno w niego dmuchamy. Ach... rozmarzyłam się. Chyba tęsknie za wakacjami. Dla mnie właśnie tak powinien pachnieć Lake Sunset od Yankee, na którego przetestowanie wciąż czekam (lub jak kto woli, on czeka na mnie ;p). Jest dużo wiatru, odrobina wody, unosząca się w powietrzu, słodkie, letnie kwiaty i owoce, takie jak gruszki i arbuz. Kompozycja idealna gdy brak nam słońca i tęsknimy za wakacjami. Z pewnością przywoła najlepsze chwile i choć na chwilę rozpromieni te szare dni.

Ocena: 9/10

czwartek, 7 lutego 2019

Wosk "North Pole" Yankee Candle

Ostatnio stres w pracy trochę daje mi w kość. Na całe szczęście są jeszcze takie poprawiacze nastroju jak woski i świece zapachowe. Dziś przychodzę do Was z recenzją wosku, który leciał do mnie aż ze Stanów. Tak swoja drogą, to czy i Wam nie podobają się nowe formy etykietek czy tylko ja nie doceniam nowości i zmian idących z biegiem czas? ;p Ja pokochałam Yankee właśnie za ich etykiety, dopiero potem, gdy wrzuciłam pierwszy wosk do kominka, przepadłam. Już teraz wiem, że będę ogromnie tęsknić za tymi boskimi naklejkami i z niechęcią witam minimalistyczną grafikę. No ale cóż, w końcu zapach się liczy! :D A dziś będzie bardzo po mojemu. A co! Jak poprawiać nastrój to po całości, choćby na chwilę. :) Romans mięty i lukru, jedno z moich ulubionych połączeń. A jak wypadło globalnie? Zapraszam do postu poniżej!



Ten zapach jest boski! Cudowny, niesamowity, orzeźwiający, a jednocześnie słodki i apetyczny. Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać pochlebne epitety na temat tego wosku. Dla mnie to zrównoważony mix mięty pieprzowej i lukru do ozdabiania pierniczków. Jest nieco bardziej miętowy od znanego może niektórym Candy Cane Lane, ale moim zdaniem o niebo przez to lepszy. Oj, zdecydowanie wieje tu mroźnym powietrzem wprost z Laponii, choć nie brakuje też słodkich cukierków, które wysypują się z szuflady Św. Mikołaja. Kompozycja do zjedzenia. Apetyczna, nieco kuchenna, w której po czasie pojawiają się delikatne nuty biszkoptu. Coś niesamowitego! Najlepszy z  dotąd testowanych wosków miętowo-lukrowych i szkoda, że tak ciężko dostępny. Moc znakomita (a dziś mam lekki katar ;p). Z pewnością mogę go Wam polecić!


Ocena: 10/10

wtorek, 29 stycznia 2019

Wosk "The Perfect Tree" Yankee Candle

Choinki już pochowane czy nadal stoi u Was zielone drzewko w pokoju i migocze kolorowymi lampkami? Jeśli tak jak ja, poświąteczne sprzątanie macie już za sobą i choina jest już tylko wspomnieniem, to zapraszam na recenzję wosku, która jeszcze na chwilę przypomni nam o aromacie żywego drzewka bożonarodzeniowego. Nuty choinkowe w tym okresie najlepiej się u mnie sprawdzają i jeśli szukam jakichś "sprawdzonych" kompozycji do testów, to zazwyczaj mój wybór pada właśnie na nie. Nie musicie się jednak obawiać. Jeśli jesteście w typie fanów nut gourmand, to w niedalekiej przyszłości znajdzie się i coś dla Was. Mogę zdradzić jedynie tyle, że powoli zbliża się czas kiedy wszelkie kuchenne aromaty wrócą do łask, a część z nich już czeka tylko na wrzucenie do kominka. A dziś jeszcze choinki! Tak na przywołanie magicznego okresu świąt, który zleciał nam za pstryknięciem palca. Zapraszam! :D



The Perfect Tree to piękny, bogaty, niezwykle soczysty i świeży aromat zimowego igliwia. Dla mnie to kwintesencja choinki, stojącej gdzieś za oknem naszego domu, przysypana sporą porcją śniegu, ale jednocześnie ogrzaną blaskiem ciepła bijącego od kominka za szybą. Dodatek mięty sprawia, że wosk ten jest rześki, więc idealnie sprawdzi się w dni kiedy zjedliśmy o jeden kawałek ciasta za dużo, albo tak jak ja dzisiaj, wróciliście z siłowni i po kąpieli macie ochotę zanurzyć w jakimś relaksującym zapachu, który nie przytłoczy Was słodyczą wanilii czy przypraw korzennych. Śmiało mogę powiedzieć, że to jeden z lepszych zimowych zapachów i choć przede mną jeszcze jeden wosk z kolekcji Q4, ten zdecydowanie mogę uznać za faworyta tegorocznej zimy.

