czwartek, 7 lutego 2019

Wosk "North Pole" Yankee Candle

Ostatnio stres w pracy trochę daje mi w kość. Na całe szczęście są jeszcze takie poprawiacze nastroju jak woski i świece zapachowe. Dziś przychodzę do Was z recenzją wosku, który leciał do mnie aż ze Stanów. Tak swoja drogą, to czy i Wam nie podobają się nowe formy etykietek czy tylko ja nie doceniam nowości i zmian idących z biegiem czas? ;p Ja pokochałam Yankee właśnie za ich etykiety, dopiero potem, gdy wrzuciłam pierwszy wosk do kominka, przepadłam. Już teraz wiem, że będę ogromnie tęsknić za tymi boskimi naklejkami i z niechęcią witam minimalistyczną grafikę. No ale cóż, w końcu zapach się liczy! :D A dziś będzie bardzo po mojemu. A co! Jak poprawiać nastrój to po całości, choćby na chwilę. :) Romans mięty i lukru, jedno z moich ulubionych połączeń. A jak wypadło globalnie? Zapraszam do postu poniżej!



Ten zapach jest boski! Cudowny, niesamowity, orzeźwiający, a jednocześnie słodki i apetyczny. Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać pochlebne epitety na temat tego wosku. Dla mnie to zrównoważony mix mięty pieprzowej i lukru do ozdabiania pierniczków. Jest nieco bardziej miętowy od znanego może niektórym Candy Cane Lane, ale moim zdaniem o niebo przez to lepszy. Oj, zdecydowanie wieje tu mroźnym powietrzem wprost z Laponii, choć nie brakuje też słodkich cukierków, które wysypują się z szuflady Św. Mikołaja. Kompozycja do zjedzenia. Apetyczna, nieco kuchenna, w której po czasie pojawiają się delikatne nuty biszkoptu. Coś niesamowitego! Najlepszy z  dotąd testowanych wosków miętowo-lukrowych i szkoda, że tak ciężko dostępny. Moc znakomita (a dziś mam lekki katar ;p). Z pewnością mogę go Wam polecić!


Ocena: 10/10

1 komentarz: