Dawno mnie nie było. No cóż, trochę ostatnio jestem zapracowana. Nie mam czasu na palenie wosków, bo kiedy przychodzę do domu, to marzę jedynie o śnie. Dziś wieczorem jednak miałam chwilę czasu tylko dla siebie i w końcu udało mi się odpakować wosk na który czaiłam się już od dłuższego czasu. Ostatnio przechodzę fascynację perfumami z oudem i choć wiele firm miesza go ze znienawidzoną przeze mnie różą ;p, to i tak testuję kolejne i kolejne. :) Z jak z odwzorowaniem tego zapachu poradziła sobie Yankee Candle? Jeśli jesteście równie ciekawi co ja, to zapraszam do dalszej części postu. :)
Głęboki, zmysłowy, słodki, gęsty. Wosk cudowny, idealny na tę porę roku. Nadaje przytulności, ciepła i charakteru naszym pomieszczeniom. Rozchodzi się doskonale, jest intensywny, ale nie męczący. Czy ma coś wspólnego z oazą? Może i tak. Jest w nim coś bliskowschodniego, gorącego, namiętnego, jak późny, przygasający, upalny zmierzch gdzieś na pustyni. Jest słodki, a jednocześnie dystyngowany, nie ma w sobie nic z cukierkowego ulepku. Nie miałabym nic przeciwko gdybym znalazła perfumy o takim zapachu. Z powodzeniem nosiłabym je na gorące, letnie wieczory lub chłodne jesienne dni. Bardzo kobiecy, a jednocześnie uniseksowy zapach. Idealny do sypialni na wieczór. Jeden z faworytów. :)
Ocena: 10/10
Chyba muszę sobie go przypomnieć ;)
OdpowiedzUsuńJa też muszę sobie o nim przypomnieć, ale też pamiętam, że był cudowny, taki dymny i ciepły. Ach! :D
OdpowiedzUsuń:*
halooo ;> Wyczekuję nowego postu i wiadomości! ;)))
OdpowiedzUsuń