Ocena: 9/10

niedziela, 20 stycznia 2019

Wosk "Frosty Gingerbread" YankeeCandle

Witajcie w tę zimową, mroźną niedzielę. Mam nadzieję, że dziś odpoczywacie i regenerujecie swoje siły przed nadchodzącym poniedziałkiem. Ja pomału dochodzę do siebie po przeziębieniu, które męczyło mnie cały tydzień. Katar skutecznie odciągał mnie od palenia wosków, ale dziś w końcu mogę oddychać pełną piersią, co zaskutkowało też nowym testem w kominku. Obecnie jestem jeszcze na etapie zimowych wosków z Q4, ale już niedługo zaprezentuje Wam moje nabytki aż zza wielkiej wody. Liczę na to, że już żadna choroba mnie nie powstrzyma i uda mi się jeszcze w najbliższym czasie zapoznać Was z tymi pachnącymi maluszkami. A dziś zapraszam na przygodę w iście piernikowym wydaniu od Yankee! Gotowi? ;)



Do piernikowych kompozycji od Yankee podchodzę z lekkim dystansem. Zazwyczaj ich piernikowe aromaty są ciężkie i praktycznie w niczym nie przypominają aromatu tych pysznych korzennych ciasteczek. Tym razem jednak jest w tym zapachu coś mnie ujęło. Owszem, jest bardzo mocny, korzenny, ostry i trochę "nadpalony" (mam wrażenie, że pierniczki, które serwuje nam Yankee odrobinę zbyt długo posiedziały w piekarniku, bo mocno czuć nieco zjarane boki), ale jest to faktycznie zapach pieczonych ciastek z duża ilością cynamonu i innych, korzennych nut. Odnoszę wrażenie, że sporą robotę zrobił dodatek lukru, który złagodził całą kompozycję i nadał jej nieco bardziej jadalny charakter. Całość niezła. Perfekcją bym tego nie nazwała, ale mój nos przyjął ten wosk z aprobatą, więc i Wam polecam jego wypróbowanie (o ile lubicie się w takich nutach). Może to będzie Wasz strzał w 10. :))

Ocena: 7/10

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Wosk "Winter Wonder" Yankee Candle

Dawno mnie było! Święta zleciały tak szybko, że zanim zdążyłam się zorientować, już wracałam do pracy. Musicie mi na wstępie wybaczyć, ale świąteczne lenistwo połączone z obżarstwem skutecznie odciągnęło mnie od pisania bloga i palenie wosków. :) Niemniej jednak wracam do życia w blogsferze i pomału przepraszam się z kominkiem, który najwyraźniej też miał wolne, tym bardziej, że pogoda i aura zimowa jak najbardziej do tego nastrajają. Zostało mi jeszcze kilka świątecznych wosków, więc liczę na to, że w najbliższym czasie będzie się działo. Nie przedłużająca na ten nowy rok, zaczynamy!  :D



Czyż etykieta tego wosku nie jest cudowna? Przytulna, ciepła, komfortowa... nic tylko usiąść tam z książką i odpocząć. I właśnie taki jest też sam zapach. Puchaty, ciepły, słodki, ale nie z gatunku mdłej słodyczy, tylko takiej eleganckiej, komfortowej, lekko podbitej cytrusami. Sama kompozycja przypomina mi aromat świeżo wyjętego biszkoptu waniliowego, posmarowanego pysznym kremem cytrynowym. Mniam! Aż ślinka leci. W tym wosku z pewnością czuć wanilię, cytrynę, drzewo sandałowe. Jest przepiękny, elegancki, a jednak nawiązuje do typowo domowego ciepła. Idealny na tę porę roku, kiedy za oknem sypie śnieg. Będzie jak znalazł podczas relaksu kiedy wrócimy zziębnięci z pracy i zechcemy ogrzać się przy kubku gorącego kakao. :)

Ocena: 9/10