czwartek, 10 września 2015

Wosk "Harvest Moon" Busy Bee

Zrywając wieczorną porą (praktycznie po ciemku z latarką :P) jabłka na szarlotkę, tak sobie pomyłam, że to jest doskonały moment na zapalenie nowego wosku, który idealnie będzie odzwierciedlał mój dzisiejszy nastrój. W miejscowości w której mieszkam, szykowane są właśnie dożynki, co wyraźnie czuć przez atmosferę jaka panuje dokoła. Bale z sianem... słoneczniki, dynie, prawdziwe święto na zakończenie żniw! U nas to prawdziwa tradycja, obejmująca pieczenie domowych ciast, stare piosenki i straganiki ze swojskimi produktami. To wszystko przypomina mi dzieciństwo, domowe wypieki i obowiązki na polu, kiedy po ciężkiej pracy piekło się ziemniaki w ognisku i zajadało się soczyste jabłka z sadu. A potem przychodziło się do domu, wypijało się kubek gorącego kakaa na wieczór i po kąpieli z przyjemnością zakopywało się w puchatej pościeli. Harvest Moon nie miałby lepszego dnia na debiut! :D


"Nocne Żniwa", tak właśnie brzmi nazwa tego wosku, która mnie osobiście kojarzy się dużo bardziej ze starym amerykańskim horrorem niż z dożynkami i przytulnością końca lata :P. Na zimno zapach jest cudny i wyraźnie czuję w nim jakieś drzewo iglaste, chłód jesieni i aromat przypiekanych na ognisku jabłek (których notabene nie ma w składzie, ale ja je czuję i już! :D). Po wrzuceniu do kominka w pierwszej kolejności pojawia się słodycz i tym razem faktycznie czuję ananasa w towarzystwie słodkiej głuszki, taki delikatny miks (o dziwo!) o bardzo jesiennym klimacie. Potem pojawia się cedr i świerk, który wraz z eukaliptusem nadają całości chłód i rześkość. O tak! Mieszanka wręcz boska, czuję się jakbym  późnym, zimnym popołudniem wraz ze znajomymi siedziała w sadzie i podpiekała na ognisku smakowite jabłka, które właśnie spadły z drzewa. W tle pojawia się zachód słońca, słyszę szum pierwszych opadłych liści, hałas przelatujących nad nami w kluczu kaczek i lekki wietrzyk, zwiastujący jesień. I w tym momencie pytam dlaczego? Dlaczego tak piękny aromat (który moim zdaniem był bliźniaczo podobny do Applewood Orchard) tak bardzo się zmienił? Niestety, po kolejnych 5 minutach palenia, zbyt mocno wyszły na wierzch nuty drzewne i iglaste, do których dołączył intensywny aromat eukaliptusa i czegoś jeszcze... a zapach stał się tak okropny, że z każdą minutą czułam jak coraz bardziej mnie od niego mdli. Ostatecznie skapitulowałam i zmuszona byłam do zgaszenia tealighta. Nawet moja mamusia, dużo bardziej tolerancyjna wobec zapachów, wyraziła o tym wosku nieprzychylną opinię. Duszący, mdły i mam wrażenie toaletowy. Pozostaje mi tylko pocieszyć się zapachem szarlotki, która stygnie w kuchni, bo temu woskowi już podziękuję i nie liczę, że jeszcze zagości w moim kominku. :(

Ocena: 3/10

7 komentarzy:

  1. A tak dobrze się zapach zapowiadał... szkoda :( Ja w końcu musze kupić kilka wosków Busy Bee, bo jeszcze ich nigdy nie miałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam choćby spróbować tą firmę. Dla mnie to taki kot w worku - niektóre zapachy są cudne, inne wręcz przeciwnie, nigdy nie wiadomo na co się trafi. :D

      Usuń
  2. Pięknie opisałaś ten zapach! Powinni Ciebie zatrudnić w aromatycznej firmie opisującą zapachy :D Gdyby nie taka niska ocena to po Twojejej początkowej recenzji kupilabym go w ciemno :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam zachwycona na początku. Nawet zapragnęłam zamówić kolejny wosk. Niestety po 5 minutach bajka prysła, karoca zamieniła się w dynię i z pięknej jesieni w sadzie, przeniosłam się do pokoju z koszmarnym woskiem. :/ Nigdy chyba tak jeszcze nie miałam i zazwyczaj mogłam na podstawie zapachu na zimno ocenić mniej więcej wosk na ciepło... niespodzianka.

      Usuń
  3. Pięknie opisałaś ten zapach! Powinni Ciebie zatrudnić w aromatycznej firmie opisującą zapachy :D Gdyby nie taka niska ocena to po Twojejej początkowej recenzji kupilabym go w ciemno :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapalilam go w pracy i nagle zaczęło śmierdziec zapachem starych ludzi!!!:0 Ech, od razu go usunelam z kominka ;) Okropności!

    OdpowiedzUsuń