środa, 2 marca 2016

Perfumy "Blame" Jean Marc

To pierwszy tego typu produkt, recenzowany na moim blogu! Jako prawdziwa zapachoholiczka, w moim życiu nie może zabraknąć tego najistotniejszego, codziennego, zapachowego czynnika jakim są perfumy! Tak samo jak w przypadku wosków, mam też bzika na punkcie tych małych, pięknych, nieraz fantazyjnych flakonów, które zdobią moją toaletkę i umilają mi dzień, niezależnie od tego czy idę do pracy, czy pragnę spotkać się ze znajomymi. Uwielbiam z perfumami kombinować. Co jakiś czas nosić co innego, w zależności od mojego nastroju i pory dnia. Raz są to mocne, głębokie i kobiece kompozycje, innym razem lekkie, dziewczęce lub słodkie. Każdych mam ochotę spróbować, powąchać i przetestować, cieszyć się obserwując jak rozwija się ich zapach i zaspokajać moje zapachowe zmysły! Dziś prezentuje Wam zapach, który w moim posiadany jest od dwóch lat, ale ostatnio testuję go bardziej "namolnie" niż zwykle i noszę praktycznie na-okrągło. :D Jeśli macie tego samego perfumowego bzika co ja, to zapraszam na recenzję! :)


Opisując te perfum powinnam zacząć od tego, że je wprost uuuuwielbiam! :D Nie poznałam do tej pory, równie pięknej kompozycji co ta. Blame, to perfumy typowo szyprowe-owocowe, czyli moja ulubiona grupa olfaktoryczna. Nie przypominają mi typowych, kobiecych perfum, o nieee. Nie ma w nich dużej ilości kwiatów, wanilii czy drzewa sandałowego. Nie przypominają ani ciężkich, kobiecych i mocno wieczorowych kompozycji jak Chanel, ani tych lekkich, zwiewnych czy słodkich jak Naomi Campbell. To zupełnie inny gatunek :D. Ja czuję w nich głównie paczulę, nic więc dziwnego, że tak bardzo mi się podobają. Zaraz po magicznej paczuli do głosu dochodzi jeszcze ambra i pieprz, które idealnie się równoważą. Całość otulona jest natomiast delikatnym, i prawie nieuchwytnym aromatem brzoskwiń, których choć nie czuć samych w sobie, to nadają słodyczy i przytulność. W kompozycji obecne są jeszcze mandarynki, lilie, róża i geranium, ja natomiast nie jestem w stanie ich uchwycić. Dla mnie Blame to taka mocno unisexowa kompozycja, która nawet bym powiedziała, czasami przeważa na stronę męską. Kobieco robi się dopiero, kiedy perfumy trochę zwietrzeją, czyli (niestety :( ) już po kilku godzinach. Wtedy słodycz brzoskwiń jest bardziej wyczuwalna, choć subtelna. Niemniej jednak, pomimo skąpej trwałości, uwielbiam ten zapach. Jest głęboki, niepowtarzalny, i ma w sobie coś trudnego do zidentyfikowania, coś jednocześnie gorzkiego i surowego, z zarazem przytulnego i słodkiego. Cudo! Kiedy tylko mam je na sobie przypomina mi się schyłek gorącego lata, gdy byłam jeszcze nastolatką. Gęste, wilgotne, ciepłe wieczory, spędzane beztrosko w towarzystwie przyjaciół. Nie wiem dlaczego, ale Blame dosyć mocno kojarzy mi się w czymś z woskiem Morning Air od Yankee Candle. Ma tą samą ciekawą, trudną do identyfikacji nutę, którą ja określiłabym jako głębię. Nie są to sensu stricte takie same zapachy, ale mają wiele wspólnych cech. Dla fanek MA, Blame może okazać się idealny! :) Ja jestem zakochana i chyba zaczynam myśleć o kolejnym flakonie! :)

Ocena: 10/10 <3

3 komentarze:

  1. Piękne zdjęcie! Zazdroszczę toaletki.;) Póki co to moje niespełniene marzenie od wielu lat :( Może się spełni jak już będę na swoim. :)
    Podoba mi się to w jak piękny sposób opisałas swoje ulubione perfumy. Aż zapragnęłam jak najszybciej je powachac :D Po prostu bajka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje też było, aż któregoś dnia poszłam do sklepu i powiedziałam sobie: to jest ten dzień :) I tak toaletka wróciła ze mną do domu.
      A perfumy faktycznie są niesamowite. Wiem, że nie każdemu mogą przypaść do gustu, bo z pewnością są nietypowe, ale mają coś co ja w nich uwielbiam. :) No i te wspomnienia... :D

      Usuń
  2. Każda z nas ma swoje ulubione perfumy, jednak lubimy szukać nowości, dzięki którym możemy poczuć się jeszcze bardziej wyjątkowo.

    OdpowiedzUsuń