Ryzyk, fizyk jak mawiają niektórzy! Swoją drogą, to ciekawe skąd wzięło się to powiedzenie. Moim zdaniem przykładowo chemicy dużo bardziej by tu pasowali. Nieprawda?! Niestety, gra słowna i rym chyba zwyciężają w tym powiedzeniu... :D Nie o tym jednak dzisiaj, a o jednym z największych dziwaków mojej kolekcji, a mianowicie Sizzling Bacon! I mówiąc szczerze, to od momentu jego zakupu nie mogłam się zdecydować by wrzucić go do kominka i moment ten odkładałam i odkładałam... Przyszła jednak ta wiekopomna chwila, kiedy ciekawość zwyciężyła nad obawą i wosk poszedł "pod nóż". Dosłownie. Zapraszam w takim razie na recenzję. U mnie już pachnie. A Wy, czujecie już zapach pieczonego bekonu?! :D
Do tej pory w mojej kolekcji, poza solonym karmelem i drewnem z plaży nie było żadnej wytrawnej kompozycji w podobnym, słonym stylu. Kiedy usłyszałam o tym bekonowym wosku, uznałam, że musi być mój. Bo kto nie lubi pysznego aromatu skwierczącego na patelni bekonu, który roznosi się po kuchni podczas porannego śniadania? Pychota, prawda?! Właśnie tak widzę ten zapach i mój posiłek przed wyjściem do pracy czy na uczelnię. Niestety, to co dostałam chyba nawet nigdy nie leżało koło bekonu. Aromat jest sztuczny, dymny i jakby gumowy. Mnie kojarzy się z jakąś bliżej nieokreśloną mieszanką tworzywa sztucznego, octu i kleju (wspominany chemik okazał się być chyba zgubnym proroctwem w tym wypadku!). Nie jestem w stanie wyczuć tu żadnej, przyjemnej dla mojego nosa nuty. Jakbym miałam najbliżej określić podobieństwo tego zapachu do obiecywanego apetycznego bekonu, to wskazałabym tłusty płat bekonu z jednego z popularnych fastfoodów, który przypadkiem wpadł za kuchenkę i przeleżał tam dobry miesiąc, by podczas generalnych porządków wyjść na światło dzienne. A fuj! Podejrzewam, że nawet w przypływie największego głody nie mogłabym spojrzeć na niego przychylnie. Szkoda, liczyłam na coś ekstra, a tu klapa! Takim aromatom zepsutego, chemicznego tłuszczu podziękuję i z całą pewnością nie sięgnę po niego więcej... nigdy, nigdy więcej.
Ocena: 3/10
Z tym fizykiem, to chodzi pewnie o to, że jak się idzie na lekcje fizyki, to ryzykuje się dostaniem jedynki ;) U mnie tak było ;) Co odpaliłaś, żeby przepędzić bekon?
OdpowiedzUsuńSalted Caramel. Był jedynym mocnym i dodatkowo lekko słonym woskiem, który mógł zamaskować ten bekonowy koszmarek. :)
UsuńNo to już wiem dlaczego tak się obawiałąś go rozpalić... :D Fuj, ja wogle zaskoczona byłam, że go kupiłaś ;p
OdpowiedzUsuńBo bekon to ja uwielbiam, taki spieczony na patelni,mmm. Ale w aromaterapii słonym zapachom to ja podziękuje.
Rozumiem, że wosk został wygnany do kosza? ;)
A Beach Wood? :P
UsuńWosk leży jeszcze w szufladzie, ale nie ma takiej siły, co by mnie skłoniła do jego ponownego odpalenia. Póki co żołądek mam pod migdałkami i nawet słodziutki karmel nie jest w stanie tego zmienić. :(
Oddam w dobre ręce, jeśli ktoś chce... w innym razie pozwiedza dno mojego śmietnika.
Beach Wood nie jest aż tak do końca słony bo nie jest tak spożywczy jak ten bekon :)
UsuńBrrr nieźle wstrętny musi być :/ Za to Beach Wood kocham przeogromnie!
OdpowiedzUsuńJest! Moje mdłości są tego tego dowodem. :/ A szkoda go...
UsuńBeach Wood mam, ale jeszcze nie odpakowany. Na razie muszę zrobić sobie odwyk od słonych zapachów, bo chwilowo mam do nich ogromną niechęć. :(